niedziela, 12 listopada 2017

Pociąg Wolności - pierwszy etap

Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
      Od lat Święto Niepodległości spędzaliśmy na patriotycznym grzybobraniu. Taka świecka tradycja na zakończenie sezonu jesiennego - spotkanie z przyjaciółmi grzybiarzami, pozysk i jakaś mała imprezka. Właściwie to już nie pamiętam, ze ten dzień można spędzić inaczej niż w lesie. Rok temu było cudownie - najpierw dorwaliśmy przepiękne boczniaki, później gęsinę, a na zakończenie, kiedy starsi chłopcy bardzo już byli weseli, dołożyliśmy rydze. Już wtedy, rok temu, po głowie plątał mi się plan, żeby takie spotkanie powtórzyć, może w rozszerzonym gronie. Dlatego, kiedy Pawełek jakoś tak, na progu lata, powiedział, że ma takie marzenie, żeby w dniu 11 listopada pojechać Pociągiem do Wolności, nie byłam zachwycona. Co prawda oświadczył, że weźmie chłopaków i pojadą pociągiem, a ja mogę sobie jechać do lasu, ale jakże to tak osobno spędzić ten dzień. Poza tym wiem, że jak Pawełek zobaczy parowóz, to oczy zachodzą mu mgiełką zachwytu i zapomina o całym świecie, a nie tylko o dzieciach. Po nocnych rozważaniach powiedziałam zatem, ze samych ich nie puszczę i pojadę z nimi. Klamka zapadła - Pawełek zarezerwował bilety jakoś tak w lipcu i trzeba było tylko poczekać do właściwego terminu.

    11 listopada nadszedł szybciej niż powinien (strasznie szybki ten czas jest, a z wiekiem coraz szybszy). Żeby zdążyć na odjazd parowozu z Chabówki o szóstej, musieliśmy wyjechać z Krakowa koło czwartej rano. Michał i Krzyś byli podekscytowani wyjazdem już od paru dni i wcale nie chcieli w piątkowy wieczór zasnąć. A tu zaraz trzeba było wstawać. Obudziłam ich o wpół do czwartej, czyli w środku jesiennej nocy. Za oknem padał deszcz. Jak wyjechaliśmy, rozpętała się zawierucha z deszczem i gradem. Musiałam włączyć wycieraczki na najwyższe obroty, a i tak ledwo nadążały ze zbieraniem z szyb tego wszystkiego, co na nie spadało. Wiatr, oprócz opadów, niósł też spore ilości liści, które dotychczas trzymały się jeszcze gałązek. Dobrze, że za Krakowem aura była nieco lepsza, bo jadąc powoli w strugach deszczu, moglibyśmy mieć opóźnienie. Krzyś i tak co kilka minut zadawał pytanie czy aby na pewno zdążymy na pociąg. I czemu nie możemy jechać szybciej.
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
      Dojechaliśmy do Chabówki na czas. Deszcz tam nie padał, ale było ciemno i zimno. My się nie spóźniliśmy, ale nie było pociągu. Miał być podstawiony o 5.30, żeby można było spokojnie zająć miejsca. Żeby się rozgrzać, biegaliśmy po peronie tam i z powrotem i patrzyliśmy w ciemność w stronę, z której miał nadjechać parowóz. Nic nie było widać. Wreszcie w ciemnościach dało się słyszeć posapywanie i z daleka nadjeżdżał mały świecący punkcik.
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
    Pociąg zajechał z opóźnieniem już na starcie, ale nikt się tym nie przejmował. Wszyscy chcieli jak najszybciej znaleźć się w środku, żeby się trochę zagrzać.
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
     Weszliśmy i my. Podróżowaliśmy w wagonie z lat trzydziestych XX wieku, ale pamiętam podobnie wyglądające wagony, którymi jeździłam na szkolne wycieczki nieco później niż w latach trzydziestych.;)
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
     W wagonie było cieplej niż na zewnątrz, ale nie na tyle ciepło, żeby zdjąć kurtki. Siedzieliśmy więc na razie poubierani, a Michaś i Krzyś zabrali się za konsumpcję śniadania.
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
     Później Michaś zabrał się za czytanie książki, co zajęło mu sporo czasu, a Krzyś przeglądał akcesoria, które spakował na drogę do swojego plecaka. Było tego sporo, więc miał co robić.
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
      Zaczęło się rozwidniać. Oglądanie widoków przez okno było jednak niemożliwe, bo szyby tak szybko zachodziły parą, że nie udawało się w całości wyczyścić "widoku", bo od razu zaparowywał. Otwieranie okna i wychylanie się przez nie było niewskazane ze względu na temperaturę.
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
     Taki pociąg ciągnięty przez parowóz wcale nie jedzie bez przerwy, tylko co rusz się zatrzymuje,bo coś tam trzeba w nim poprawić - dokręcić, posmarować, napoić. Mieliśmy w związku z tym kilka planowych postojów, jak i kilka niezaplanowanych, gdzie zatrzymywaliśmy się wśród pól.
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
     Trasa, którą miał do pokonania Pociąg Wolności - z Chabówki do Nowego Sącza, na co dzień jest nieużywana. Nie jeżdżą tamtędy regularnie żadne pociągi, więc długość postojów czy miejsce zatrzymania się jest dowolne, bo nie koliduje z rozkładem jazdy żadnego innego pociągu. Na tej trasie pociąg retro jeździ chyba tylko raz w roku, właśnie 11 listopada, więc dla miłośników starych pociągów to niesamowita atrakcja. W ciągu roku pociągi retro z Chabówki jeżdżą regularnie w weekendy wakacyjne, ale są to trasy zdecydowanie krótsze - do Kasiny Wieliej albo do Mszany Dolnej.
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
     Jak się już trochę rozgrzałam, to wystawiłam za okno rękę z aparatem, żeby udokumentować jazdę o świcie. Tu jeszcze przed wschodem słońca.
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
     Wkrótce zrobiło się całkiem jasno i zdecydowanie cieplej. Szyby w wagonie osuszyły się i można było przez nie wyglądać, a nawet robić fotki.
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
     Kiedy pociąg zatrzymywał się, pasażerowie wysiadali. Większość robiła zdjęcia i kręciła filmy.
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
     Na jednym z dłuższych postojów, w Dobrej koło Limanowej, ciągnący nas parowóz napełniał swój ogromny brzuch woda, żeby mieć czym parować i ciągnąć wagony.
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
    Obfociłam parowóz, pooglądałam nieszczelności i ubytki pary, uwieczniłam chłopaków z lokomotywą i oddałam się mojemu ulubionemu zajęciu - poszukiwaniu grzybów.
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
     I znalazłam! Na pniu po ściętej topoli rosła kępka boczniaków. Nie mogłam przeboleć, że się już zestarzały i nie nadawały do pozyskania. Były już całkiem miękkie i nie byłyby smaczne mimo prób reanimacji.
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
    Bardziej od boczniaków ucieszyły mnie dzieżki pomarańczowe. Tej jesieni nie spotkałam ani jednej sztuki tego gatunku w lesie, a tu, na stacji rosły tłumnie. Współpasażerowie z pociągu patrzyli na mnie z dziwnymi minami, jak rozgrzebywałam trawę i robiłam zdjęcia nie wiadomo czemu, zamiast napawać się wielkością parowozu i uwieczniać go na kolejnych fotografiach.
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
     Z tego postoju mam więcej zdjęć grzybów niż pociągu.:)
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
     Na dłużej mieliśmy się zatrzymać jeszcze w Limanowej i Męcinie, ale okazało się, że parowóz ma wystarczająco dużo wody i nie trzeba go nigdzie postukać ani popukać, więc były te postoje krótkie. Dzięki temu nadrabialiśmy trochę opóźnienie.
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
     Byłam niepocieszona, bo miałam nadzieję, że zdążę na tych stacjach rozejrzeć się za grzybami, a tymczasem nic z tego nie wyszło. Ledwie wyszliśmy z wagonu, a już gwizdek zapędzał nas z powrotem.
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
    W promieniach słońca jechaliśmy do docelowej stacji - Nowego Sącza.
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości
    Parowóz pokonał 78 kilometrów i dowiózł nas do celu. W Nowym Sączu do pociągu dosiedli się żołnierze, a nawet sam marszałek Piłsudski. Drogę powrotną pokonywaliśmy w ich towarzystwie, uczestnicząc w pokazach rekonstrukcyjnych i innych atrakcjach. Napiszę o tym wszystkim, jak tylko zapanuję nad setkami zdjęć i wygospodaruję następny kawałek czasu.:)
Pociąg Wolności, 11 listopada, Święto Niepodległości

4 komentarze:

  1. Wstać o takiej porze to tortura.No ale jak ktoś ma takie fascynacje to się nie dziwię.Pawełek pewnie był szczęśliwy a i chłopaki zobaczyli cos ciekawego.Pozdrawiam i czekam na dalsza relację

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię wcześnie wstawać, zwłaszcza latem.:) Reszta musiała się poświęcić.;)
      Pozdrawiamy cieplutko!

      Usuń
  2. Taki pociąg i parowóz to możliwość zobaczenia tego co minęło i nie wróci.Ile jechaliście te 78 km? prędkość prawie dobra do zbierania grzybów :) ale dla chłopców to atrakcja na pewno .Ciebie z tym aparatem na pewno nie jeden odbiera jak jakiegoś naukowca zbierającego materiały do pracy doktorskiej.Wiedzę masz pewno już taką ,że miała byś o czym pisać bo piszesz bardzo ciekawie no i te nazwy :)Ja świętowałam też w podróży .Dzieżki pomarańczowe -no proszę ,znów coś nowego dla mnie i jak tu nie czytać :)To wstawanie nocne to sama nie wiem czy zazdrościć hartu czy podziwiać czy choć trochę się mobilizować ale ja tak lubię ciepełko :))Uwielbiam Twoje teksty ,opisy ,wiedzę.Dziś mieliśmy piękne słońce więc pozdrawiam i wysyłam ciepłe promyki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te 78 kilometrów jechaliśmy ponad cztery i pół godziny. Z powrotem było nieco szybciej, bo więcej jechało się w dół niż pod górkę. Maksymalna prędkość zmierzona dżipsem wyniosła 47 km/godz. Niestety, tylko kawałeczek trasy prowadził przez las; więcej było łąk i nieużytków, które jeszcze nie zdążyły zarosnąć lasem.
      Dzieżki pomarańczowej nie da się pomylić z żadnym innym gatunkiem, więc na pewno ją poznasz, kiedy na nią trafisz.
      Słoneczne promyki od Ciebie doleciały i mieliśmy dzisiaj piękny dzień.:) Pozdrawiam wieczornie!

      Usuń