Po powrocie z Mazur jedną z priorytetowych spraw było sprawdzenie co dzieje się w lasach, po których będziemy buszowali przez dwa wakacyjne miesiące. Doniesienia z "naszych" terenów łowieckich były obiecujące, więc tuż po rozpakowaniu samochodu z mazurskiego wyjazdu, spakowałam trochę rzeczy potrzebnych w czasie wakacji i zarządziłam, że o szóstej w niedzielę ruszamy pod Babią. Michaś z Krzychem skakali z radości, a Pawełek trochę kręcił nosem, że wtrzeba będzie znowu wcześnie wstać.
Nadszedł niedzielny poranek. Przygotowałam prowiant i patrzyłam jak cała trójka moich chłopaków słodko śpi. Dałam im dospać do 5.50, ale i tak zostałam obrzucona spojrzeniami wypełnionymi bólem i rozgoryczeniem. Najtrudniej było ściągnąć z łóżka Pawełka, który stawiał bierny opór.;) Wyjechaliśmy z opóźnieniem i obrażonym Pawełkiem, który twierdził, że po prostu powoli się budzi.
Rozpakowaliśmy wakacyjne bambetle u lipnickich gospodarzy, wypiliśmy kawkę i ruszyliśmy WRESZCIE do lasów wokół bacówki. Tuż obok samochodu Pawełek trafił na cztery czerwone koźlarze - dwa już podstarzałe (ale zdrowe) i dwa przepiękne, młodziutkie. Humor mu się od razu poprawił.:)
Później na długim odcinku nie było NIC! Trafił się jedynie pniaczek z dojrzałymi już rulikami nadrzewnymi. Ale to nie było to, o co nam chodziło...
Aby podnieść nieco upadające morale, zaczęliśmy się rozglądać za innymi niż grzyby ciekawostkami. Michaś i Krzyś natychmiast wytropili mnóstwo kwitnących kwiatów i owadów. Najwięcej było biedronek, które nie wiedzieć czemu, właziły co rusz na Krzycha.
Był też chrząszczyk "wąsatka" i sporo motylków, które, jak to zwykle z nimi bywa, wolały uciekać niż pozować do zdjęć.
I wreszcie Krzychu dorwał tego pierwszego - wyrośniętego borowika ceglastoporego (poćka). Prezentował go z miną "No, gdzie jesteście następne? Dorwę was!"
Chwilkę później w Krzysiowe łapki wpadły cztery maślaki ziarniste - młodziutkie i zdrowiutkie.
Dalej było już tylko lepiej i lepiej - doszliśmy najwidoczniej do właściwego lasu. Krzyś szalał biegając i krzycząc, że znalazł, że ma następnego, że tamten za trzecim drzewem też jest jego. Patrzyłam z dumą na moją pazerniaczą krew i na Michałka, który ze stoickim spokojem rozglądał się po koronach świerków i jodeł, myśląc o swoich przyszłych konstrukcjach i wynalazkach.
W końcu również Michałek zmobilizował się do szukania i znajdowania. Chwilami nie mogłam nadążyć z oczyszczaniem poćków donoszonych mi bez ustanku przez chłopców. Pawełek chadzał własnymi ścieżkami i też znajdował. Ciężar koszyka wzrastał.
Tylko pojedyncze owocniki były wyrośnięte i podstarzałe; większość znalezionych borowików była w idealnym wieku - młode i jędrne, ale już nie całkiem maleńkie. Taką rozmiarówkę lubię najbardziej.:)
Szybciutko zapełniliśmy koszyk po brzegi. Żałowałam, że nie wzięliśmy większego kosza, bo gdyby się poszperało jeszcze po okolicy, z pewnością sporo można byłoby jeszcze znaleźć.
Ostatnie ze znalezionych grzybków były transportowane w rękach.
Triumfalnym pochodem wkroczyliśmy na teren bacówki, gdzie zebrało się wyjątkowo dużo gości. Wszyscy rzucili się do oglądania i podziwiania naszych zbiorów. Oczywiście nie obyło się bez uwag, że na pewno się otrujemy, że lepiej takie grzyby wyrzucić... Były jednak również osoby, które znały borowiki ceglastopore pod regionalną nazwą "siniaki" i ci nam szczerze zazdrościli pozysku.
Ale wszystkie te komentarze były niczym wobec jednego, który powalił mnie na łopatki. Do stolika z koszykiem podszedł pan, przyjrzał się uważnie i zapytał: "To tegoroczne?" Ponieważ pytał bardzo poważnym tonem, zagryzłam wargi, żeby nie parsknąć śmiechem i powstrzymałam się od odpowiedzi, że nie, to z października roku ubiegłego; stoją tak sobie tutaj i czekają, żeby je ktoś wreszcie wziął. Pawełek, widząc, że nie jestem w stanie odpowiedzieć nic równie poważnym tonem, jak zostało zadane pytanie, oświadczył, że tak, tegoroczne, a nawet dzisiejsze...
Oprócz koźlarzy czerwonych i borowików ceglastoporych pojawiły się również podgrzybki złotawe, w stu procentach zajęte przez robale.
Rosną też licznie muchomory mglejarki.
Trafił się też jeden muchomorek czerwieniejący, ale cudem tylko nie uciekł sprzed obiektywu, bo tyle go życia zasiedliło, że się cały ruszał.
Jest też niemało młodziutkich muchomorków, nieidentyfikowalnych ze względu na wiek. Widać, że las zaczyna tętnić grzybowym życiem.
Wyrosły tez pierwsze tegoroczne gołąbki na Orawie.:)
Po objedzeniu się serkami na bacówce pojechaliśmy z powrotem do naszej wakacyjnej miejscówki, gdzie podrzuciliśmy Michałka i Krzysia Asi, a sami z Pawełkiem podjechaliśmy jeszcze z nowym, pustym koszykiem pod Babią. Kiedy wchodziliśmy do lasu, zrobiło się tak ciemno, że wydawało się, że za moment lunie. W tym mroku udawało nam się znajdować pojedyncze poćki, a Pawełek dorwał pierwszego tegorocznego przedstawiciela swoich ulubionych grzybków - borowika żółtoporego (dawniej grubotrzonowego). Rozpoznał oszusta dopiero po wyrwaniu.
Pod Babią jakiegoś totalnego wysypu nie było. W ciągu godziny (tyle mieliśmy czasu) udało nam się przykryć dno sporego koszyka.
Jak na czerwiec, zdrowotność grzybów jest rewelacyjna. Borowiki ceglastopore są atakowane głównie przez żuczki gnojarki, które wyjadają grzybka od środka w tak umiejętny sposób, że czasem pozostaje jedynie zewnętrzna skorupka i dopiero po wzięciu grzybka do ręki, okazuje się, że w środku zamieszkał żuczek, który cały środeczek skonsumował.
A to już całe nasze niedzielne zbiory prezentowane na "naszym" lipnickim balkonie, który za dwa tygodnie zatętni wakacyjnym życiem.
Byłby to przecudowny dzień, gdyby nie powrót. Zakopianka to jedna z koszmarniejszych dróg, jakimi jeżdżę. Tradycyjnie, przed wakacjami ruszyły remonty. Na zwężce w Myślenicach straciliśmy blisko godzinę. I nie ma tam możliwości ucieczki w boczne drogi - jedyna ewentualność to jazda przez centrum Myślenic; tę opcję wybrało tylu kierowców, że tam również wszystko zostało zakorkowane. I jeszcze przed samym Krakowem policja realizowała akcję "Trzeźwość" i trzeba było swoje odstać w kolejce do dmuchania...
Marzenia trzeba spełniać.:) Ceglasie będą rosły do jesieni, to może Wam się uda skorzystać z zaproszenia na wspólne poćcobranie.:)
OdpowiedzUsuńMnie się wydaje, że trafiłam na coś fajnego...
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że jadalny :)
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=1173577056020308&set=pb.100001040756693.-2207520000.1465841126.&type=3&theater
Atlasowy borowik usiatkowany. Jadalny oczywiście.:)
UsuńChrząszcz "wąsatka" to przedstawiciel rodziny kózkowatych, najprawdopodobniej Kozioróg bukowiec, ale 100% pewności przy zdjęciu "en face" nie ma. Żuk to raczej Żuk leśny niż gnojarz, na co wskazuje również jego "dieta". Znam to! Najpierw rzut oka do koszyka, potem pełne zgrozy pytanie: pani to będzie jadła ?! Jeden pan to się nawet przeżegnał za moimi plecami. U nas susza, powiędły już bzy i jaśminowce, brzozy zrzucają liście, runo i ściółka suche na wiór. Grzybów nie ma i nie będzie. Inka
OdpowiedzUsuńDzięki Inko za podpowiedzi co do "robali" - chociaż do nich jakoś specjalnego zamiłowania nie mam, to zawsze coś z nowych informacji "we łbie" zostaje.:) Żukiem leśnym mnie zaskoczyłaś, bo "od zawsze" nazywałam je gnojarkami i tak też mówią na nie moje dzieciaki, które uwielbiają obserwować te stworzonka podczas spacerów.
UsuńSuszy współczuję. U nas też wilgotność jest niewielka, ale jest. W Krakowie powysychały na razie wykoszone trawniki; reszta jakoś sobie jeszcze radzi. Życzę deszczu - jak popada, grzybki dadzą radę.:)
A u nas nie ma NIC ....
OdpowiedzUsuńBrzęczy-brzęczy Muuu... :)
Szkoda... Może się to jeszcze odmieni, czego z całego serca życzę.:)
UsuńMy też czekamy na wakacje; chłopcy muszą zakończyć rok szkolny.:)
OdpowiedzUsuńgratulacje ogrom grzybów
OdpowiedzUsuńDzięki! Sypnęło ładnie, ale pewnie ten "rzut" się skończy jak pojedziemy na wakacje...
Usuń