Kiedy dopływaliśmy do stanicy Czapla, Michaś stał na pokładzie i z daleka krzyczał:"Halo! Halo! To my płyniemy do was!" Zanim więc dobiliśmy do brzegu, już wszyscy znajomi na lądzie wiedzieli, że ich spokój zostanie zakłócony przez Michałkowe opowieści (są wdzięcznymi słuchaczami, więc Michałek korzysta z okazji, żeby opowiadać, opowiadać, opowiadać...)
Kiedy tylko nasza łódka zetknęła się z pomostem, obydwaj chłopcy pobiegli w stronę domku pani Bożenki szefującej biwakowi i przystani. Ja z Pawełkiem "miotaliśmy się" między linkami, żeby dobrze przycumować łódkę, a tu nagle Michaś z Krzychem pędzą z góry i wrzeszczą: "Mamo! Mamo! Tu jest Bronka! Taki niemowlak!" Jaka Bronka??? - myślę. I czemu jakaś mała dziewczynka zrobiła aż takie wrażenie??? Przecież widok młodszych dzieci nie jest im obcy. "Chodź zobaczyć!" - wrzeszczeli biegając od domku do pomostu i z powrotem.
Zostawiłam zatem Pawełka z łódką i wszystkimi "śnurkami" od niej, a sama poszłam oglądać Bronkę, zastanawiając się czy nie ma przypadkiem dwóch głów albo co najmniej czterech nóg.
Kiedy przywitałam się z gospodynią i spojrzałam w kierunku wskazywanym przez dzieci, szybko pojęłam, ze to nie Bronka tylko wronka. Siedziała przycupnięta na kwiatowej grządce i łypała wokół wielkimi oczyskami. Skąd się tu wzięła?
Trzy dni wcześniej biwakowicze zobaczyli niezwykłe poruszenie na skraju lasu - dwie wrony latały nad ziemią i głośno się wydzierały. Oczywiście została zorganizowana ekspedycja rozpoznawcza, która zlokalizowała w trawie małą wronkę (albo wronka). Pisklak wypadł albo został wyrzucony z gniazda. Nie było szans, żeby trafił z powrotem pod skrzydła rodziców, więc został otoczony troskliwą opieką i zamieszkał wśród kwiatów przed domkiem pani Bożenki. Stała się oczywiście lokalną atrakcją.
Kiedy przypłynęliśmy, wronka była już całkiem zadomowiona w swoim nowym gnieździe, po którym spacerowała, popiskiwała i dopominała się o jedzenie.
Głód sygnalizowała szeroko otwartym dziobem i głośniejszym popiskiwaniem. Wtedy, kto był w pobliżu, zabierał się za karmienie. W pobilżu "gniazda" stała miseczka z ugotowaną kaszką jaglaną, ale wronka nie gardziła również drobinkami chleba i owadami.
Taki ptaszek wydaje się malutki, ale czeluście jego dzioba są naprawdę przepastne - bez problemu mieściły się w nim moje dwa palce z zawartością.
Wronka nie jadła dużo na raz - wystarczyły jej dwa, trzy chapnięcia "pełnych palców", a za 20 minut, pół godziny, ponownie sygnalizowała, ze jest głodna i chętnie by coś przekąsiła.
Kiedy stwierdzała, że jest już najedzona, zamykała dziób i nie było szans, żeby ją namówić do połknięcia czegokolwiek. W czasie naszego pobytu w Czapli zaczęła podejmować próby samodzielnego dziobania trawek i listków.
Nie bała się dotykania, a nawet chętnie nadstawiała się do głaskania, czyszczenia dzióbka po jedzeniu i delikatnego drapania między piórkami.
Wronka raz zaszywała się między listkami i tylko obserwowała okolicę.
Innym razem wychodziła i szukała towarzystwa. Wspinała się na ramię i czekała na pieszczoty.
Próbowała też swoich sił w pierwszych próbach latania.
Zostawiliśmy wronkę w dobrej kondycji. Mam nadzieję, że się odchowa. Będziemy się dowiadywać jak potoczyły się jej dalsze losy.
Na koniec krótki filmik z karmienia wronki.
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy! :)
Usuń