...którymi dzieciaki już się nie bawią? Przed takim problemem stają wszyscy rodzice. Każdy, kto ma dziecko, wie w jakim tempie w dziecinnym pokoju potrafi przybywać rozmaitych, mniej lub bardziej przydatnych zabawek - a to ciocia z wujkiem obdarują naszą pociechę setną maskotką, a to impreza urodzinowa wypadnie i jednorazowo przybędzie 20 nowiutkich zabawek, to znowu Mikołaj i Gwiazdka... Wyjście na festyn czy inną imprezę też najczęściej kończy się przyniesieniem kolejnej rzeczy. Czasem sami nie możemy się oprzeć i kupujemy prezent bez okazji. W efekcie przydałoby się dodatkowe mieszkanie na same dziecięce skarby. A dziecko jak dziecko - jedną zabawką pobawi się przez chwilę i więcej się nią nie interesuje, inną będzie się bawiło do zdarcia.
Jak to wygląda u nas? Po pierwsze, musiałam się przyzwyczaić do zabawek zasiedlających każdy kąt. Jeśli chodzi o wystrój mieszkania od zawsze byłam minimalistką - jak najmniej mebli, zero bibelotów, jak najwięcej wolnej przestrzeni. Kolejne chodziki, jeździki i muzyczne krzesełka systematycznie ograniczały moją przestrzeń. Chłopcy z nich wyrośli, zabawki trafiły do dzieciaków znajomych - niech się inni z nimi męczą.:) Wtedy oddanie nieużywanych już zabawek było jeszcze w miarę proste, bo moi chłopcy nie protestowali, kiedy mówiłam im, że inne "dzidziusie" się będą nimi bawić.
Ale cóż z tego, że zniknęły mi z oczu te wielkie hałaśliwe kląkry, kiedy zaczęło przybywać innych zabawek. Dość wcześnie pojawiły się pierwsze lego duplo. I stały się ulubioną zabawką najpierw Michałka, później Krzysia. Przez kolejne lata gromadziło się coraz więcej klocków. Kiedy ktoś chciał zrobić chłopcom prezent i pytał, co by im sprawiło przyjemność, zawsze odpowiadałam, że klocki lego. Najwięcej zestawów zakupił tatuś Pawełek, od zawsze uważający, że to najlepsza z możliwych zabawek. Ja się również cieszyłam, bo klocki łatwo można było zebrać i zamknąć w kufrze. Do czasu... Kiedy zaczęły powstawać "budowle", chłopcy nie chcieli ich rozmontowywać po skończonej zabawie i niejednokrotnie cała podłoga ich pokoju zajęta była legową zabudową.
Michaś z Krzychem potrafili się bardzo długo bawić tymi klockami. Oczywiście nie obchodziło się bez kłótni i spięć, ale nie były one aż tak częste. Jak horror wspominam tylko czas, kiedy Michaś był na etapie budowania dość już skomplikowanych konstrukcji, a Krzyś na etapie rozwalania każdej budowli - trwało to z pół roku. Wtedy nie można było ich ani na chwilę zostawić samych przy zabawie, bo zaraz lały się łzy, a pięści waliły gdzie popadnie. Później zdarzało się że obydwaj, w tej samej chwili potrzebowali tego samego klocka i trudno było rozstrzygnąć, komu on się bardziej należy. Wtedy pojawiło się u nas kilka identycznych zestawów, a Pawełek niektóre "przydatne" klocki dokupił na Allegro.
Lego duplo powoli odchodziły w zapomnienie, kiedy chłopcy zaczęli się bawić "małymi lego". "Duże lego" coraz rzadziej opuszczały kufry, a na kolejne "małe" brakowało miejsca. Od wiosny tego roku chłopcy praktycznie nie bawili się nimi - zaproponowałam, żeby je schować, a puste pojemniki zająć zabawkami będącymi aktualnie "na topie". Moja propozycja trafiła na opór nie do przezwyciężenia, a Krzyś zalał się łzami i oświadczył, ze będzie się dalej bawił "legami duplami". Zapału starczyło mu na tydzień może, a później znowu klocki leżały nieużywane.
Po powrocie z wakacji przeprowadziłam ostrą selekcję zabawek - zaniosłam do przedszkola dwie gigantyczne torby z puzzlami, książeczkami, maskotkami... Zostały te nieszczęsne klocki lego duplo. Wzięłam chłopaków na poważną rozmowę. O oddaniu tej góry klocków innym dzieciom nie było nawet mowy - za bardzo się wszyscy do nich przywiązaliśmy. Sama chyba nie potrafiłabym ich tak po prostu dać komuś, bo na wspólnych zabawach nimi spędziłam z chłopakami setki godzin.
W efekcie rozmowy uzgodniliśmy, że wymyjemy klocki, wysuszymy i spakujemy, aby czekały na dzieci moich dzieci.:) Tak zrobiliśmy. Chłopcy pomagali przy myciu i pakowaniu swoich ulubionych zabawek. Pożegnali się z każdym klockiem.
Sama się sobie dziwiłam nieco, ale całe to chowanie lego duplo zrobiło na mnie mocne wrażenie - stało się takim symbolicznym zamknięciem pewnego etapu dzieciństwa. Patrzyłam na moich, wyrośniętych już chłopców i zastanawiałam się, kiedy to się stało??? Dopiero byli tacy maleńcy, całkowicie zależni od matki, a teraz żegnają "duże klocki."
Kiedy upychałam na pawlaczu dwa zaklejone szczelnie pudła z "klockami legami" łezki mi się w oczach kręciły. Nigdy tak nie przeżywałam rozstań z moimi zabawkami czy innymi rzeczami, które nie były już dla mnie przydatne, a tu masz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz