Kiedy zaparkowaliśmy przed stajnią, Krzyś i Michałek wyprysnęli ze swoich fotelików i z okrzykiem "Kałuże! Zamarznięte kałuże!" pognali w kierunku tej największej, najgłębsze, najcudowniejszej. Z trudem odwołałam ich na chwilę, żeby wyposażyć ich łapki w suche, czyściutkie rękawiczki. Przestrzegłam przy tym chłopaków, że mają uważać i tychże rękawiczek nie zamoczyć tak od razu, bo drugich na zmianę nie mam. Co prawda sama wątpiłam w sensowność takich ostrzeżeń, ale rodzicielski obowiązek nakazywał mi takie kazanie wygłosić.
Zostawiłam dzieci w kałuży, a Pawełka przy skrzynce z marchewką dla koni (pozyskiwał najładniejsze sztuki do zupy) i poszłam z pałętającymi się między nogami kociambrami w kierunku ich michy. Kiedy kończyłam karmienie kotów, przyszedł ze łzami w oczach Krzyś i robiąc smutną minkę pokazał mi swoje, ociekające błotnistą mazią, rękawiczki. Od tej chwili był zmuszony pracować gołymi łapkami, ale specjalnie się tym nie przejął.:)
Nakarmione koty odczepiły się ode mnie i mogłam zająć się końmi. Cały czas, kiedy ja czyściłam, siodłałam, pracowałam na ujeżdżalni, dzieci przy pomocy Pawełka pracowicie dewastowały okoliczne kałuże. Fotki robiłam tylko z doskoku, więc nie oddają one całego uroku sobotniej zabawy, ale zapewne niejednego rodzica i tak przyprawiłyby o palpitację serca.
W trakcie pracy moich małych kałużystów, nieco się ociepliło i błotnista mazia stała się bardziej lejąca, wciągająca i brudząca, a wydobywanie z niej kawałków lodu jeszcze bardziej fascynujące.
Po roztłuczeniu lodu pokrywającego kałużę, kawałki trzeba było wyrzucić na trawnik, skąd chłopcy transportowali urobek w pobliże ogniska, które rozpalił Pawełek. Początkowo lodzinki były pakowane do wiaderek, ale kiedy takich pojemników zabrakło, Krzyś woził zdobycze na łopacie.
Wydobywanie i przewożenie lodowych kawałków to ciężka praca, zwłaszcza, jeżeli wykonuje się ją przez dwie godziny. Dlatego chłopcy w pewnym momencie doszli do wniosku, że dość tego pozysku, który leży niewykorzystany. Ale jak tu zagospodarować tyle lodu?
Teraz przydała się pusta puszka po kocim śniadaniu. Michaś i Krzyś powkładali do niej kawałki lodu, Pawełek wstawił między płomienie i rozpoczęła się obserwacja jak lód zmienia stan skupienia i zamienia się w wodę.
Kiedy w puszce robiło się wolne miejsce, Pawełek dokładał kolejny kawałek i można było prowadzić dalsze obserwacje. Ognisko posłużyło oczywiście również do podgrzania drugiego śniadania - kiełbasek i kanapek.
Michaś z Krzychem wiedzą, że muszą zjeść konkretny posiłek, żeby dostać czekoladowy deser, na który zawsze pierwszy zasługuje Krzyś - ma zdecydowanie szybsze tempo zapełniania brzuszka niż starszy brat i zawsze wcześniej kończy posiłki.
Tymczasem woda z roztopionego lodu kałużowego zaczęła wrzeć i Pawełek, nie wiem w jaki sposób, przeniósł wrzątek na Titanica (stertę starych podkładów kolejowych, wykorzystywanych jako słupy do ogradzania padoków dla koni). Michał z Krzychem też się wdrapali na statek, który od niepamiętnych czasów jest miejscem tysiąca ciekawych zabaw.
Ponieważ puszka nie była całkiem pełna, Krzyś wytransportował na górę kolejną porcję lodu, który roztapiał w gorącej wodzie. Takie roztapianie lodu to bardzo ciekawe doświadczenie, któremu można się przyglądać do samego końca, czyli rozpłynięcia lodu.
Michałek wypatrzył między belkami resztki przedwczorajszego śniegu i natychmiast zawołał Krzycha, wraz z którym zaczęli wydobywać śnieżynki, aby wrzucić je do puszki.
Tym sposobem osmalona w ogniu puszka po kociej konserwie stała się bardzo ważnym elementem planowanego na przyszłość doświadczenia - założenie jest takie, że woda zamarznie i będzie można zobaczyć jak zmieniła swoją objętość zamieniając się w lód.
Doświadczalne naczynie pozostało w stajni, a ja zapakowałam ociekającą błotem menażerię do samochodu i pojechaliśmy do domku na obiad, który jak zwykle nie chciał stać przygotowany na stole, tylko czekał aż mu się pomogę zrobić i podać.:)
Stajenne ubrania suszą się już i czekają na kolejne błotne zabawy. Dobrze, że na niedzielny spacer mamy drugi zestaw ciuchów leśno - stajennych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz