Okazuje się, że kilka godzin spędzonych na mrozie nie wystarcza dzieciom do wytracenia takiej ilości energii, żeby popołudnie spędziły wyłącznie na zabawach stacjonarnych. Michałek potrafi co prawda godzinami budować rozmaite konstrukcje z klocków, ale i on potrzebuje się "wyszaleć". Krzychowi natomiast potrzeba raptem pięciu minut po zjedzeniu posiłku, żeby go "roznosiło" od środka. Od Sylwestra popołudnia spędzamy w domu bo po pierwsze mróz trzyma konkretny, a po drugie starym też się należy trochę odpoczynku od codzienności i pobycia razem nie tylko na spacerach. Do naszych chłopaków dołączyła kuzynka Natalka i w trójkę realizują swoją inwencję twórczą. Zobaczcie zresztą sami.
Jedną z ulubionych zabaw Krzycha jest walka. Zgromadził pokaźny zestaw akcesoriów rycersko - żołnierskich i jedynym problemem w realizacji wojennych planów jest brak odpowiedniego towarzystwa, bowiem Michałek jest urodzonym pacyfistą i nie jest zainteresowany prowadzeniem walk z bratem. Tym razem Krzyś wykorzystał obecność Natalki, którą wyposażył w kilka zestawów zaczepno - obronnych i przez blisko godzinę prowadzili zacięte walki.
Krzysia trzeba było hamować w wojennych zapędach, bo zdarza mu się tak rozochocić, że zapomina o tym, że to ma być tylko zabawa. A nie chcieliśmy, żeby polała się krew. Paru wylanych łez nie udało się uniknąć, ale wynikły one ze zranionej dumy, a nie dotkliwych obrażeń.
Michałek konsekwentnie unikał uczestnictwa w wojennej grze i bawił się wiatrakiem, który nie był używany od dawna. Nie było jednak na jego buzi takiego zachwytu na widok kręcących się śmigiełek, jak to onegdaj bywało.
Wojna została zakończona rozejmem, wiatrak powędrował na parapet, a dzieci przypomniały sobie o dmuchanym materacu, na którym ostatni raz bawili się ubiegłej zimy. Wywlekli ze schowka materac, pompkę i zabrali się za pompowanie. W Sylwestra po raz pierwszy samodzielnie napompowali materac; jeszcze rok temu po kilku dmuchnięciach domagali się pomocy rodzicielskiej, bo ich nudziło takie żmudne zajęcie i nie mogli się doczekać dalszych zabaw na gotowym już materacu.
Kiedy już podłoże było gotowe, w ruch poszły poduchy robiące za sanki do zjazdów po materacu opartym na leżance. Michałek porzucił swój wiatrak i klockowe konstrukcje, żeby uczestniczyć w aktywnej zabawie.
Kolejnym etapem były skoki na materac. Ponieważ nieczęsto dzieci mają pozwolenie na aż takie szaleństwo, zawsze skrupulatnie z niego korzystają. Najbardziej korzystał Krzyś, który był dwa razy szybszy, głośniejszy i rozbawiony niż cała reszta towarzystwa. Udało mu się nawet być szybszym od migawki mojego aparatu.
Rozgrzany do czerwoności Krzychu postanowił w końcu nieco odpocząć.Oczywiście nie mógł to być zwykły odpoczynek - Krzychu wlazł do pustego barku, a Michałek pompował mu do środka powietrze, żeby brat miał oddychanie.:)
Szczególną atrakcją było odpalanie zimnych ogni. Michałek pierwszą sztukę trzymał "na odległość", bojąc się poparzenia, kolejnymi był już tak zafascynowany, że o strachu zupełnie zapomniał.
Natalka patrzyła na ogieniek równie zachwycona jak Michałek, a kiedy zimny ogień kończył swój krótki żywot... Mina mówi wszystko, wiec pozostawiam bez komentarza.
Tylko Krzyś nie przezwyciężył obaw i nie wziął do rączek swoich przydziałowych ogni; musiałam to zrobić za niego.Kiedy tak dzieciarnia szalała, Pawełek z wujkiem Marcinem oddalili się w miejsce, gdzie było nieco ciszej, a ja, pilnując młodej menażerii, łapałam światła i cienie, co ze względu na dynamiczne przemieszczanie się fotografowanych obiektów, nie było wcale prostą sprawą.:)
Patrzę tak teraz w oczy Michałka i zastanawiam się jaki mają kolor. Kiedy był maluszkiem, jego oczy były ciemnogranatowe, a później przez długi czas błękitne. Myślałam, że takie zostaną... Ale nie zostały i ciągle się zmieniają oscylując w odcieniach zieleni, szarości i miodowego brązu. Dla porównania - Michaś o błękitnym spojrzeniu:
Dzisiaj ostatni dzień wolności od szkoły i dzikiego szaleństwa. Jutro czeka mnie ciężki poranek - zmobilizowanie całej menażerii do powrotu do rzeczywistości, spakowania się, szybkiego ubrania i pójścia do szkoły i zerówki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz