Ten weekend był inny niż pozostałe - chłopcy musieli się wykazać dużą dozą samodzielności i sami zorganizować sobie jakieś atrakcje, bo ja zostałam powalona przez paskudne choróbsko. Dopadło mnie znienacka w czwartkowe popołudnie i zwaliło z nóg. Piątek udało mi się przetrwać dzięki magicznym niebieskim tabletkom, ale wieczorem stwierdziłam, że weekendu w taki sposób nijak nie przetrwam i trzeba poświęcić sobotnie koniowanie i niedzielny spacer do lasu na rzecz zalegnięcia w łóżku.
Chyba każdy, kto ma dzieci, wie, że takie wyeliminowanie siebie z codziennej, domowej działalności, nie jest takie proste, bo zaraz pojawiają się problemy z odnalezieniem wszystkich potrzebnych do zjedzenia czy ubrania rzeczy. Niemniej, muszę przyznać, że moi chłopcy bardzo się starali, żebym mogła spokojnie oddać się walce z wyjątkowo zjadliwym grypskiem. Prawie sami zrobili sobie śniadanie i prawie bez pomocy znaleźli sobie ubrania. W sobotę Pawełek zabrał dzieciaki na warsztat, gdzie męczyli się nad kontynuacją w budowie Titanica, ale nie udało im się jeszcze skończyć modelu. W tym czasie ja się zmobilizowałam do ugotowania im obiadu i było to moje jedyne dokonanie sobotnie. Popołudnie spędziliśmy na rodzinnym oglądaniu filmów. Zrobiło mi się wtedy nieco lepiej i już byłam niemal przekonana, że mnie niemoc opuszcza i zaczęłam snuć plany na niedzielę.:) Ten optymizm był jednak mocno na wyrost, bo po chwilowej poprawie samopoczucia, nastąpiło załamanie i moje plany zostały sprowadzone do parteru, a właściwie to do łóżka.
Po sobotnim przeszkoleniu samodzielnościowym, chłopcy w niedzielę poradzili sobie jeszcze sprawniej, zwłaszcza, że mieli poważna motywację do szybkiego zebrania się - Pawełek zaoferował się, ze zabierze ich do Muzeum Lotnictwa, gdzie wybierali się już od dłuższego czasu i ciągle coś stawało na przeszkodzie do realizacji tego przedsięwzięcia. Dopilnowałam tylko, żeby się ciepło ubrali i na powrót wpakowałam się do łóżka.
Dzięki dokumentacji Pawełkowej mogłam po południu zobaczyć jak sie moje chłopaki bawiły.
Michaś, Krzyś i inne dzieci, które zwiedzały muzeum w tym dniu, doszli do wniosku, ze jest za mało eksponatów i są zbyt statyczne. Dlatego wyprodukowali serię modeli całkiem nowych, dobrze latających i rozpuścili je w muzealnej sali.
Michałek próbował wrócić do domku skrzydlatym środkiem transportu, ale nie udało mu się poderwać maszyny do lotu. Musiał wraz z tatą i Krzychem przesiąść się do tramwaju.
Chłopcy przywieźli do domu zakupione w muzeum modele samolotów i reszta dnia upłynęła im pod znakiem montażu i próbnych lotów. Leżałam sobie pod kołderką z moimi dreszczami, a nade mną śmigały samoloty... Nie chcę więcej takich weekendów.
Tak mi przykro Dorotko że Cię powaliła grypa,wiem jak to jest jak człowiek się czuje jak jakaś ścierka.Dobrze że to tylko czasowa niedyspozycja i wszystko wróci do normy i tego Ci życzę i żeby ta choroba nie zostawiła za sobą żadnego zgliszcza,ściskam Cię z całego serca
OdpowiedzUsuńDziękuję Ewuniu! Walczę wszelkimi możliwymi sposobami, ale to jakaś wyjątkowo oporna bestia. Mam tylko nadzieję, że na resztę rodziny nie przejdzie. Ściskam na odległość, żeby nie przekazywać dalej. :)
UsuńKurcze ,człowiek prawie wiosny wygląda a tu grypsko grasuje .Dorotko wyleżeć ,wypocić to bardzo ważne a jak nie można już wytrzymać w łóżku to choć z ciepłego domku nie wychodzić bo wiesz co powikłania pogrypowe.Dobrze wylecz .Musisz bardzo dbać o siebie bo chłopcy muszą mieć mamę zdrową jeszcze bardzo długo.Fajnie ,że chłopcy na tyle duzi ,że od biedy sobie zorganizują coś ale mama jest nie do przecenienia .Mam nadzieję ,że zdrowie i siły wracają ,czego życzę Ci bardzo ,bardzo.Pozdrawiam i ślę dużo energii :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie się dzisiaj tak bardzo wiosennie zrobiło, a ja bez sił zupełnie jestem.:( Już mi jest nieco lepiej, ale do pełnej formy jeszcze dużo brakuje. Każda porcja energii mi się przyda.
UsuńPozdrawiam ze słonecznego i dzisiaj bezsmogowego Krakowa.:)
Tak czułam, że to milczenie nie jest bez przyczyny. Przy tak silnej grypie bardzo powoli wraca się do zdrowia, więc życzę dużo, dużo sił w walce z paskudą. Tak dla wzmożenia tych sił tylko powiem, że uszaki i zimówki rosną i czekają na zerwanie przez Ciebie :-) Niech moc będzie z Tobą !!! Inka
OdpowiedzUsuńDzięki Kochana! Uszaki i zimówki będą musiały jeszcze trochę poczekać. Dzisiaj w nocy Krzyś dołączył się do chorowania.:( Walczymy razem z paskudą.:)
UsuńPozdrawiam cieplutko spod kołderki.:)
Brzeczymucha też w ostatnim tygodniu zaprzyjaźniła się z łóżkiem.... Pozdrawia Was bardzo serdecznie a szczególne ukłony od pani Grypy ....
UsuńBrzęczymuszko biedna, wracaj i Ty do zdrowia. Ja się już zastanawiam czy uroków jakich nie odczynić, żeby poszła precz, bo się normalnie tak przyczepiła, że za nic nie chce się odczepić.:(
UsuńŻyczę szybkiego zniszczenia dokuczliwej paskudy, potocznie zwanej grypą! Pozdrawiam serdecznie- Ewa.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ewo! Myślałam, że weekend spędzony w łóżku wystarczy, żeby ją załatwić, ale niestety walczymy dalej. :(
UsuńJak tam przebiega walka z paskudą ? Mam nadzieję, że jest jakiś postęp :-) Inka
OdpowiedzUsuńPierwszy raz wyszłam dzisiaj na przechadzkę do sklepu, bo już nam się prowiant skończył.:) Słabiutka jestem okrutnie, ale nic nie boli. A to już rewelacja.:) Idzie ku dobremu. Jutro muszę odwiedzić moje czworonożne dzieci, bo się za nimi strasznie stęskniłam. Wracam do życia.:) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że ma się ku lepszemu. Ja też ostatnio uległam chorobie. Nie było to przeziębienie ani grypa. Trzymało mnie ponad tydzień. Powoli wychodzę na prostą,jednak proces to bardzo powolny. Powiem tylko, że powrót do zdrowia opiera się na ścisłej diecie. Między innymi: żadnych grzybków. Pozdrawiam serdecznie i nie mniej serdecznie życzę zdrowia. Jak Krzyś ? Inka
OdpowiedzUsuńDieta bez grzybków to taka ubożuchna dieta.;) Dobrze, że i Ty już jesteś po najgorszych starciach. Teraz to tylko musimy uważać, żeby nie zaszaleć za bardzo i nie dać paskudzie okazji do nowego ataku.
UsuńKrzyś przestał gorączkować i twierdzi, że czuje się świetnie. Gdyby nie kaszel i katar wiszący chwilami do pasa, wierzyłabym, że naprawdę już mu całkiem dobrze. On też ma dość aresztu domowego.
Szybkiej rekonwalescencji życzę!