Kolejny poranek spowity gęstą mgłą, a my szykujemy się do realizacji wycieczkowego planu - zwiedzenia lipowego rezerwatu Obrożyska, zdobycia szczytu Mikowej Góry i nazbierania grzybków. Nasza muszyńska gospodyni pożyczyła nam koszyk, żebyśmy nie musieli dręczyć naszych zbiorów w foliowych reklamówkach (przytomnie stwierdziłam, że wystarczy nam najmniejszy koszyczek), spakowaliśmy prowiant i tuż po śniadaniu wyruszyliśmy w kierunku wejścia do rezerwatu.
Sprzed trzech chyba lat pamiętałam, że w zaroślach u podnóża Mikowej Góry obserwowaliśmy niezliczone stada gili. Uparłam się wiec, że nie będziemy szli trasą dostępną dla wszystkich, tylko się trochę poprzedzieramy przez chaszcze. Miałam chytry plan obfocenia ptaszków z czerwonymi brzuszkami, bo z poprzedniego z nimi nie wyszło mi ani jedno zdjęcie, z którego byłabym w pełni zadowolona. Jawiło mi się, że gile będą na mnie czekały i chętnie pozowały... I się przeliczyłam - nie było ani jednego.
Jak się już wpakowaliśmy w chasiory, nie było sensu wracać na utarte szlaki - poszliśmy zatem na azymut w kierunku, w którym powinien być rezerwat. Chłopcy buszowali w lesie obok ścieżki wywlekając co chwilę jakiś pniaczek lub gałąź i z radością oznajmiali, że znaleźli grzybki. Nadrzewniaków było zatrzęsienie - na każdym niemal patyczku leżącym w wilgotnej ściółce coś grzybowatego wyrastało.
Trafiliśmy też na chatkę Baby-Jagi, do której Krzychu bał się zajrzeć, równocześnie oznajmiając, że przecież Babo-Jagowa chatka wygląda zupełnie inaczej. A napotkana przez nas budowla była, jak się okazało, jakimś starym ujęciem wody i wewnątrz była wypełniona tym właśnie płynem.
Wspinając się po sporej stromiźnie dotarliśmy do pierwszego przystanku na ścieżce edukacyjnej w Obrożyskach. Tę i wszystkie kolejne tabliczki odczytał nam Michałek.
W rezerwacie jest cudnie - mnóstwo starych lip, zarówno tych żyjących, jak i martwych, leżących na ziemi i omszonych lub stojących jeszcze, ale pozbawionych już kory i konarów. Takie warunki są idealne do rozwoju grzybów mających swoje siedliska na drewnie. Krzychu wypatrywał barwnych chrząstkoskórników purpurowych, których było całkiem sporo. Wzrok przyciągały szczególnie te młode, cudnie wybarwione owocniki.
Bez trudu można też było wypatrywać i podziwiać ogromne egzemplarze hubiaków pospolitych, pniarków obrzeżonych, rozległe stanowiska fałdówki kędzierzawej i wielu, wielu innych grzybków, które znalazły tam odpowiednie dla siebie miejsce. W Obrożyskach jest zapewne pięknie również wiosną - widoczne były liczne ślady po żółciakach siarkowych, niektóre świetnie jeszcze zachowane. Widząc je, od razu wyobraziłam sobie delikatną, wiosenną zieleń, na której tle żółcą się owocniki tych wiosennych pasożytów. Ale do wiosny jeszcze trochę trzeba poczekać, a tu i teraz mamy przecież grudniowy dzionek.
Tymczasem nad nami zaświeciło słoneczko - jego blask trwał nie dłużej niż dwie - trzy minuty i był to jedyny moment w ciągu dnia, kiedy chmury i mgła poddały się promieniom słonecznym.
Na Mikową Górę dotarliśmy od strony, po której były tylko chmury, natomiast drugie zbocze owładnięte było przez mgłę. Doskonale widoczna była granica między przejrzystością, a mglistością - przebiegała równiutko przez środek szczytu.
Na Mikowej Górze Michaś i Krzychu, przy pomocy Pawełka odpalili swoje sztuczne ognie - mieli obiecane, ze po zdobyciu góry będą mogli odpalić takie malutkie fajerwerki. Oczywiście sztuczne ognie zostały wypalone do końca wygaszone, a ich pozostałości zabrane z lasu.
Po opuszczeniu szczytu Mikowej Góry powróciliśmy na ścieżkę edukacyjną, którą doszliśmy do ostatniego przystanku. Tam zagłębiliśmy się w las, który już d rezerwatu nie należy i zaczęliśmy poszukiwania grzybków jadalnych. Rozglądaliśmy się za nimi również wcześniej, ale w Obrożyskach jadalniaków nie wytropiliśmy. Tutaj też za bogato nie było - pojedyncze zimówki i niezbyt obfite stanowiska uszaków. Nie udało nam się zapełnić pożyczonego koszyczka.:( Niemniej, jak na grudzień, czegóż można sobie życzyć więcej?
Piekny spacer - wyprawa :-)
OdpowiedzUsuńTo prawda - było cudnie.:)
Usuńpozazdrościłam Wam spacerów i też odwiedziłam pobliski las ,nadrzewnych mnóstwo.
OdpowiedzUsuńPozytywna zazdrość jest bardzo mobilizująca.:) A las jest piękny każdego dnia, niezależnie od aury.:) Świat nadrzewniaków jest bardzo ciekawy i wciąż brakuje mi czasu, żeby zgłębiać jego tajemnice.
Usuń