Po patriotycznym koniowaniu wróciliśmy do domu, kiedy już robiło się ciemno. Pawełek rzuciła się do komputera, aby zasięgnąć informacji jak przebiegły marsze niepodległościowe, ja szalałam w kuchni, a Michaś z Krzychem, po szybkim nakarmieniu ciepłą zupą (zupa to dla nich podstawowy posiłek - bez niej nie najedzą się porządnie), rozpoczęli prace budowlane w swoim pokoju. Bawili się zgodnie, co jakiś czas wybiegając z informacjami, co nowego udało im się wybudować. Oczywiście trzeba było każdorazowo pójść i zobaczyć ich kolejne dokonania, potykając się po drodze o rozsypane klocki i inne akcesoria budowlane.
W pewnym momencie zorientowałam się, że w pokoju chłopców panuje CISZA. A taka cisza u dzieci nie wróży niczego dobrego - od razu przypomniało mi się ile kosztowała mnie taka dziesięciominutowa cisza, w czasie której niespełna półtoraroczny Michałek wymontował swoimi małymi paluszkami wszystkie klawisze z klawiatury mojego laptopa...
Poszłam sprawdzić, co się dzieje w dziecinnym pokoju. Stanęłam w drzwiach, popatrzyłam - chłopcy układali zabawki na półkach. Zapytałam więc, co robią, a Michałek odpowiedział, jakby to było najoczywistszą oczywistością: "Zbieramy zabawki, bo już zakończyliśmy budowę, a jak pozbieramy, to będziemy mieć więcej miejsca do zabawy". Nie ukrywam, że szczęka opadła mi prawie na podłogę. Dotychczas to ja gnębiłam moje biedne dzieci, żeby sprzątały w trakcie zabawy, te zabawki, których już nie używają. A TERAZ ROBIĄ TO SAMI!!!
Każdy, kto ma dzieci, wie doskonale, że porządek i ład rzadko kiedy leżą w ich naturze - zazwyczaj chętnie wyciągają jak najwięcej zabawek, ale już podkładanie ich na miejsce sprawia im ogromne trudności. A ja właśnie uświadomiłam sobie, że od pewnego czasu już nie muszę zaganiać moich chłopców do porządkowania ich zabawek, książek czy kolorowanek - przed wyjściem do szkoły lub przed wieczorną kąpielą, na hasło, że już się kończymy bawić, Michaś i Krzyś bez protestów, samodzielnie układają swoje rzeczy we właściwych miejscach.
Nie stało się to tak samo od siebie - odkąd zaczęli się samodzielnie przemieszczać i roznosić po mieszkaniu wszystko, co dało się roznieść, wymagałam, aby przed wyjściem z domu lub spaniem, wszystkie rzeczy znalazły się na swoich miejscach. Było to okupione niejednokrotnie łzami, protestami, a nawet złościami. Nieraz Pawełek mówił, żebym sobie dała spokój, bo można zamknąć drzwi do dziecinnego pokoju i nie będzie widać, że tam mają "chlew".
Cieszę się, że nie dałam sobie spokoju, bo teraz mam święty spokój, a moi chłopcy nabyli bardzo przydatną w życiu umiejętność.:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz