Już wielokrotnie towarzyszyliście nam w spacerach po Zakrzówku i przylegających do niego Skałkach Twardowskiego. To nasz najbliższy i jeden z ulubionych terenów wycieczkowych. Michaś i Krzychu od tygodnia dopytywali, kiedy wybierzemy się tam ponownie. Dlatego właśnie tam poszliśmy szukać wiosny. Ponieważ dobrze nam się chodziło, nawiedziliśmy miejsca dalej położone, które zazwyczaj omijamy, skupiając się na standardowej trasie, która i tak dostarcza mnóstwa wrażeń estetycznych, przyrodniczych i grzybowych. Teraz zapraszam do miejsc, w których dawno nas nie było.
Odkąd Michaś nauczył się czytać, nie omija żadnej tablicy informacyjnej, z którą skrupulatnie się zapoznaje. Efektem takiego zdobywania informacji jest zawsze szereg pytań uzupełniających oraz konfrontacja założeń z rzeczywistością. Tak było również tym razem - dowiedział się, że Skałki Twardowskiego są parkiem krajobrazowym, prawem chronionych i co w związku z ty można tam robić, a czego nie wolno. I rozpoczęła się dyskusja.
Sprawa znana doskonale każdemu, kto spaceruje po polskich lasach - śmieci. Są wszędzie - od papierków po cukierkach, przez butelki wszelkiego rodzaju, po stare ubrania, zabawki, sprzęt agd... Długo można byłoby wymieniać co jeszcze w naturze człowiek jest w stanie porzucić. Michał i Krzyś od urodzenia są nauczeni, że wszystkie opakowania z jedzenia i picia zabieramy z powrotem z sobą i wyrzucamy do kosza na śmieci. Widzą też podczas spacerów, że nie wszyscy tak robią. A tu na tablicy narysowane jak byk, że śmieci należy wrzucać do kosza. I pytania, czemu nikt tego nie pilnuje, czemu ludzie nie przestrzegają prawa, czemu nie zgłaszamy tego na policję... I jak tu dziecku wytłumaczyć, nie obalając jego wiary w moc przepisów i prawa i nie bluzgając na tych wszystkich, którzy za nic mają nie tylko zasady, ale i piękno swojego otoczenia...
Do tego doszły wszechobecna na skałkach ślady po ogniskach, których nie wolno palić, biegające bez smyczy psy i włączona na cały regulator muzyka w radiu przejeżdżającego obok nas rowerzysty. To wszystko burzy dziecięce pojmowanie świata uporządkowanego według określonych zasad. Coraz częściej chłopcy zauważają, że nie wszystko jest biało - czarne i chwilami trudno im się pogodzić z faktem, że odcienie szarości pokrywają to, co wydawało się dobre i złe.
W pewnym momencie, kiedy byliśmy w pobliżu kosza na śmieci, Krzyś zaczął zbierać porzucone w pobliżu śmieci i wrzucać je w odpowiednie miejsce. Z jednej strony bardzo mi się to spodobało, z drugiej pojawiła się obawa, że w jego łapki może trafić coś, co się w nich znaleźć nie powinno. Pozwoliłam mu skończyć pracę, którą sam sobie wyznaczył; później wyczyściłam mu rączki chusteczką.
Oczywiście nie prowadziliśmy dysput na poważne tematy przez cały czas, bo nie umykały naszym oczom te jaśniejsze strony rzeczywistości. I tak, jak zawsze, trzeba było podejść nad zalew i przyjrzeć się wodzie, która za każdym razem jest inna - ma niezliczoną ilość odcieni. Tym razem, mimo braku słońca, stworzyła idealne lustro odbijające przybrzeżna skałki i rosnące na nich drzewa.
Maszerując spacerowymi ścieżkami i nurkując co chwilę w głąb lasu, chłopcy wypatrywali nie tylko wiosny, ale i innych skarbów, jakie przyroda pod ich nogi rzuciła.
Wkrótce kieszenie wypełniły się ślicznymi kamykami i równie pięknymi muszelkami, których jest na skałkach mnóstwo. Hitem była jednak walcowata kora pozyskana przez Michałka, która towarzyszyła nam przez najbliższe dwie godziny.:)
Wszechobecne głazy i skałki zapraszają do wspinaczki, z której Michałek i Krzyś nigdy nie rezygnują.
Doszliśmy do wysoko położonego punktu widokowego, z którego rozciąga się widok na Wisłę, Lasek Wolski, Tyniec i Bielany.
Pod nami była przepaść, a na dole teren, po którym moi chłopcy jeszcze nigdy nie łazili. Zapytałam, czy schodzimy na dół. I to pytanie idealnie wydobyło różnice między moimi chłopcami, którzy zareagowali równocześnie - Michaś krzyknął: "Oszalałaś! Zabijemy się na tej skale!" A Krzychu rzucił się tygrysim skokiem w stronę stromizny i z okrzykiem: "Schodzimy!" gotów był rozpocząć zjazd na tylnej części ciała. Szybko złapałam Krzycha za kurtkę i odciągnęłam na bezpieczną odległość, tłumacząc, ze znam lepszą drogę na dół.
Tak chłopcy pokonywali drogę w dół:
Zeszliśmy po znacznie łagodniejszym zboczu, a kiedy znaleźliśmy się na "dolnej" polanie, nad naszymi głowami przeleciał dron. Michałek bardzo szybko zlokalizował właściciela latającego urządzenia i zaczął z nim rozmawiać o samolotach, dronach, rakietach, czyli tym wszystkim, czym się ostatnio interesuje. Widziałam, że "panu od drona" nie przeszkadza Michałkowe gadulstwo, więc nie pospieszałam do zakończenia rozmowy.
Rozejrzeliśmy się z Krzysiem po najbliższej okolicy, lokalizując malowniczą ruinkę i doskonałe do spindrania się skałki. Nikomu się nie nudziło, więc Michaś mógł spokojnie tokować poznając tajniki budowy drona i sterowania nim.
Wracaliśmy "na górę" inną drogą. Stanęła nam na trasie barierka przybetonowana do murku ułożonego z kamieni. Za nią była dziura w ziemi zasypana kamieniami. Nie pozwoliłam chłopcom na penetrację tego miejsca z obawy o obsunięcie się kamieni i wpadnięcie do jakiegoś większego zagłębienia. Michaś wyszedł na murek z barierką i omiatał wzrokiem tajemnicze miejsce za nią. W pewnym momencie wykrzyknął: "Patrzcie, patrzcie! Jaszczurka!" Stwierdziłam, że niemożliwe, bo po pierwsze jaszczurki jeszcze śpią, a po drugie nawet z Michałkowym wzrokiem doskonałym wypatrzenie jaszczurki z kilku metrów jest mało prawdopodobne. Michaś jednak uparcie pokazywał ręka w jeden punkt. Skupiliśmy się z Krzysiem i zobaczyliśmy leśne zwierzątko między kamieniami. Nie była to jednak jaszczurka tylko łasica. Jak to zwykle bywa, nie zdążyłam zrobić zdjęcia, ale przyjrzałam się dokładnie zwierzakowi, który uciekał bardzo niezdecydowanie, zatrzymując się i odwracając w naszą stronę. W końcu łasiczka zniknęła w jakiejś szparce między kamieniami, a my poszliśmy dalej.
Na Skałkach Twardowskiego jest kilka mniejszych i większych jaskiń. Wapienne ściany o urozmaiconej kolorystyce przyciągają wzrok, rozbudzają wyobraźnię i wzbudzają chęć eksploracji.
Niestety, miejsca to przyciągają również imprezowiczów i chuliganów, którzy pozostawiają po sobie śmieci, napisy na ścianach i "niespodzianki" po kątach...
Nie zagłębialiśmy się nadmiernie do środka jaskiń, ale chłopcy już się umawiali, że następnym razem wezmą latarki (tylko mamo, przypomnij nam ;)) i spenetrują wnętrze dokładniej.
Śmieci w lesie - temat rzeka niestety (a mnie za każdym razem krew zalewa, łapy bym obcinał)...
OdpowiedzUsuńJa też. A najsmutniejsze jest to, że najwiecęj śmieci pozostawiają ci, którzy nazywają siebie "miłośnikami przyrody", turystami czy grzybiarzami.:(
Usuń