Wcześniej czy później, każde dziecko zetknie się ze słowami, powszechnie określanymi mianem "brzydkich". Jedne dzieci słyszą je na co dzień w rodzinnych domach i traktują jak naturalny składnik codziennego języka, inne usłyszą na ulicy, w przedszkolu, a najpóźniej w szkole. Właściwie nie ma możliwości uchronienia dziecięcych uszu przed TYMI słowami. Co zatem zrobić, żeby dziecko ich nie używało?
Na różne dzieci są różne sposoby - jednym wystarczy wytłumaczyć, innym zakazać albo wymyślić jakąś "dotkliwą" karę za przeklinanie (pod warunkiem, że dziecko wie, że nie powinno określonych słów używać). Jeszcze jednym sposobem jest całkowite zignorowanie usłyszanego od dziecka słowa, co może odnieść dobry skutek, jeśli nasza pociecha przeklęła po to, by zwrócić na siebie uwagę rodzica. (Wtedy warto się zastanowić, czy poświęcamy dziecku wystarczająco dużo swojego zainteresowania.)
Do poruszenia tematu używania przekleństw przez dzieci skłoniła mnie rozmowa z moim Michałkiem, który całkiem niedawno, podczas budowania kolejnego Titanica z klocków lego, najwyraźniej przeprowadzał równolegle niezwiązany z zabawą proces myślowy i zadał pytanie: "Dlaczego k...a to brzydkie słowo?" Rzadko mi się zdarza, że nie odpowiadam natychmiast na pytania moich dzieci, ale tym razem nie miałam gotowej odpowiedzi. No bo co odpowiedzieć sześciolatkowi na tak postawione pytanie? Pomyślałam sobie, że wolałabym, żeby zaklął siarczyście - wtedy mogłabym zastosować jedną ze znanych metod i w prosty sposób zamknąć sprawę. Ale rozmowę na temat przeklinania i niestosowności używania niektórych słów mieliśmy już dawno za sobą. Z zamyślenia wyrwało mnie natarczywie powtórzone pytanie.
Cóż było począć... Zaczęłam tłumaczyć, że nie samo słowo jest brzydkie, tylko jego znaczenie, a także, że są w naszym języku słowa, które mogą kogoś obrazić, których znaczenia nie znamy albo takie, które można zastąpić innymi zwrotami, nie mającymi aż tak negatywnego znaczenia. Michaś pomyślał tylko sekundę i poprosił o wyjaśnienie znaczenia interesującego go słowa. Musiałam się wznieść na szczyty moich umiejętności pedagogicznych, zwłaszcza, że Krzyś nadstawił również swoje uszy i czekał na tłumaczenie równie niecierpliwie jak starszy brat.
Zaczęłam od początku, czyli od łaciny, z której to słowo pochodzi, później przeszliśmy do wyrazu pochodnego - kurwatury i jego znaczenia w języku. Michaś jednak nadal nie uzyskał odpowiedzi... Wyjaśniłam, że wiele lat temu ludzie zaczęli nazywać TYM słowem kobiety, których postępowanie uznawali za niewłaściwe, inne niż większości, aby sprawić im przykrość, obrazić je. Tłumaczyłam też, że ludzie używają przekleństw, bo brakuje im innych słów na nazwanie różnych rzeczy i uczuć, a dzieci dlatego, że chcą zaimponować kolegom. Dodałam oczywiście, że mnie się bardzo nie podoba, kiedy dorośli, a tym bardziej dzieci, wplatają wulgarne wyrazy w swoje wypowiedzi.
Michaś, na moje szczęście, nie był już na tyle dociekliwy, żeby zgłębiać tajemnice tego "niewłaściwego postępowania", ale słusznie zauważył, że przecież mama też czasem używa brzydkiego słowa. Musiałam się pokajać i wytłumaczyć ze swojego zachowania. Owszem, zdarza mi się zakląć wtedy, kiedy jestem strasznie zdenerwowana albo "uwalę" się boleśnie w jakąś część ciała. Michałek i Krzyś wtedy płaczą, a mamie zdarza się powiedzieć coś nieładnego.
Na tym jednak nasza rozmowa się nie zakończyła, bo Michaś zażyczył sobie, żebym mu powiedziała jakie są jeszcze inne brzydkie słowa. Zapytałam, po co chce wiedzieć, na co odpowiedział rezolutnie, że będzie wtedy wiedział, które słowo jest przekleństwem i nie będzie go powtarzał, nawet jeśli usłyszy od kogoś.Zostałam więc postawiona pod ścianą i wymieniłam kilka znanych "brzydkich" słów. Michałek i Krzyś słuchali z wielkim przejęciem, bo nie obeszło się oczywiście bez tłumaczenia znaczeń kolejnych przekleństw. Ufff... Wreszcie stwierdzili, że wiedza już wystarczająco dużo na interesujący ich temat i pora zająć się zabawą. Tak zakończyła się jedna z niełatwych rozmów z dziećmi.
Znajomość "brzydkich" słów, jakie sama zapodałam chłopcom nie wpłynęła w negatywny sposób na ich sposób mówienia - przed tą rozmową nie przeklinali i nadal tego nie robią. A ja pozostałam wierna wyznaczonej sobie zasadzie, że nigdy nie zostawiam żadnego dziecięcego pytania bez odpowiedzi.:)
Cóż było począć... Zaczęłam tłumaczyć, że nie samo słowo jest brzydkie, tylko jego znaczenie, a także, że są w naszym języku słowa, które mogą kogoś obrazić, których znaczenia nie znamy albo takie, które można zastąpić innymi zwrotami, nie mającymi aż tak negatywnego znaczenia. Michaś pomyślał tylko sekundę i poprosił o wyjaśnienie znaczenia interesującego go słowa. Musiałam się wznieść na szczyty moich umiejętności pedagogicznych, zwłaszcza, że Krzyś nadstawił również swoje uszy i czekał na tłumaczenie równie niecierpliwie jak starszy brat.
Zaczęłam od początku, czyli od łaciny, z której to słowo pochodzi, później przeszliśmy do wyrazu pochodnego - kurwatury i jego znaczenia w języku. Michaś jednak nadal nie uzyskał odpowiedzi... Wyjaśniłam, że wiele lat temu ludzie zaczęli nazywać TYM słowem kobiety, których postępowanie uznawali za niewłaściwe, inne niż większości, aby sprawić im przykrość, obrazić je. Tłumaczyłam też, że ludzie używają przekleństw, bo brakuje im innych słów na nazwanie różnych rzeczy i uczuć, a dzieci dlatego, że chcą zaimponować kolegom. Dodałam oczywiście, że mnie się bardzo nie podoba, kiedy dorośli, a tym bardziej dzieci, wplatają wulgarne wyrazy w swoje wypowiedzi.
Michaś, na moje szczęście, nie był już na tyle dociekliwy, żeby zgłębiać tajemnice tego "niewłaściwego postępowania", ale słusznie zauważył, że przecież mama też czasem używa brzydkiego słowa. Musiałam się pokajać i wytłumaczyć ze swojego zachowania. Owszem, zdarza mi się zakląć wtedy, kiedy jestem strasznie zdenerwowana albo "uwalę" się boleśnie w jakąś część ciała. Michałek i Krzyś wtedy płaczą, a mamie zdarza się powiedzieć coś nieładnego.
Na tym jednak nasza rozmowa się nie zakończyła, bo Michaś zażyczył sobie, żebym mu powiedziała jakie są jeszcze inne brzydkie słowa. Zapytałam, po co chce wiedzieć, na co odpowiedział rezolutnie, że będzie wtedy wiedział, które słowo jest przekleństwem i nie będzie go powtarzał, nawet jeśli usłyszy od kogoś.Zostałam więc postawiona pod ścianą i wymieniłam kilka znanych "brzydkich" słów. Michałek i Krzyś słuchali z wielkim przejęciem, bo nie obeszło się oczywiście bez tłumaczenia znaczeń kolejnych przekleństw. Ufff... Wreszcie stwierdzili, że wiedza już wystarczająco dużo na interesujący ich temat i pora zająć się zabawą. Tak zakończyła się jedna z niełatwych rozmów z dziećmi.
Znajomość "brzydkich" słów, jakie sama zapodałam chłopcom nie wpłynęła w negatywny sposób na ich sposób mówienia - przed tą rozmową nie przeklinali i nadal tego nie robią. A ja pozostałam wierna wyznaczonej sobie zasadzie, że nigdy nie zostawiam żadnego dziecięcego pytania bez odpowiedzi.:)
lekko to Ty z tymi mądralami nie masz, ale najważniejsze że mają mądrych rodziców, którzy zawsze wszystko wytłumaczą
OdpowiedzUsuńMądrusie z każdym dniem więcej wiedzą i chwilami robią się nawet przemądrzałe, co nie do końca mi się podoba... Ale damy radę.:)
OdpowiedzUsuń...ale że co z tym niewłaściwym postępowaniem...? :P
OdpowiedzUsuńNo, wiesz... Rozwiniecie z Michałkiem temat, jak nas wreszcie nawiedzisz. Twoje wysuszone smardze też na Ciebie czekają.:) Za tydzień będziemy już rezydować w Lipnicy.:)
Usuńoooo.... no dobrze :D to może tak - ja z Miśkiem rozwinę temat mojego tajnego urządzenia namierzającego ;) a zagadkę niewłaściwości rozwinie się jakąś wieczorowo-ogniskową porą :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten plan.:)
Usuń