wtorek, 31 października 2017

Halloween

Halloween, maski, przebrania, dynie
      Halloween ma równie wielu zwolenników, co przeciwników. Ci, którym się podoba, podkreślają zabawny charakter tego "święta", dający możliwość przebierania się i uciechy "po pachy"; przeciwnicy mówią, że zaburza smutno - nostalgiczną atmosferę pierwszolistopadowego święta, a u dzieci wywołuje strach, czy wręcz traumę. 

    Michaś i Krzyś już dwa tygodnie temu zakomunikowali, ze w szkole będzie dzień Halloween, w czasie którego będą nie tylko dekorować sale lekcyjne, przebierać się, ale i poznawać historię tego dnia. nie lubię, kiedy chłopcy do takiego dnia nie są wcześniej choć trochę przygotowani merytorycznie, więc poszukałam wcześniej informacji o Halloween. Może wstyd się przyznać, ale dotychczas niewiele wiedziałam o obchodach tego dnia, bo Halloween było mi zupełnie obojętne. Ale nadszedł moment kiedy trzeba było nabyć wiedzę. I cóż się okazuje? Halloween ma głębsze korzenie niż katolickie święto ku czci zmarłych. Wywodzi się z zamierzchłych, przedchrześcijańskich czasów, tylko przez lata zostało uwspółcześnione i skomercjalizowane. Ponadto zawsze obchodzone było właśnie w ostatni dzień października, jako przejście z okresu jesiennego w zimowy. Tymczasem święto zmarłych zostało sztucznie przetransportowane z maja na listopad... Poza tym wszystkich Świętych też jest w pełni skomercjalizowane - zwykłe lampki zamieniają się coraz częściej w "wiecznie płonące" znicze elektroniczne, a przed cmentarzami w dniu pierwszego listopada można się najeść frytami i hod-dogami, a dla dzieci kupić balony i inne odpustowe badziewie made in China.:(

poniedziałek, 30 października 2017

Przywiało późną jesień

późna jesień, konie,konie na wybiegu, grzyby późnojesienne, maślak  żółty, uszak bzowy
      Powiało przez ostatnie dni ostro i przywiało nam nie tylko deszcz, ale i pierwszy śnieg, z którego Michałek i Krzyś cieszyli się bardzo, a ja ani trochę. Jestem stworzeniem ciepłolubnym i późnojesienne i zimowe temperatury zdecydowanie nie należą do moich ulubionych. A zrobiło się lodowato. W niedzielę mieliśmy iść do Puszczy Niepołomickiej po czubajki i zdjęcia grzybowych ciekawostek. Od nocy wiało i lało niemiłosiernie. Krople deszczu ładowały się prosto w moje dopiero co umyte okna, chociaż mają do przebycia dwa metry zadaszonego balkonu i rzadko kiedy docierają do szyb. Ale mniejsza z oknami. Porywy wiatru były na tyle mocne, że mogły powalać drzewa, więc w lesie tym razem nie byłoby całkiem bezpiecznie. Poza tym chłopcy nie mieli najmniejszej ochoty na spacer. Darowałam im ten spacer, po raz pierwszy chyba w życiu. Od niepamiętnych czasów, po raz pierwszy zostaliśmy w wolny dzień w domu. Koniska w tym dniu też miały areszt stajenny, bo szefowa zadecydowała, że nie będzie ich wyganiać na taki straszliwy wiatr, ziąb i deszcz.

piątek, 27 października 2017

Dopadłam australijskie śmierdziele!

grzyby 2017, grzyby w październiku, grzyby w Krakowie, grzyby inwazyjne, śmierdzące grzyby, grzyby tropikalne
    Na okratki australijskie w krakowskiej miejscówce polowałam od roku. Wszystko zaczęło się od tego, jak rok temu jesienią koleżanka podrzuciła fotkę zejściowego okratka z pytaniem co to za cudo. Wypytałam dokładnie o miejsce, w którym na niego trafiła i dokładnie penetrowałam fragment lasu, w którym zostały znalezione owocniki tego tropikalnego śmierdziela. Niestety, było już chyba za późno dla nich i nie udało mi się ich zlokalizować. A zależało mi na spotkaniu z nimi, ponieważ, po pierwsze, okratka w naturze widziałam tylko raz i to dawno temu, a po drugie, nie słyszałam, żeby ktoś w okolicach Krakowa spotkał ten gatunek. Jest to zatem jedno z pierwszych stanowisk tego gatunku na moim terenie.

    Ponieważ do lasku, w którym spotkała je koleżanka, mam niedaleko (to Las Borkowski, którego spora część została tej wiosny wycięta), byłam tam już kilka razy od powrotu z wakacji. I dopiero teraz, na koniec października, udało mi się znaleźć to, czego szukałam.

czwartek, 26 października 2017

W poszukiwaniu wilgotnic i cesarza oraz ostateczny zbiór orawski

grzyby 2017, grzyby na Orawie, grzyby w październiku, wilgotnice, rydze, podgrzybki, piestrzenica infułowata, zbiory grzybowe 2017, jesień na Orawie
     Po zakupie oscypków i konsumpcji serkowo - żętycowego posiłku, pożegnałam bacówkę i moich chłopaków. Wyruszałam teraz na samotną wędrówkę z bacówki na lipnickie podwórko. To około sześciu kilometrów przez lasy i łąki, ale jak się zbacza z drogi w celu krążenia po lesie, to wiadomo, że trasa znacząco się wydłuża. Czasu w nadmiarze nie miałam, więc ruszyłam z kopyta. Obiecywałam sobie wiele po tym moim samotnym spacerze - przede wszystkim odpoczynek od nieustannych zawołań "Mamo!", spokojny marsz w pięknych okolicznościach przyrody i oczywiście grzybki. Liczyłam na spotkanie z wilgotnicami i trochę mniej na cesarza, czyli dwupierścieniaka cesarskiego. Na trasie, którą zamierzałam przejść, są dwie miejscówki tego gatunku, którego w tym roku nie udało mi się jeszcze spotkać.

wtorek, 24 października 2017

Pożegnanie z bacówką 2017

    Bacówka w Lipnicy to miejsce kultowe. Każdej wiosny z utęsknieniem czekamy na oscypki z pierwszych wypasów owiec na orawskich łąkach, przez całe lato żywimy się oscypkami i bundzem, a jesienią żegnamy się do następnej wiosny. To już ostatnie dni wypasu owiec i ostatnie serki. Nostalgiczna aura i spadające powoli liście zesłały na Pawełka wenę, czego efektem jest film. Zapraszam do obejrzenia naszego pożegnania z jednym z najpiękniejszych miejsc na Orawie.

poniedziałek, 23 października 2017

Ostatni grzybowo - bacówkowy wypad na Orawę

grzyby 2017, grzyby w październiku, ostatnie grzybobranie na Orawie
     W sobotę wybraliśmy się na ostatnie w tym roku górskie grzybobranie na Orawie. Jeszcze w piątek prognozowany był pod Babią ciągły deszcz, ale w sobotę rano okazało się, że opady zostały odwołane. W związku z tym Pawełek zrezygnował z założenia swojej nowej kurtki przeciwdeszczowej, której nie miał jeszcze okazji przetestować w warunkach leśno-błotno-deszczowych. Ja tam zapowiedziom pogodowym nigdy w pełni nie ufam, więc spakowałam dla Michałka i Krzysia kurtki w wersjach cieplejszej i lżejszej, spodnie i skarpetki na przebranie oraz zapasowe buty. Razem z koszykami te wszystkie akcesoria wymienne wypełniły dużą powierzchnię bagażnika. Zanim wyruszyliśmy, zdążyło się nieco rozwidnić, a tuż za Krakowem mgła zrobiła się zdecydowanie mniejsza. Chłopcy po drodze jeszcze trochę przysypiali, więc droga upłynęła w ciszy i spokoju.

niedziela, 22 października 2017

Ostatni trening, kasztany i oszukane boczniaki

grzyby 2017, grzyby w parku, zabawa w parku, zbieranie kasztanów, trening piłkarski
     We wrześniu, z powodu ciągłego deszczu, kilka Krzysiowych treningów piłkarskich zostało odwołanych, bo boisko zamieniło się w basen ze sporą warstwą błotka na dnie. Aura nie skąpiąca deszczu wygoniła drużynę do hali wcześniej niż w ubiegłym roku i od początku października chłopcy kopią piłę pod dachem. Pogoda jednak pokazała ostatnio swoje jaśniejsze oblicze i przez blisko tydzień mogliśmy się cieszyć niemal letnimi temperaturami i słoneczną jasnością na niebie. W związku z tym zaplanowane zostało odrabianie na boisku odwołanych we wrześniu treningów. Ostatni trening pod gołym niebem miał się odbyć w piątek.

czwartek, 19 października 2017

Jaworzańskie grzyby na "P"

Gyromitra infula piestrzenica infułowata
    W Jaworznie, oprócz gąsek, kań i rydzów, czekała nas wspaniała niespodzianka na "P" (i nie chodzi to o Pawła jaworzańskiego, którego obecność była oczywistością, a nie niespodzianką:)). Jeszcze zanim dotarliśmy do pierwszego z zaplanowanych do odwiedzenia lasów, Paweł pochwalił się, ze znalazł w jednym ze swoich lasków piestrzenicę infułowata. Grzybek ten był zaskoczeniem zarówno dla niego, jak i dla mnie. Gatunek ten jest bowiem rzadkością, a najprędzej można go spotkać w górskich lasach. Dotychczas nie natrafiłam na tę jesienną piestrzenicę w żadnym innym miejscu poza Orawą. Tymczasem, podczas spaceru i gąskobrania, okazało się, że piestrzenice te czają się w wielu, wielu miejscach jaworzańskiego lasu. Trafiły się też inne grzybki na "P", które możecie zobaczyć poniżej.

środa, 18 października 2017

Kaniutki i rydze z Jaworzna

grzyby 2017, grzyby w październiku, grzyby w Jaworznie, jesienne grzybobranie, czubajki kanie, rydze, gąski, gąsówki
    Kiedy wychodziliśmy z gąskowego lasu, Michałek i Krzyś nie myśleli już o niczym innym niż spotkanie z Mają i Nelą. Dlatego też nie byli zachwyceni, kiedy wujek Paweł oznajmił, że podjedziemy jeszcze do jednego lasu, bo z drogi widział dzień wcześniej kanie rosnące na skarpie. A przecież kaniutkom odpuścić nie można.:) Zrobiło się ciepło, a nawet wręcz upalnie, więc chłopcy byli też nieco zmęczeni temperaturą, bo przecież już się zdążyliśmy przestawić na nieco chłodniejsze, jesienne dni. A tu się zrobiło gorąca jak w środku lata i gdyby nie kolorowe liście na drzewach, można byłoby zapomnieć jaką mamy porę roku.

poniedziałek, 16 października 2017

Jaworzańska gęsina

grzyby 2017, grzyby w październiku, gąski, jadalne gąski, niejadalne gąski, rozpoznawanie gąsek
      Na październikowy wyjazd do Jaworzna i spotkanie z Pawłem, Iwonką, Mają i Nelą byliśmy umówieni już w kwietniu. Celem wspólnej wyprawy miało być obejrzenie jesiennych błyskoporków podkorowych, które fotografowałam w marcu. W efekcie totalnego ataku innych grzybów i krótkości jesiennego dnia, nie dotarliśmy do lasu, gdzie rosną błyskoporki i nie zrobiłam porównania ich wyglądu i wielkości po okresie wiosenno - letniej wegetacji brzóz, na których pasożytują. Ale to nic straconego; będzie zadanie do wykonania na przyszły rok. A ten wyjazd i tak był tak obfity w grzyby wszelakie, że nie da się go ogarnąć w jednym wpisie.:)

niedziela, 15 października 2017

Jak za Michałkiem uszka chodziły

Michas-robi-uszka
      Michałek uwielbia uszka. Takie domowe, dość duże, z barszczykiem kiszonym przez mamę. Już rok temu stał się namiętnym uszkożercą, więc kilkakrotnie robiłam mu te uszka w ilościach półhurtowych i mroziłam w porcjach, żeby w razie potrzeby wyjąć z zamrażarki i zaspokoić głód mojego synka. Dawno już się te zapasy skończyły i od czerwca Michaś nie jadł jednej ze swoich ulubionych potraw. A zaczęły te uszka chodzić za nim już w sierpniu. Tłumaczyłam, że podczas wakacji w Lipnicy nie ma szans na wygospodarowanie czasu na robienie uszek, więc odkładałam produkcję na czas, kiedy wrócimy do Krakowa. Na drogi dzień po powrocie Michałek już ponownie pytał, kiedy WRESZCIE będziemy robić te uszka. A tu trzeba się było szykować na wyjazd na mazurski zlot grzybiarski... I tak odkładałam i odkładałam to robienie uszek prawie w nieskończoność. Ale kiedy już nastawiłam buraki do kiszenia i Michałek zobaczył na kuchennym blacie kamienny gar, odwrotu nie było. Zapowiedziałam, ze będziemy kleić uszka w sobotnie popołudnie, po powrocie ze stajni.

sobota, 14 października 2017

Za późno wytropione

purchawica olbrzymia, czasznica olrzymia
      Purchawice olbrzymie, zwane aktualnie czasznicami olbrzymimi, spotykałam dość często, kiedy były grzybami chronionymi. Znane stanowiska zamieniły się jednak w tereny budowlane i wybetonowane, a ja olbrzymkę spotykałam sporadycznie. W tym roku, szalonym roku grzybowym, w którym rozmaite gatunki rosną gdzie popadnie i to w ilościach hurtowych, widziałam ten gatunek przy samej drodze, kiedy wracaliśmy z mazurskiego spotkania grzybiarskiego (nie było nawet jak stanąć, żeby drogi nie zablokować, więc pojechaliśmy dalej) Później znalazłam w parku trzy sztuki, które zostawiłam do podrośnięcia i ktoś je skopał - leżały rozwalone na kawałeczki, kiedy przyszłam po nie po dwóch dniach. I teraz, w tygodniu, miałam trzecie z nimi spotkanie.

środa, 11 października 2017

Taki cudak z niedzielnego spaceru

Buchwaldoboletus lignicola złotak czerwonawy
      Wspominałam już we wpisie o niedzielnym grzybobraniu, że znalazłam grzybka, którego nie umiem nazwać. To oczywiście nie jest rzadkością, że nie znam imienia znalezionego gatunku, ale tym razem grzybek był niezwykle charakterystyczny i miałam gdzieś w głowie zapisany jego obraz z jakiegoś zdjęcia, ale za nic w świecie nie mogłam sobie przypomnieć gdzie to zdjęcie widziałam, a tym bardziej, co ono przedstawiało. Znalezione grzybki rosły pierwotnie w kępce na pniu modrzewia, u jego podstawy. Nie byłam niestety pierwszą osobą, która zwróciła na nie uwagę. Mój poprzednik obszedł się z nimi brutalnie - potraktował je z buta. Widocznie zorientował się, że to nie opieńki i je podeptał. Z grupy kilku owocników ocalał jeden cały, leżący na ściółce i drugi, nie całkiem rozdeptany. Takie grzyby widziałam w realu po raz pierwszy w życiu. Ponieważ chadzam po lasach sporo, więc takie znalezisko, z którym nie miałam okazji się spotkać, na pewno nie jest grzybem często występującym. Przystąpiłam zatem do dokładnych oględzin miejsca i zniszczonych owocników.

wtorek, 10 października 2017

Niedziela, jak zwykle, w lesie

grzyby 2017, grzyby w październiku, jadalne podgrzybki, czubajki, borowiki, lejkowce dęte, pieprzniki ametystowe
     Niedzielny wyjazd do lasu był oczywistą oczywistością. Dylematem był jedynie wybór tego lasu, bo chciałoby się być w kilku miejscach równocześnie, a to przecież nie jest możliwe. Po wstępnym "odsiewie" pozostały dwie opcje - Puszcza Niepołomicka i Las Skarbowy koło Bochni,w którym pierwszy raz byliśmy dwa lata temu i zebraliśmy sporo siedzuni sosnowych. Ciężar wyboru spadł jak zwykle na moje barki, bo menażeria jest przyzwyczajona, że to mama podejmuje takie ważne decyzje. Po głębokiej analizie wspomnień, doszłam do wniosku, że puszczańskie czubajki jeszcze na nas poczekają, bo rosną nawet w listopadzie, a las koło Bochni jest bardzo urozmaicony i można w nim spotkać nie tylko jadalniaki, ale i ciekawostki grzybowe. To był dobry wybór, bo spacer mieliśmy wspaniały i koszyki zostały zapełnione.:)

niedziela, 8 października 2017

Październikowe popołudnie wypełnione grzybami

grzyby 2017, grzyby w październiku, podgrzybek brunatny, borowik szlachetny, opieńka ciemna, muchomor czerwieniejący, pieprznik trąbkowy, czubajka czerwieniejąca, lejkowiec dęty, czernidłak gromadny, muchomor czerwony, borowik szlachetny, boczniak ostrygowaty
     Zazwyczaj w sobotę spędzamy przedpołudnie z konikami, a po południu mamy dzień gospodarczy - czyli chłopcy zajmują się swoimi przyjemnościami komputerowo - tabletowo - książkowymi, a ja odrabiam pańszczyznę, czyli sprzątam, piorę i ogólnie nadrabiam to wszystko, czego nie uda się zrobić w ciągu pracującego tygodnia. Nie tym razem jednak.:) Umówiliśmy się z wujkiem Marcinem i Natalką na przedpołudniowe stajniowanie i popołudniowy wypad do lasu. Michaś i Krzyś nie widzieli się z kuzynką od wiosny i byli niezwykle spragnienijej towarzystwa. 

    Rano ja zabrałam Michasia i Krzysia do stajni, a Pawełek pojechał po Marcina i Natalkę. Okazało się, że dołączyła do nich jeszcze Kamila, koleżanka Natalki, więc dzieciaki miały na tyle towarzystwa, żeby zająć się sobą i nie zawracać głowy starym. W związku z tym ja mogłam się spokojnie zajmować koniowaniem, a Pawełek i Marcin grillowaniem i przygotowaniem obiadu pod chmurką. Pogoda była na tyle łaskawa, że nie padało cały czas, tylko z dłuższymi przerwami, więc ognisko płonęło bez większych przeszkód. Tuż po południu dzieciaki zostały nakarmione kiełbasą i grzankami z serem. Po posiłku wystarczyło szybko sprzątnąć i odpalić w kierunku lasu koło Skały. Tak też uczyniliśmy.

piątek, 6 października 2017

Michałek - czytelnik, czyli jak zapisywaliśmy się do biblioteki

     Większość dzieci nie lubi czytać. Książki przegrywają w przedbiegach z telefonami, tabletami, komputerami czy telewizją. Tymczasem Michałek od wiosny tego roku stał się namiętnym czytelnikiem i pochłania kolejne książki w tempie błyskawicznym. Cieszy mnie to bardzo, bo wolę, żeby wolny czas poświęcił czytaniu książek niż graniu w gry na tablecie (a bardzo to lubi). 

     Jeszcze przed wakacjami Michaś przeczytał wszystkie interesujące go książki, jakie mamy w domu, a jest tego całkiem sporo. Na wakacyjny wyjazd do Lipnicy zabraliśmy wszystkie nagrody książkowe, jakie chłopcy dostali na zakończenie roku szkolnego i kilka pozycji, które zakupiłam specjalnie na czas wakacyjny dla Michałka. Bardzo szybko okazało się, że znowu nie ma co czytać... Pożyczał więc wszystkie czytadła, jakie przywozili do Lipnicy inni goście i często, zamiast bawić się z dziećmi na podwórku, przesiadywał w pokoju i czytał.

środa, 4 października 2017

Ostatni weekendowy spacer

grzyby 2017, grzyby w październiku, urodzinowy spacer
     Po sobocie tradycyjnie nadeszła niedziela. Po wieczornych tańcach chciałam pospać nieco dłużej niż zwykle, ale nic z tego nie wyszło, bo bladym świtem rozległo się "delikatne" walenie do naszych drzwi. Chłopcy oczywiście ani drgnęli, ale ja poderwałam się na równe nogi. Za drzwiami, w mroźnym powietrzu stał Loluś, który czuwał z gitarą przy ognisku do tej pory. W gardle mu nieco od śpiewu zaschło i gotów był oddać królestwo za jedno piwo. Głos Lolka brzmiał tubalnie, jak zawsze; wcale zaschnięcia w nim słychać nie było, więc zanim zaczęłam szukać napitku, nieco wyciszyłam gościa, żeby mi menażerii tak wcześnie nie pobudził. Spragnionego napoiłam i zaczęłam przygotowania do spaceru - kanapki, wodę i takie tam. To miał być wyjątkowy spacer, bo i dzień był wyjątkowy - właściwy dzień urodzinowy Pawełka. Chciałam go zabrać na przepiękną i mocno grzybową trasę, którą w lecie kilkakrotnie przemierzyliśmy z Michałkiem i Krzysiem, ale Pawełek się na nią jeszcze nigdy nie załapał. 

     Chłopcy pospali ile chcieli, więc do wyjścia byliśmy gotowi dość późno, bo dopiero przed dziewiątą. Zapytałam tych, którzy plątali się już/jeszcze po podwórku, czy nie chcą się z nami zabrać, ale nie było chętnych. Świat spowijały mgły, przy ziemi trzymał przymrozek, ale wysoko na niebie przebijały się promienie słońca zapowiadające piękny dzień. Wyruszyliśmy.

wtorek, 3 października 2017

Drugi dzień lipnickiego imprezowania

grzyby 2017, grzyby we wrześniu, impreza urodzinowa w plenerze
     Piątkowe grzybobranie i "Pawełkowa urodzina" (jak do niedawna mawiali Michaś i Krzyś), były tylko wstępem do sobotnich wypraw leśnych i wieczornej zabawy przy lipnickim grillu. Poranek zaplanowałam sobie tak, żeby chłopcy mogli się wyspać, a ja poszwendać po lesie w samotności. Zapowiedziałam zatem, że o szóstej ruszam w las, a reszta niech spokojnie śpi. Plan na dalszą część dnia miał być ustalony później. Moi przyjaciele uświadamiali mi, że o szóstej jest jeszcze ciemno, ale ja przecież o tym dobrze wiedziałam. Wiedziałam też, że kiedy dotrę do pierwszej koźlarzowej miejscówki, zacznie się rozjaśniać.

poniedziałek, 2 października 2017

Przedimprezowe, szybkie grzybobranie

grzyby 2017,grzyby na Orawie, borowiki jadalne, koźlarze, impreza urodzinowa
    Wyjazd do Lipnicy na przełomowy weekend września i października został zaplanowany w środku lata. Pawełkowi spodobało się wyjazdowe świętowanie urodzin, które po raz pierwszy zostało zorganizowane rok temu i myślę, że ta forma stała się już tradycją. Wraz z Pawełkiem swoje święto obchodziła też już po raz drugi Iwonka z Jaworzna. Zatem wszystko zostało zaplanowane dawno, dawno temu, goście też byli zaproszeni jeszcze w lipcu i sierpniu. Ze względu na odległość czasową, zestaw gości uległ modyfikacjom, bo okazało się, że nie wszyscy będą mogli przyjechać. 

     W piątek pakowałam się od rana. Wieczory i poranki są w górach zimne i okraszone przymrozkami, więc trzeba było zabrać sporo ubrań. Nie zapomniałam nawet o czapkach i rękawiczkach dla chłopaków. Chcieliśmy wyjechać jak najwcześniej z Krakowa, żeby po południu zdążyć jeszcze wyskoczyć na chwilę do lasu. Pawełek pomógł mi w południe załadować wszystko do samochodu i pojechaliśmy po Michałka i Krzysia do szkoły. Chłopcy tak szybko ewakuowali się ze szkoły, że nie dojedli obiadu, a Michaś pojechał w szkolnych pantoflach, których z szybkości nie przebrał. Zauważyłam to zresztą dopiero następnego dnia, bo z chęci pójścia na grzyby, nie zwracałam uwagi na takie drobnostki, jak buty.