poniedziałek, 8 lutego 2016

W Muzeum Lotnictwa - część pierwsza

Muzeum Lotnictwa w Krakowie
     Dawno, dawno temu obiecałam chłopakom, że wybierzemy się w którąś niedzielę do Muzeum Lotnictwa. Ciągle to wyjście odkładaliśmy, bo albo grzybków było w lesie sporo, albo pogoda na leśny spacer cudna. albo śnieg trzeba było wykorzystać... Tak nam minęła cała jesień i połowa zimy, aż w końcu nie dało się dalej odkładać muzealnej wycieczki, szczególnie, że chłopcy zainteresowali się ostatnio na poważnie machinami latającymi i ich wiedza w tym zakresie przewyższyła już moją...

     Przy okazji wyszło na jaw, że Pawełek nigdy w Muzeum Lotnictwa nie był. Cała trójka zatem zwiedzała to miejsce po raz pierwszy w życiu. Ja, jedyna mało zainteresowana samolotami, byłam tam kilkakrotnie, jeszcze w czasach "sprzed Michałka i Krzycha". Mogłam służyć za przewodnika.:)
Muzeum Lotnictwa w Krakowie
     Cała trójka wystrzeliła z samochodu jak z procy, a Michałek, nie patrząc na nikogo i na nic, pognał do samolotu stojącego przed budynkiem z okrzykiem: "Ja cię! Nawet rurki Pitota widać!" Nazwa ta nie była mi już całkiem obca, bo moje dziecko uświadamiało mi już jak ważna to część każdego (podobno) samolotu. Niemniej podpuściłam Michasia, żeby jeszcze raz wytłumaczył mi co to jest ta "rurka Pinokia", jak ja ją nazywam (szczególnie, że do otwarcia muzeum zostało jeszcze 10 minut). Uwielbiam słuchać jak mój synek z przejęciem wyjaśnia mi różne techniczne zagadnienia, które często są dla mnie mniej zrozumiałe i oczywiste niż dla niego. Tak, tak... Ja zdecydowanie nie jestem techniczna (chociaż żarówkę umiem zmienić i gwoździa wbić również), a moi chłopcy mają wybitne zamiłowanie do rozmaitych inżynierskich zagadnień.

     Posłuchałam Michałkowego wykładu, którego nie będę przytaczać,żeby czegoś nie pomieszać i już mogliśmy wejść do środka. Pierwsza na naszej trasie była sala edukacyjna. Pawełek rzucił się do pierwszego monitora, gdzie można było wcielić się w pilota bombowca. Nie bardzo sobie z tym radził, więc Michaś z Krzychem tylko rzucili okiem na "tatową" zabawę i pognali oglądać modele, których wygląd i jakość żywo z sobą omawiali.
Muzeum Lotnictwa w Krakowie
     Pawełek wkrótce dołączył do dzieci, bo coś mu nie szło najlepiej bombardowanie komputerowe.
Muzeum Lotnictwa w Krakowie
    Na dłużej zatrzymało nas stanowisko, na którym można było pilotować samolot. Najpierw za sterami zasiedli Michałek z tatą i latali szaleńczo wydając okrzyki radości, kiedy udawało im się ominąć jakąś przeszkodę, na której za chwilę rozbijali swój samolot.
Muzeum Lotnictwa w Krakowie
     Później nastąpiła zmiana miejsc i pierwsza para pilotów kontynuowała oglądanie modeli, a ja sobie z Krzychem latałam. Nigdzie nam się dolecieć nie udało, bo Krzysia najbardziej cieszyło roztrzaskiwanie samolotu o skały, a jeszcze bardziej wpadanie nim do oceanu... Doprowadziliśmy zatem kilkanaście razy do różnych katastrof lotniczych, aż powiedziałam dość.
Muzeum Lotnictwa w Krakowie
     W sali edukacyjnej znajduje się kilka stanowisk służących do doświadczeń wykorzystujących powietrze - można sprawdzić jak mocno wieje na skrzydle samolotu, nadmuchać ogromny balon czy podrzucać piłkę strumieniem wydmuchiwanego powietrza. Michałek nie ominął żadnego doświadczenia, wypytując tatę dokładnie o siły wywołujące różne zjawiska, a Krzyś niektórych się bał i ominął je szerokim łukiem.
Muzeum Lotnictwa w Krakowie
Muzeum Lotnictwa w Krakowie
Muzeum Lotnictwa w Krakowie
Muzeum Lotnictwa w Krakowie
     Podobnie było z samolotem, do którego można było wsiąść i poczuć się jak prawdziwy pilot. Manewrowanie wolantem i przyciskanie wszystkich guziczków zajęło Michasiowi niemało czasu. Krzyś nie odważył się wejść do kabiny pilota obawiając się, że samolot odfrunie...
Muzeum Lotnictwa w Krakowie
     Można też było usiąść w lotniczych fotelach i pożegnać się z rodziną przed wylotem do Anglii na zmywak.;) Strasznie ten lot Pawełka ucieszył - było przecież tak bezpiecznie... Żadna katastrofa nie groziła, a fotel taki wygodny.:)
Muzeum Lotnictwa w Krakowie
     W drugiej sali obejrzeliśmy kolekcję samolotów i machin latających. Chłopcy biegali jak szaleni, nie wiedząc co oglądać najpierw, a co później - czy samoloty stojące na podłodze, czy te podwieszone pod sufitem. Oczywiście wszystkiemu towarzyszyły głośne okrzyki zachwytu i niedowierzania, że "takie coś" mogło kiedyś latać...
Muzeum Lotnictwa w Krakowie
Muzeum Lotnictwa w Krakowie
Muzeum Lotnictwa w Krakowie
Muzeum Lotnictwa w Krakowie
Muzeum Lotnictwa w Krakowie
     Później wyszliśmy na zewnątrz, gdzie na ogromnym terenie zostało zgromadzone mnóstwo starych i bardziej współczesnych samolotów i śmigłowców. O tym, co tam widzieliśmy, napiszę w następnym odcinku o naszej wyprawie do Muzeum Lotnictwa.

2 komentarze:

  1. Byłam raz i już wystarczy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A moi chłopcy mogliby tam spędzić cały dzień i jeszcze następny, i jeszcze... Podobało się bardzo.:) Kolejnym razem pójdą sami w trójkę - może wrócą jak zgłodnieją.;)

      Usuń