Michaś z Krzysiem pochrapują już od dawna w mamowym łóżku, które przez lata nie straciło nic ze swojej atrakcyjności, chociaż jego dostępność została odgórnie drastycznie ograniczona - mogą spać ze mną tylko wtedy, kiedy tata jest daleko. Tak jak teraz. Oni śpią, a ja siedzę po nocy i oglądam tysiące zdjęć. Oglądam i łzy mi się chwilami leją na kolejną paczkę chusteczek. "To se już ne vrati..."
Dokładnie dziesięć lat temu, 16 marca, o 4:35 nad ranem, po męczącym dniu i chyba najdłuższej nocy w moim życiu, na świecie pojawił się Człowiek, który sprawił, ze nic już nie było takie jak wcześniej. Tak... Mam od dziś w domu jednego nastolatka - inteligentnego, wygadanego, pyskującego, świadomego swojej wartości,mającego własne poglądy i zdanie, zaskakującego mnie każdego dnia swoimi możliwościami i przekonaniem, ze dokona rzeczy wielkich albo jeszcze większych.;) Dziesięć lat to szmat czasu, a wydaje się, jakby to było wczoraj.
Pamiętam, jakie to było maleństwo o wadze śrdenio wypasonego kota. Jak bałam się, że z tej delikatności rozpadnie sie w moich wielkich łapskach.
Pamiętam, jak szybko rósł, zmieniał się i nabierał sił.
Pamiętam, jak Pawełek był zaskoczony potęgą pępowiny,którą mężnie przeciął i musiał się do tego przyłożyć bardziej niż do cięcia grubego kabla elektrycznego.:)
Michaś był cudownym maluszkiem - jadł, rósł i spał. Płakał tylko wtedy, kiedy był głodny. A głód potrafił go dopadać nagle i niespodziewanie. Wtedy ćwiczył pojemność płuc, a mnie przyprawiał o palpitację serca.
Dobrze, że był, jaki był, bo gdyby zachowywał się takjak młodszy brat, to nie byłoby okazji popracować nad rodzeństwem dla niego.;)
Ulubiona zabawka Michałka w pierwszym roku życia to Turkusowa Polana. Posłużyła jemu, później Krzysiowi, a jeszcze później kolejnym dzieciakom. Była doskonała i niezniszczalna.
Po emocjach zabawowych sen przychodził w sekundzie.
Jak ja się obawiałam pierwszych kąpieli! wydawało mi się, ze takie maleństwo wyślizgnie się z rąk w wanience i zaraz utonie. Byłam chyba wystarczająco ostrożna, bo przecież przeżył. A jak miał dwa miesiące, już bez problemu wychodziło nam kąpanie pod prysznicem w czasie wyjazdów.
Większość zdjęć z tego okresu to Michaś śpiący snem sprawiedliwego. Tylko na nielicznych fotkach ma otwarte ślipka. Kiedy spał, to miałam czas, żeby mu robić zdjęcia; jak się już obudził, korzystałam z okazji do nawiązania kontaktu i zdjęć nie robiłam.
Nasz pierwszy spacer w dniu opuszczenia szpitala. We mnie już się wszystko gotowało, żeby wyjść na powietrze, więc tylko się przebraliśmy i nie przejmując się spadającymi płatkami śniegu, wypruliśmy na godzinny spacer. Od początku wiedział, że z jego matką lekko nie będzie - zero cieplarnianych warunków.
Bryka Michałka została wybrana bardzo starannie - musiała być wygodna i zdolna do pokonywania każdego terenu. Sprawdziła się doskonale; wymieniać trzeba było tylko dętki i opony, które zdzierały się na tysiącach pokonywanych kilometrów. Jedynym minusem był rozstaw kół - przednie były węższe od tylnych i przy jeździe po głębokim błocie lub śniegu trzeba było włożyć w napęd więcej siły niż gdyby szły po jednym śladzie.
Od czasu do czasu trzeba było terenówkę wziąć na myjnię.:)
Ten wózek zjeździł z Michałkiem i nami cała Polskę - od gór do morza.
Był też sensacją wśród mieszkańców stajni. Kiedy wjechał po raz pierwszy, wszystkie koniska wykazały pełnię zainteresowania. Po paru razach przestały zwracać uwagę na ten pojazd.
Parę dni po mnie Michałka powitały na świecie nasze konie. Najbardziej zachwycona była świętej końskiej pamięci moja Oka, która kochała wszystkie dzieci, a Michałka w szczególności. Pamiętam, jak już biegający Miś wpadł z impetem pod jej tylne nogi i oczywiście się przewrócił. Nie drgnęła nawet na milimetr dopóki się nie wygramolił. Ona miała do mnie bezgraniczne zaufanie, a ja do niej. To było wspaniałe konisko, któremu nie dorówna żadne inne.
Konie to moja bajka, a Pawełkowa jest w wodzie. I na głeboką wodę został Michaś wrzucony w dniu ukończenia 3 miesięcy. Pływanie jest jedynym sportem, jaki mu spasował. Pogodziłam się już z tym, że konie nie są i nie będą jego pasją. Musi podążać swoją własną drogą. Ja mogę tylko pomóc, nie zmuszać.
Michałek, oprócz wózka, uwielbiał chustę. Spał w niej wtulony we mnie i nawet czasem trzeba go było budzić na jedzenie, kiedy już nie mogłam tego jedzenia unieść.;)
Wybraliśmy się tak na Babią, ale w kosodrzewinie zrobiło się bardzo wietrznie i zimno, leżał jeszcze śnieg po kolana miejscami. Stwierdziłam, że Michaś jest za słabo ubrany i zawróciliśmy ze szlaku.
Ale były niżej położone tereny, idealne do spacerów.
I były grzyby, które są nieodłącznym elementem mojej egzystencji.:)
Uwiecznianie pierwszych osiłków to temat obowiązkowy.:)
I to zdziwienie, że można jeść coś innego niż mamowe mleczko.:)
Wszystkie dzieci to małe szkodniki, po których trzeba nieustannie coś naprawiać, poprawiać i sprzątać. W tym obszarze Michaś nie był żadnym wyjątkiem. Zaczął bardzo wcześnie chodzić. Miał dziesięć miesięcy i trzy dni, kiedy puścił się szafki i pomaszerował.
Miał dwa ulubione punkty, w których robił bałagan. Pierwszym była lodówka. Zdejmował moje ściereczki i wszystko, co było do tej lodówki przyczepione. Zrzucał na podłogę i czekał niecierpliwie, kiedy wszystko naprawię, żeby powielić plan zniszczenia.
Tamburyn rozwalił się przez przypadek i nie było w tym żadnej winy Michałka.:)
Drugim punktem zaczepienia w mieszkaniu była szafka z Michałkowymi ubrankami. Szybko rozpracował system zamykania i potrafił w nieskończoność wywlekać na podłogę wszystko, co znajdowało się w środku. Kiedyś zrobiłam próbę i 20 razy wkładałam do środka całą zawartość. Byłam ciekawa, kiedy się znudzi. W efekcie to ja odpuściłam. Znudziło mnie szybciej wkładanie niż jego wyjmowanie.
Kuchenne szafki były dla Michałka mniej atrakcyjne i tylko od czasu do czasu do nich zaglądał.
Dwutygodniowe żeglowanie po Mazurach było szczególną atrakcją dla tatusia. Michałkowi bujanie łódki nie przeszkadzało w codziennej egzystencji, wiec pływał sobie bez protestów. Generalnie pływanie mazurskie czy podróżowanie na duże odległości było zdecydowanie prostsze niż teraz, bo nie było pytań "Kiedy dojedziemy? Daleko jeszcze?" Takie maluchy po prostu śpią i nie przeszkadzają dorosłym.;)
Na półrocze zrobiłam Michałkowi pamiątkową sesję z Kropką, która nie była psem, tylko po prostu Kropką. Podobnie jak Oka, biega już po drugiej stronie Tęczowego Mostu.
Już prawie na koniec nasze wygłupy na Pasterskim Święcie w 2009 roku.
A na koniec końców Michaś w przeddzień swoich pierwszych urodzin. Poszliśmy do wielkiego sklepu, żeby sam sobie wybrał zabawkę na prezent. Pawełek biegał podekscytowany między półkami, bo najchętniej wykupiłby pół sklepu.
A Miś wybrał sobie jajko do psikania woda. W dodatku było w promocji.;) Dziś już takiego błędu by nie popełnił. Dlatego nie chodzi do sklepu w celu wybrania prezentu.;)
To tylko ułamek zdjęć i garść wspomnień. Tak na gorąco wybranych i z sercem. A w tym sklepie z zabawkami był już z nami nasz szalony Krzyś. Jeszcze siedział spokojnie w czeluściach brzucha i nawet nie myślał o kopaniu piłki ani matki, ale był. Tak samo ważny i kochany, tylko ciut później.
Dorotko gratuluję pięknego synka .Zapomniałam że mamy te same daty.Piękne zdjęcia.Dla syna wszystkiego co najlepsze i samych cudnych dni życzę ,proszę przekazać :) urodziny dzieci zawsze odczuwam jak i własne święto bo to tego typu więź ,wyjątkowa i jedyna.Milego dnia Wam wszystkim życzę i pozdrawiam urodzinowo :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy! Życzenia już przekazane.:) Dla Ciebie również samych wspaniałości i pięknej soboty! My za chwilę jedziemy na turniej piłkarski Krzysia. Sobotnie uściski!
UsuńDla Michała życzenia węgygrania wielu konkursów. Ma tęgą głowę.A ty Doroto tak cudownie to opisałas że brak słów. Uściski
OdpowiedzUsuńDziękujemy za życzenia dla tęgiej głowy.:) Pozdrawiamy i ściskamy w to sobotnie popołudnie.:)
Usuń