czwartek, 30 lipca 2020

Zbliżamy się do końca lipca

      Wakacyjny czas umyka jeszcze szybciej niż normalny czas. Doświadczają tego przede wszystkim dzieci chodzące do szkoły, ale i dorosłym się udziela. Dopiero co zaczynał się lipiec, a już się kończy i jesteśmy na półmetku wakacji. Nad chłopakami powoli zaczyna krążyć widmo szkoły, a nade mną niepewności, co z tą szkołą po wakacjach będzie. Ale zostawmy na razie te drażniące sprawy edukacyjne i chodźmy zerknąć do orawskich lasów. Ostatnio deszcze i burze nas omijają, więc ściółka się przesuszyła i można śmigać po lesie w adidasach, a nie w gumowcach. No chyba, że trzeba gdzieś przejść przez łąkę (w większości łąki nie są wykoszone, więc trawa sięga do szyi, a miejscami kryje człowieka mającego mniej niż metr osiemdziesiąt). W trawie rosa utrzymuje się nawet do południa, więc po przejściu takich zarośli trawiastych, buty inne niż gumowce są przemoczone. Doświadczył tego kilkakrotnie Krzychu, który za wszelką cenę stawia na swoim i ubiera na spacery takie buty, na jakie ma ochotę. A później chodzi w mokrych, twierdząc, że są suchuteńkie. Dla własnego zdrowia psychicznego przestałam ingerować w Krzysiowe wyposażenie leśne, jeżeli tylko nie stanowi ono poważniejszego zagrożenia. A swoją drogą, to już by się jakiś opad przydał; niekoniecznie burza, ale taki całonocny, spokojny deszczyk. Jakby co,, to zamawiam.:)

      Grzyby, mimo idealnych warunków do wzrostu jakoś się nie mogą porządnie rozkręcić. Borowików było więcej w czerwcu niż teraz. Lipiec w większych ilościach zaserwował tylko muchomory czerwieniejące (tych było niesamowicie dużo) i kureczki. Obecnie lasy zostały opanowane przez goryczaki żółciowe, zwane popularnie przez grzybiarzy i nie tylko grzybiarzy "szatanami". Mamy zatem niezłe piekiełko z diabelsko pięknymi i piekielnie gorzkimi goryczakami.
      Podczas jednego ze spacerów, kiedy do Michałka i Krzysia dołączył jeszcze kolega Eryk, zostałam nieco z tyłu, a chłopcy pognali do przodu. Za chwilę chłopcy zaczęli mnie nawoływać, żebym szybko przyszła i rozstrzygnęła spór odnośnie grzybów. Eryk wyrwał kilka goryczaków (przepięknych zresztą) i upierał się, ze to podgrzybki. Michał i Krzyś mówili mu, że się myli, ale nie bardzo chciał im wierzyć, bo przecież takie piękne znalazł.... Zaproponowałam chłopakom przeprowadzenie próby smakowej - goryczaki nie są trujące, tylko strasznie gorzkie, więc całkiem bezpiecznie można ich pokosztować. Krzyś tylko polizał spód kapelusza, żeby pluć i płukać buzię wodą, Eryk przeżuł kawałeczek owocnika i się skrzywił, natomiast Michał zaskoczył mnie totalnie. Nie pierwszy i nie ostatni raz zresztą. Z uśmiechem odgryzał po kawałku kapelusza i twierdził, że wcale nie jest gorzki... Zjadł pół kapelusza goryczakowego (takiego z mniejszych), zanim oświadczył, że czuje "lekki posmak goryczki". Dopiero po kilku minutach zrobiło mu się gorzko. Takiej reakcji na smak goryczaka jeszcze nie widziałam. To kolejny dowód na to jak bardzo się różnimy w swoich odczuciach smakowych i węchowych.
     A niektóre goryczaki są tak niesamowite, że nie da się przejść obok nich obojętnie. Ten owocnik został wyrwany przez kogoś, kto trafił na niego wcześniej niż my. Krzychu wykorzystał ten fakt, żeby obejrzeć dokładnie brzuchate monstrum.
     Leśne piekło goryczakowych szatanów uzupełniają piekielne płomienie - pięknorogi największe płoną na ściółce przyciągając wzrok swoją barwą. Tegoroczne owocniki tego gatunku są wyjatkowo dorodne.
    Jadalnych muchomorów czerwieniejących jest już zdecydowanie mniej niż przez ostatnie trzy tygodnie. Widać, że ich wysyp się kończy. Owocniki, które pojawiają się obecnie są znacznie słabsze, drobniejsze, cieńsze i podatne na atak grzybów pleśniowych, niż te ze szczytu wysypu. Za to inne muchomory mają się doskonale.
      Coraz więcej rośnie muchomorów czerwonych, a miejscami całe stada muchomorów królewskich. Chociaż te ostatnie najchętniej rosną parami.
     Żeby nie było, że tylko do podziwiania grzybki rosną, to teraz coś do koszyka. Trasy leśnych spacerów ustalam tak, żeby regularnie czyścić kurkowe miejscówki. To mój ulubiony gatunek grzybów i kurek nigdy nie mam dość. Za borowikami żadna siła by mnie nie zmusiła do czołgania się w młodnikach, a za kurkami regularnie łażę na czworakach lub pełzam na brzuchu.
      Michaś i Krzyś nie lubią zbierania kurek, bo kiedy jest ich większa ilość, trzeba się zatrzymać na dłużej i sukcesywnie przenosić kolejne sztuki z podłoża do koszyka, czyszcząc je jeszcze przy okazji. A to jest nudne... Dlatego chłopcy nieco marudzą, kiedy zbieram kuraski.
     Znacznie bardziej wolą takie znaleziska i pozyski. Myślę, ze w przypadku takich wyrośniętych borowików szlachetnych nie byłoby problemem nawet to, gdyby one rosły w jednym miejscu w takich ilościach jak kurki.
     Borowików można znaleźć całkiem sporo, ale większość z nich nadaje się jedynie do zdjęcia. Niektóre już na dotyk można skreślić z listy koszykowej, bo są miękkie i od razu wiadomo, że ich wnętrze wypełnione jest wsadem proteinowym. Ale jest sporo takich owocników, które są twarde, jędrne i aż trudno uwierzyć, że również one są produktem wysokobiałkowym. Ze znajdowanych szlachetnniaków do wykorzystania nadaje się na ten moment nie więcej niż 10 - 15 %. Mimo tego, po lasach mnóstwo miejscowych grzybiarzy chodzi i zbierają te robaczywe borowiki, jako i my zbieramy.
     Nie lepszej jakości są koźlarze. Trafiają się miejscami nawet po kilka sztuk, ale zdrowe są tylko te wielkości centymetra. Każdy większy owocnik jest robaczywy.
    Takie były też te pięknoty znalezione przez Krzysia. Nawet ich nie wyrywaliśmy, bo widać było, że kłębi się w nich wewnętrzne życie.
     Michał i Krzyś nadal rozwijają swoją pasję drzewno - wspinaczkową. Mam szczęście jeżeli koło obfitej kurkowej miejscówki znajdą jakieś "odpowiednie" drzewo, bo zajmują się wtedy wchodzeniem na nie, a nie powtarzaniem pytania, kiedy wreszcie pójdziemy dalej.:)
     A taki się szykuje początek sierpnia - coraz liczniejsze borowiki górskie i całe grupy rodzinne muchomorów czerwonych. W orawskich lasach na pewno nie zabraknie kolorków.:)

2 komentarze:

  1. Przepiękne grzybowe spacery. Górskie powietrze i górskie Borowiczki, takie beczułki wow. Czas szybko leci. Całe wakacje moje w domu, niestety.Zycze wam kochani wiele leśnych przygód, darz grzyb. Chłopaki na tych drzewach. Nie wiem co powiedzieć, mam dreszcze, uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewciu, oni mają całe wyposażenie alpinistyczne do wspinania się na drzewa, tylko do lasu nie noszą, bo to wszystko ciężkie. Na drzewa w pobliżu podwórka zakładają kaski, uprzęże i biorą liny. Sama pokazałam jak się chodzi po drzewach, to teraz zabraniać nie da rady... Trzymaj się i wracaj do zdrowia.:)

      Usuń