Drugim zimowym gatunkiem grzybów jadalnych (po boczniakach, o których pisałam kilka dni temu), są zimówki aksamitnotrzonowe, zwane obecnie płomiennicami zimowymi. Obydwie nazwy powstały w oparciu o charakterystyczne cechy gatunku - zimówka, bo rośnie w zimie; aksamitnotrzonowa, bo trzon pokryty jest aksamitnym meszkiem i z wiekiem ciemnieje; płomiennica, bo na tle bezlistnych drzew lub śniegu, wygląda jak płomień. Mówi się na nie również pieszczotliwie flamulinki - od łacińskiej nazwy Flammulina velutipes.
Zimówki widywałam w dzieciństwie, ale nie były znane ani mojej babci, ani mamie, więc traktowało się je jak wybryk natury, która pozwoliła im wyrosnąć w czasie, kiedy przecież grzybów być nie powinno. Dopiero dobrych parę lat później nabyłam wiedzę na temat grzybów zimowych i od tamtej pory zbieram ten gatunek do celów konsumpcyjnych i prowadzę obserwacje tych uroczych grzybków. Zapraszam na spacerek z zimówkami w tle.
Zimówki (pod tą nazwą poznałam gatunek i najbardziej ją lubię), potrzebują do wzrostu ujemnej temperatury - wystarczają im nocne przygruntowe przymrozki. Najwcześniej spotykałam je w pierwszej dekadzie października, najpóźniej pod koniec kwietnia. Najobficiej owocnikują wtedy, kiedy jest chłodno (w nocy lekki mrozik, w dzień temperatura nieco powyżej zera) i jest wilgotno - pada deszcz, mokry, topniejący śnieg lub w czasie odwilży.
Zasiedlają najczęściej drewno drzew liściastych (wierzba, topola, buk, grab, robinia akacjowa, drzewa owocowe), ale widziałam je również na pniakach po ściętych sosnach i świerkach. Spotkać je można nie tylko w lesie, ale i nad brzegami stawów, rzek, strumieni - w miejscach o dużej wilgotności. Często rosną też w miejskich parkach i na osiedlowych trawnikach, w miejscach, gdzie kiedyś były drzewa, z których zostały jakieś resztki.
Mogą wyrastać na martwym drewnie zakopanym pod ziemią, na pniakach po ściętych drzewach, na zwalonych, omszonych pniach, ale także na żywych drzewach - potrafią wtedy wywędrować bardzo wysoko, co utrudnia lub nawet uniemożliwia ich pozyskanie bez specjalistycznego sprzętu w postaci drabiny.
Często wykorzystują na miejsce do zamieszkania pęknięcia kory, rany na pniu drzewa albo dziuple. Takie wystawione z dziupli na świat kapelutki wyglądają urokliwie i zawsze, kiedy je przyłapię w takiej sytuacji, dokumentuję ich ciekawskie spojrzenie na rzeczywistość poza bezpieczną dziuplą.
Teraz słów parę o kolorystyce zimówek - gama ich barw jest bardzo szeroka - ich kapelusiki mogą zmieniać się od jasnokremowych, poprzez pomarańczowe, miodowe aż do czekoladowych. Kolor jest związany z wiekiem grzybków - im młodsze owocniki, tym są jaśniejsze. Z wiekiem następuje intensyfikacja koloru. Podobnie dzieje się z trzonami - u młodych grzybków są jaśniutkie, takie jak kolor kapelusza, ale w miarę dojrzewania owocnika, stają się coraz ciemniejsze i w kierunku od podstawy do góry brązowieją coraz mocniej i wyżej. U całkiem już starszawych zimówek trzony są czarne. W ciągu całego życia owocnika trzon jest porośnięty aksamitnym meszkiem, który jest mniej widoczny, kiedy pada deszcz.
Właśnie! O zimówkach musicie też wiedzieć, że, kiedy są pomoczone, błyszczą jak złote monety i są tak śliskie, że z trudem daje się je zbierać, bo wyślizgują się z pazerniaczych paluchów (zwłaszcza jak jest chłodno i łapy zbieracza zgrabieją). Ilość wytwarzanego przez zimówki śluzu jest porównywalna z oślizgłością maślaków. Kiedy jest sucho, grzybki nie mają takiego uroczego blasku, ale za to nie wymykają się z rąk między palcami.
Kolorki już dobrze znamy, więc spójrzmy teraz na kształty zimówkowych kapelusików. Najmłodsze są jak łebki szpilek tkwiące na nieco za grubych nóżkach, które z wiekiem smukleją. Kapelusiki natomiast robią się coraz okrąglejsze (pomijając oczywiście punkty, w których stykają się ze swoimi pobratymcami lub z pniem, na którym rosną. Kiedy dorośleją, zmieniają kształt na bardziej fantazyjny - mogą być powyginane i pofalowane, czyli całkiem nieregularne.
Tutaj dobrze widać kilka pokoleń zimówkowych, więc na jednej fotce możecie prześledzić starcze zmiany zachodzące w wyglądzie tego grzybka:
A tutaj jedna z najliczniejszych zimówkowych rodzin, jakie udało mi się spotkać - ponieważ wyrosły na trasie, którą dość często przemierzam, zostawiłam je sobie do obserwacji, bo chciałam wiedzieć na ile będą się w stanie rozwinąć po kolejnym już zahibernowaniu na kilka mroźnych dni. Niestety, jakiś "życzliwy" troglodyta MUSIAŁ je zniszczyć, a szczątki porzucić u stóp drzewa... Tym samym moja obserwacja została w sposób brutalny zakończona.
Teraz kilka naprawdę całkiem zimowych obrazków - grzybki w lodowo-śnieżnej scenerii. Zimówki, podobnie jak boczniaki, mogą zamarzać i po rozmarznięciu ponownie rozpocząć wzrost. Zauważyłam jednak, że jeżeli mróz zatrzyma ich wegetację na dłużej niż tydzień - tylko niektórym grzybkom udaje się rosnąć nadal, reszta obumiera. Podobny los spotyka te owocniki, które oprócz mrozu, są narażone na podmuchy wiatru - przysuszone w takich warunkach nie są już w stanie dalej rosnąć.
Zamrożone przez naturę grzybki można zabrać do domu - po rozmarznięciu mają taki sam smak, jakby były zbierane jako jędrna świeżyzna. Jeżeli zatem natkniecie się na zimówkowe mrożonki, możecie się spokojnie nimi zaopiekować zabierając je do cieplutkiego domku. Pamiętajcie też, że trzony są zdrewniałe i twarde - jeśli dodacie je do jakiejś potrawy, zepsujecie jej smak. Jak tak zrobiłam dwa razy - pierwszy i ostatni zarazem. Było to dość dawno, ale do tej pory pamiętam jak plułam zimówkowymi "ogonkami".
Zimówkowe zbiory nigdy nie będą tak obfite jak pozyski boczniakowe, bo rozmiar kapelutków przecież zupełnie inny. Ale i nimi można zapełnić jakieś naczynko. Oprócz suszenia nadają się do wszystkich grzybowych potraw - tradycyjnych i eksperymentalnych. Kto ich spróbuje, na pewno doceni ten smak. Życzę wszystkim udanych poszukiwań, pięknych znalezisk i smakowitego jedzonka zimówkowego.:)
Piękny komentarz i zdjęcia .
OdpowiedzUsuńDla mnie dodatkowa edukacja.
Przećwiczyłam już potrawy i najbardziej smakują mi w jajecznicy /jak z kurkami/
Lubię robić zdjęcia zimówkom, a one chyba mi się odwdzięczają, bo często ze zdjęć z nimi jestem zadowolona.
UsuńŻyczę obfitych znalezisk i smacznego!
No właśnie tych zimowek nie mogę nigdzie znaleźć - Ewa
OdpowiedzUsuńEwo! Rozglądaj się za nimi nie tylko w lesie, ale i w mieście, na osiedlu - często tam wyrastają. Jeżeli nawet nie będziesz ich jadła ze względu na zanieczyszczenie, zobaczysz jak wyglądają w realu. W końcu na pewno je znajdziesz.:)
UsuńPrzepiekne, mnie sie udalo znalezc tylko kilka w tym roku. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTen zimowy sezon nie był dla nich najlepszy; za długo trzymał mróz. One wolą lekki mrozik na zmianę z roztopami. Wiosną powinien być jeszcze jeden zimówkowy rzut. Pozdrawiam serdecznie!
Usuń