Spadająca przez cały tydzień mżawka nie zachwyca ludzi, ale dla grzybów jest doskonałą motywacją do wzrostu. Niestety, niskie temperatury nie sprzyjają pojawianiu się gatunków wiosennych, ale dla zimowych są w sam raz.:)
Najważniejszym punktem dnia miała być popołudniowa impreza urodzinowa Michałka, na którą chłopcy najchętniej udaliby się natychmiast po przebudzeniu. Aby skrócić im czas oczekiwania na uroczystość, ubrałam ich w "leśne" ciuchy i pogoniłam do lasu. Z szarych chmur nieustannie wyciekały małe kropelki, ale to żadna przeszkoda w realizacji spacerowych planów.
Mimo wilgoci zawieszonej w powietrzu, tuż po opuszczeniu samochodu zaatakowały nas radosne ptasie trele i pracowite postukiwania dzięciołów "wykazujących aktywność pokarmową". Tuż na skraju lasu wyskoczyła nam pod nogi pierwsza kwitnąca miodunka. Pochyliliśmy się wszyscy nad tym wiosennym cudem, a chłopcy, nieco markotni do tej pory, pognali w las z okrzykami oznajmującymi wszem i wobec, że wiosna już jest i na pewno znajdziemy jej kolejne znaki.
I nie mylili się - zaraz trafiliśmy na malutkie jeszcze pączuszki zawilcowe kryjące się przed deszczem pod zielonymi listkami - było ich tyle, że chłopcy wnet przestali na nie zwracać uwagę i zaczęli wypatrywać grzybów. Kiedy w trójkę penetrowaliśmy zwalone pniaki, Pawełek pognał do przodu i straciliśmy go z pola widzenia. Teraz trzeba było szukać taty. To zadanie Michaś i Krzyś wykonali perfekcyjnie - bez problemu odnaleźli zgubę na znajomym szlaku.
Pawełek odmówił schodzenia po stromych zboczach jaru, na którego dnie miały na nas czekać uszaki. Został na górze, obiecując, że nie będzie się zbytnio oddalał, a ja z chłopcami zjechaliśmy na dół. I słusznie uczynilismy, bo czekała tam na nas zasłużona nagroda - stadka pięknych, młodziutkich uszaków rosnących w towarzystwie kisielnic.
Ja zajęłam się uwiecznianiem tych cudnych widoków, a chłopcy pozyskiem i pokrzykiwaniem w kierunku taty, którego omijała właśnie wielka przyjemność - pakowanie grzybków do koszyka.
Ale i Pawełek coś wypatrzył - informował z góry, że znalazł jakieś "białe kwiatki". Kiedy wygramoliliśmy się na szczyt bocznej ściany wąwozu, okazało się, że są to zawilce, znacznie bardziej rozwinięte niż te, które znaleźliśmy do tej pory. Oczywiście takim modelom trzeba było zafundować odpowiednią sesję zdjęciową.:)
Do następnego jaru weszliśmy już wszyscy i przemieszczaliśmy się jego dnem, które miejscami zamieniło się w grząskie bagienko. Liczyłam na to, że wytropimy tam jakieś czarki, ale niestety, nie rzuciły nam się w oczy żadne czerwone miseczki. Nie brakowało natomiast brązowych, mięsistych uszaków. Znajdowałam je ja, znajdowali Michaś z Krzychem i tylko Pawełek, wypatrujący dzięciołów w koronach drzew, nie mógł zaspokoić swoich pazerniaczych żądzy, bo uszaki wciąż się przed nim ukrywały.
Na jednym z leżących pni wypatrzyłam uszaka o niezwykłym kształcie - wyglądał jak grzybek kapeluszowy, rosnący na wysokim trzonie. Nigdy jeszcze uszaka tak ukształtowanego nie widziałam, więc poświęciłam mu trochę czasu na fotografowanie.
W towarzystwie uszaków rosły też liczne kisielnice kędzierzawe i nieco rzadsze kisielnice trzoneczkowate. Ciągła wilgoć pozwoliła im na masowy wzrost w każdym odpowiednim dla nich miejscu.
Nie brakowało też oczywiście twardych nadrzewniaków, wśród których najpiękniej chyba prezentowały się szaroporki podpalane.
Doskonałej zabawy dostarczyły chłopcom ubiegłoroczne purchawki, które doskonale się zachowały i pod dotknięciem małych paluszków, cudnie "purchały". Krzyś pomagał im w rozsiewaniu zarodników do momentu, w którym były juz całkiem puste.:)
W końcu i Pawełkowi dopisało szczęście - natrafił na pokaźny konar obrośnięty uszaczkami. Niczym myśliwy - zdobywca przygnał z lasu dzierżąc w rekach swoją zdobycz. Nareszcie na jego paszczy pojawił się szeroki uśmiech, na który czekałam od początku spaceru.:)
Na koniec spaceru, kiedy już cała moja menażeria przebierała nogami koło samochodu, poszłam sobie jeszcze kawałek w las i znalazłam całą gromadkę pięknie rozkwitniętych miodunek - od jednej przedstawicielki tego gatunku zaczęliśmy dzisiejszy leśny spacer i na nich naszą bytność w lesie zakończyliśmy. Teraz trzeba było jechac do domu na szybki obiad i szykować się na imprezę.
Szybko oczyściłam zebrane uszaki i przygotowałam je do suszenia - zajęły cztery piętra suszarki.:) Od kilku lat nie miałam takich obfitych uszakowych zbiorów jak w tym sezonie zimowym.:) Oby smardze również wyrosły w takich ilościach...
Chyba jesteś czarownicą. Ja u siebie pod Warszawą i moja znajoma na Śląsku znajdujemy co najwyżej huby.
OdpowiedzUsuńW Warszawie kiepsko z uszakami - wiem, że rosną w chaszczach nad Wisłą, ale tam podobno niezbyt bezpiecznie jest chodzić w pojedynkę. Na Śląsku zbierałam uszaki w okolicy Tychów - było ich dużo.:) Proszę się nie zrażać i szukać dalej - gdzieś na pewno są.:)
UsuńHm... ja znalazłam bardzo dużo uszaków i zimówek nad Wisłą w Warszawie (właśnie w "tych chaszczach" ;)), w tym roku były wyjątkowe obfite zbiory :)
UsuńPS. Przeczytałam całego bloga i niesamowicie mi się podoba!
Pozdrawiam, Arleta!
Najwidoczniej mam nieaktualne dane na temat uszaków w Warszawie.:) Cieszę się, że Tobie się udało trafić na duże ilości zimowych grzybków.:)
UsuńMiło mi bardzo, że podoba Ci się moja pisanina.:)
Pozdrawiam Arleto serdecznie!