Odkąd nauka ze szkoły przeniosła się do domu i Michał z Krzysiem nie muszą rano wstawać, żeby maszerować na lekcje, budzą się coraz wcześniej każdego dnia. Doszło już do tego, że tupot małych stóp zaczyna się rozlegać o piątej. A jeszcze tak niedawno trudno ich było wywlec z łóżek o wpół do siódmej. W związku z zaistniałą sytuacją wprowadziłam pod rygorem okrutnej kary zakaz hałasowania przed godzina szóstą. To umożliwia mi wypicie porannej kawy, zdystansowanie się do brutalnej rzeczywistości i przygotowanie do nowego dnia. Zaczęłam też wykorzystywać to wczesne wstawanie na wyprucie do lasu lub do koni w godzinach, kiedy normalni ludzie jeszcze śpią. Później łatwiej wziąć się za naukę i pracę. W weekend chłopcy wstają tak samo wcześnie, więc Pawełek nie ma szans na odespanie wczesnych pobudek przed wyjściem do pracy. Wzięliśmy go za to na wyprawę do lasu.
strony
▼
niedziela, 29 marca 2020
czwartek, 26 marca 2020
Sen o Imperatorze
Tak, tak... Mamy znowu Imperatora w naszym domku. Dołączył do Menażerii na czas zarazy. A było to tak: w czwartek, przedostatni dzień otwartych szkół, zapytałam Michałka kto się zaopiekuje chomikiem w czasie, wtedy jeszcze, stanu epidemicznego. Michaś stwierdził, że pewnie go pani zabierze. Rzuciłam więc, że w sumie to moglibyśmy przygarnąć Imperatora, tak jak w czasie zimowych ferii, bo go zdążyłam polubić.
Dalej zdarzenia potoczyły się ekspresowo. W piątek, ostatni dzień otwartych szkół, Michałek zadzwonił do mnie z radosną nowiną, że pani się zgodziła, żebyśmy wzięli Imperatora. Teraz to już poszło bardzo szybko, bo samochód został w garażu, a my mieliśmy się w tym dniu przemieszczać na piechotę. Z chomiczkiem w klatce nie byłoby to najwygodniejsze ani też najbezpieczniejsze dla zwierzaka, który by zmarzł. Porzuciłam zatem stanowisko pracy i pognałam po samochód, a następnie do szkoły, żeby zdążyć przed jej zamknięciem. W ten sposób mamy Imperatora na nie-wiadomo-jak długo.
poniedziałek, 23 marca 2020
Jak żyć???
Przyjeżdżamy do lasu, a tu taka niespodzianka. Jakiś miejscowy kacyk chciał się poczuć ważny albo nawet zostać bohaterem na froncie walki z niewidzialnym przeciwnikiem. Podpisać się pod tym tworem bezdennej głupoty nie było już komu. Nawet rozmazanej pieczątki żaden iksiński nie odważył się postawić. Za to podzielił bestię na dwie części - koronę i wirusa. Może po to, żeby się mniej bać? A może dlatego, ze polska język, trudna język? W szkole dostałby pałę za ortografię. Ponieważ brałam pod uwagę taki scenariusz, byłam na niego przygotowana - zapoznałam się wcześniej z szeregiem przepisów, na podstawie których wiem, ze to, co zostało napisane na tej karteluszce, jest całkowicie bezprawne i pozbawione podstaw logiki i zdrowego rozsądku. Nawet chciałam jakiegoś gajowego Maruchę w lesie spotkać, żeby się z nim ściąć, ale nic z tego - oprócz nas, po lesie hulał tylko wiatr.
sobota, 21 marca 2020
Wiosna w czasie zarazy - Puszcza Niepołomicka
Chyba niedługo przyjdzie mi pisać pamiętnik z czasów zarazy zamiast relacji z naszych leśnych eskapad. Las, który możecie zobaczyć na zdjęciach z tego wpisu jest już niedostępny. Dziś rano przeczytałam, że Puszcza Niepołomicka została zamknięta, bo oprócz kleszczyków fruwają po niej stadami wirusy w koronach. Teraz będzie łatwiej ciąć resztę drzew, na których ptaki pobudowały gniazda, bo po cóż nam drzewa i ptaki, skoro można za to trochę kasy zyskać. Jestem wściekła. Nie dość, że muszę pracować z doskoku, uczyć dzieci, to jeszcze chcą mi zabronić spaceru w lesie! To już jest przegięcie i to wcale nie lekkie. W czwartek byliśmy w Puszczy na spacerze. Przez 5 godzin spotkaliśmy dwie osoby i to już w momencie powrotu do samochodu. Możliwość zarażenia się lub kogoś - zerowa. Ale okazuje się, ze do lasu tez nie wolno. Po prostu super. Teraz niech posiedzą Polacy w zamknięciu przez miesiąc, a później niech wyjdą na zewnętrze i niech ich wiaterek owieje - zaraz ich sieknie jakiś zwykły wirus bez korony i dopiero będzie panika.
piątek, 20 marca 2020
Jeszcze jeden nieudany lot
Zaczęło się od tego, ze jeden z kolegów klasowych Michała przyniósł do szkoły spadochron zrobiony z reklamówki. Michał, zaraz po przyjściu do domu, wziął się za produkcję własnego spadochronu albo nawet dwóch czy trzech. Następnego dnia reklamówki już nie były wystarczającym materiałem - wydałam mu spory kawał folii malarskiej. Powstały kolejne spadochrony. Poszły oczywiście z Michałem do szkoły. Inni chłopcy też przynieśli swoje wyroby spadochroniarskie, więc panie, w obliczu zagrożenia zakazały zabawy spadochronami... I tu powinien być koniec tej historii, jak to miało miejsce w przypadku kolegów Michała - zaprzestali wyrobu i zabawy spadochronami. A Michałek dopiero zaczynał się wkręcać.
środa, 18 marca 2020
Co jeszcze oprócz mykologii?
Dzieci mają się teraz nauczać w domu, ale takie nauczanie jest strasznie nudne. Komu by się chciało siedzieć przy biurku i przepisywać do zeszytu te wszystkie mądrości, które powinny się znaleźć w nim i w głowach. Wyjścia jednak nie mamy i na bieżąco musimy zadania szkolne wykonywać. Ale oprócz tego wykorzystujemy każdą okazję, żeby coś nowego zobaczyć, czegoś się dowiedzieć i zapamiętać na długo albo nawet na zawsze. Podczas naszych spacerów Michał i Krzyś nabywają głównie wiedzę przyrodniczą, ze szczególnym naciskiem na aspekt mykologiczny. Nie brakuje jednak i innych ciekawych wiadomości podczas wypraw. Na przykład podczas wyjazdu niedzielnego, oprócz lasu z jego dobrościami, łyknęliśmy też trochę wiedzy historycznej.
wtorek, 17 marca 2020
Maleństwa z Jaworzna i okolic
Smardze, smardzówki i piestrzenice kasztanowate były największymi grzybami, jakie zaprezentował nam gospodarz naszej niedzielnej wycieczki, ale oprócz nich miał do pokazania jeszcze całe stadko maluszków. Chodźmy dalej w las, żeby je zobaczyć.:)
poniedziałek, 16 marca 2020
Smardzowate i piestrzenice z ciepłych krajów
Tydzień temu udało się znaleźć tylko jedną miniaturową smardzóweczkę, a ponieważ bardzo nam się już chciało zobaczyć ich więcej i większe, skorzystaliśmy skwapliwie z zaproszenia na Śląsk, gdzie są zdecydowanie cieplejsze klimaty niż w miejscach przez nas ostatnio nawiedzanych. Pogoda była wyśmienita - na bezchmurnym niebie świeciło słoneczko i tylko poranny przymrozek przypominał, że to jeszcze zima, której właściwie nie było, teraz daje znać o swoim istnieniu. Pognaliśmy w kierunku zagrzybionych lasów jeszcze przed śniadaniem.
niedziela, 15 marca 2020
Jak wirus zabił Michałkowe marzenie urodzinowe
Weekend 14-15 marca mieliśmy zaplanowany od pół roku. Pawełek miał jechać na Węgry, żeby tam świętować z bratankami ichnie święto, a Michałek miał lecieć z ciocią na wycieczkę urodzinową. Ja z Krzychem też swoje plany mieliśmy. Wymyśliłam, że jak już zostaniemy sami na weekend, to sobie zrobimy wyprawę na smardzówki w głąb Słowacji. Miało pięknie być, wspaniale i cudownie. Jak się domyślacie, z powodu ogólnonarodowej paniki, wszystko wzięło w łeb. Najpierw odwołany został wyjazd Pawełka, z czego, nie ukrywam, bardziej się ucieszyłam niż zmartwiłam, bo jestem zdecydowanym przeciwnikiem takich politycznych wycieczek. Pawełek przyjął to na klatę i do tematu więcej nie wracaliśmy. Znacznie gorzej przeżył to wszystko Michaś. I ja.
sobota, 14 marca 2020
Zamiast odwołanych zajęć
Odgórne decyzje wywołane przez wirusa w koronie rozwaliły nam szereg pięknych planów. Pogodzenie się z tym zostało okupione potokami łez, złością, rozżaleniem i stu tysiącami innych emocji. Na pewno do tego tematu wrócę jak emocje odrobinkę ostygną. Ale nie zamknęliśmy się w bezdennej rozpaczy i naszym mieszkaniu, tylko natychmiast plany rozsypane w pył zamieniliśmy na nowe. W piątek Michałek i Krzyś byli ostatni raz w szkole. Treningów popołudniowych od środy nie ma, więc wolne popołudnie wykorzystaliśmy na wycieczkę. Pojechaliśmy do Tyńca.
środa, 11 marca 2020
Pierwsza smardzówka 2020
Poszukiwania smardzowatych zostały wznowione w niedzielny poranek.Oczywiście zmieniliśmy teren poszukiwań, bo i czasu mieliśmy sporo na dalszą wycieczkę. Wybrałam miejsce, które nawet bez grzybów jest wiosną urocze, bo las zasiedlają niezliczone ilości wiosennych kwiatków. A w marcu kwitnące roślinki są równie pożądane jak borowiki w letnim sezonie. Zapakowaliśmy się zatem do auta i pomknęliśmy na północny skraj naszej Małej Polski, w okolice Miechowa.
niedziela, 8 marca 2020
Nowa miejscówka czarkowa
Tydzień upłynął pod znakiem Krzysiowego chorowania. Wykorzystałam czas opieki nad nim na przeprowadzenie procesu wiosennego sprzątania, co z sukcesem mi się udało. Nawet okna umyłam.:) W piątek Krzychu poszedł już do szkoły, bo chorowanie okrutnie go znudziło, a w sobotę uparł się, że MUSI być na piłkarskim sparingu. Nie byłam tym zachwycona, bo kaszel go jeszcze męczy chwilami okrutnie, ale z drugiej strony w pełni rozumiem, że chciał grać. Przed południem pojechał zatem z tatą na mecz (wygrali, a Krzychu podobno cztery gole strzelił), a po południu poszliśmy na spacer - ja, Krzyś i Miś. Niedaleko, bo na nasz Zakrzówek. Celem było sprawdzenie czy jakieś wiosenne smardzowate grzyby nie pojawiły się na znanych miejscówkach. To właśnie tam jest moje pierwsze miejsce smardzówkowo-smardzowe w Krakowie i pierwszy grzybowy wpis na blogu.:)
środa, 4 marca 2020
Zaczarkowany Lasek Wolski
Niedzielę przeplanowała nam zupełnie choroba Krzysia - przed południem miał być piłkarski sparing, a po obiedzie chciałam jechać do koni, bo pierwszego marca Latona skończyła 13 lat, więc chciałam to uczcić jakimś tortem marchewkowo-jabłuszkowym. A tu niespodziewajka - Krzychu obudził się z temperaturą +39 i ledwo stojąc na nogach, szykował strój meczowy... Stwierdzenie, ze w takim stanie nie pójdzie grać, wywołało łzy... Pawełek się zadeklarował, że do południa zostanie z Krzysiem w domu, dzięki czemu zyskałam czas na spacer z Michałkiem. Pojechaliśmy do Lasku Wolskiego.
poniedziałek, 2 marca 2020
Rekordowe kisielnice rządzą w Tynieckim Lesie!
29 lutego to taki dodatkowy dzień do wykorzystania, dzięki któremu można zrobić w lutym to, co normalnie zrobiłoby się w marcu. Krzyś wykorzystał go w najgorszy z możliwych sposobów - obudził się rano z podwyższoną temperaturą i skargami na ból gardła. Szybko podjęte działania naprawcze zadziałały tak sprawnie, że po przedpołudniu spędzonym w stajni i zjedzonym ze smakiem obiadem, Krzyś był jak nowy i zażyczył sobie wycieczki rowerowej. Na wyjazd na rowery się nie zgodziłam, ale w zamian zaproponowałam wypad do pobliskiego Lasu Tynieckiego. Propozycja została przyjęta entuzjastycznie - Pawełek wymknął się na warsztat, a ja z chłopakami podjechaliśmy do lasu. Zabrałam koszyczek,licząc na uszaki, które wedle wszelkich reguł gry, powinny były po opadach wyrosnać i to w ilościach znacznych.