Lipnicka bacówka jest dla nas miejscem kultowym. Odwiedzamy ją od lat i każdego znajomego, który odważy się nas nawiedzić, do bacówki prowadzamy. Nie jesteśmy jedynymi stałymi bywalcami; takich jest wielu, zarówno Polaków jak i Słowaków. Od lat widujemy te same twarze, które śmieją się na nasz widok i mówią, że nasze dzieci szybko rosną.:)
Jednak bacówka to nie tylko ludzie, ale również, a może przede wszystkim zwierzęta, dzięki którym instytucja ta może funkcjonować. I o nich właśnie chcę dzisiaj opowiedzieć.
Po okolicznych łąkach przemieszczają się dwa stada owieczek; każde pod wodzą swojego pasterza i pod opieką licznych psów, których zadaniem jest pilnowanie stada, by nie poszło w rozsypkę i obrona przed wilkami, które pojawiają się w okolicy. Owieczki dzień i noc skubią małą jeszcze trawkę chodząc po rozległych pastwiskach. Do zagrody są zapędzane dwa razy dziennie - wtedy odbywa się dojenie. Tuż po oddaniu bacówkowym mleka, owieczka z powrotem idzie sobie na trawkę.
Psy pilnujące stad są bardzo czujne i z daleka wywąchały moją i Izy obecność. Stanęły w pół drogi między nami, a stadem i czekały, żeby zobaczyć co zrobimy. W razie czego gotowe były do natychmiastowej obrony powierzonych sobie "becoków"
Kiedy owce starają się zjeść jak najwięcej zielonego, barany zajmują się walkami. Stają w odległości paru metrów od siebie, pochylają uzbrojone w rogi łby, rozpędzają się i uderzają w łeb przeciwnika. Później powtarzają czynność... I tak aż do zmęczenia albo znudzenia tą "zabawą".
Na pastwiskach w pobliżu bacówki są też inne zwierzaki. Uwagę przyciągają szczególnie młodziaki - dzieciaki, których wiosenną porą jest całkiem sporo. Tę uroczą scenkę karmienia małej kózki przerwał brutalnie kozioł, który najwidoczniej nie mógł ścierpieć, że Pani Koza bardziej jest zainteresowana dzieckiem niż nim. Chcąc zwrócić na siebie uwagę, załadował w swoją połowicę twardym łbem uzbrojonym w rogi. I mi się sielska scenka rozsypała... A na plan pierwszy dumnie wkroczył ten, który to uczynił.
Koźla szarża bardzo spodobała się mojemu wojowniczemu Krzysiowi, ale na propozycję podjęcia wyzwania i stanięcia oko oko z kozłem, wymiękł i stwierdził, że musi być do takiej walki lepiej uzbrojony i odrobinkę większy.
Tuż obok, na chwiejnych nóżkach, stało urodzone dzień wcześniej cielątko, które z zaciekawieniem spoglądało na otaczający je świat i dziwne dwunożne istoty, które wyszły z lasu, stanęły i wznoszą nad nim ochy i achy, i jeszcze pstrykają jakimiś dziwacznymi urządzeniami.
Takie stanie i przypatrywanie się jest okrutnie męczące, więc trzeba nieco odpocząć. Ale leżenie nie zwalnia z obowiązku obserwacji otoczenia, zwłaszcza, że te dziwaki nadal tu stoją.
W końcu sobie ci ludzie poszli. Najwyższa pora, bo trzeba wstać, żeby coś zjeść.
W oddzielnej zagródce stoją sobie owieczki z malutkim jagniątkami. Są pod szczególną opieką - nie muszą wędrować ze stadem, tylko mogą odpocząć przez kilka dnie po porodzie w miejscu bezpiecznym i spokojnym. Później wrócą do swoich koleżanek pasących się na dalszych łąkach.
Jest też koń - jeden jedyny w tym roku w bacówce. Ma cudowne końskie życie - dnie i noce spędza na dużym pastwisku, skubie trawkę, spaceruje i nic poza tym nie robi. Pełna wolność w końskim wydaniu! Oczywiście polazłam do niego celem zrobienia zdjęć. Ale na fotach się nie skończyło, bo konisko podreptało za mną do samej bacówki, gdzie przekupione dodatkowo kromką suchego chleba, dawało się głaskać i przytulać wszystkim chętnych do spoufalania się z nim.
Bacówkowy inwentarz to kilkaset sztuk żywych istot, którym trzeba zapewnić wikt i bezpieczeństwo. Dba o to kilku ludzi, którzy zajmują się bacowaniem przez całe życie. I robią to z zaangażowaniem i sercem. A dla nas taki z bacówki pożytek, że oprócz przepysznych serów, dzieci mogą poznać różne zwierzaki w ich naturalnym środowisku, wdepnąć w krowią minę (chociaż dla Krzysia to każdorazowa tragedia), pomacać, dotknąć, poczuć. Chciałabym, żeby taka bacówka stała się dla nich miejscem, do którego będą wracać, takim punktem odniesienia, stałym i niezmiennym, w gnającym na oślep wszechświecie.
Miło się czyta opowieści z miejsca, w którym się było i bardzo przyjemnie spędziło czas. A w dodatku jeśli to przyroda, to drugi plus. Piękne masz to swoje siedzisko przytulisko, Dorotka. Piękne. I ślicznie o nim piszesz.
OdpowiedzUsuńJolu, łatwo i przyjemnie jest pisać o osobach, stworzeniach i miejscach, które się ukochało całym sercem. I miło, że są ludzie, którzy chcą o tym poczytać.:)
OdpowiedzUsuń