Smardzowate są kwintesencją wiosennego, grzybowego piękna, spełnieniem grzybiarskich marzeń i wyśmienitym dodatkiem do wykwintnych dań. Do tej grupy grzybów zaliczymy wszystkie gatunki smardzów, smardzówkę czeską i naparstniczkę stożkowatą. Najwcześniej pojawiającym się gatunkiem jest smardzówka czeska, którą mam przyjemność dzisiaj zaprezentować. Miałam ogromny problem z wyborem zdjęć, ponieważ mam ich setki i mimo ostrej selekcji i tak z wielkim trudem ograniczyłam się do zamieszczenia tylko tylu, ile możecie obejrzeć.
Smardzówki mają dla mnie szczególne znaczenie, bo to właśnie od nich zaczęła się "na poważnie" moja przygoda z wiosennymi gatunkami, o których istnieniu przed spotkaniem smardzówek nie miałam pojęcia. Pamiętam pierwsze spotkanie jakby to było wczoraj.:)
8 kwietnia (roku nie pamiętam, a o aparacie cyfrowym chyba nawet nie słyszałam). Poszłyśmy z Mamą na wiosenny spacer - pogoda była niespecjalna, ale jakoś nigdy nam to nie przeszkadzało. Plusem padającego deszczu ze śniegiem był zupełny brak innych spacerowiczów. I właśnie wtedy zobaczyłyśmy te pierwsze - wyrośnięte, na wysokich trzonach, rosnące wszędzie. Były ich setki! Jedne stały wyprostowane, inne pochyliły się pod ciężarem jędrnych główek, jeszcze inne leżały kopnięte lub przydeptane przy ścieżkach. Szok! Stwierdziłyśmy wtedy z Mamą, że to smardze.
Dopiero w domu, po przejrzeniu atlasów i poczytaniu opisów, doszłam do wniosku, że znalezione grzyby to nie smardze, tylko smardzówki czeskie. I z atlasu dowiedziałam się, że są w Polsce pod ochroną... Tymczasem część ze znalezionych przez nas owocników zabrałyśmy do domu w celu testów kulinarnych (nie jedliśmy nigdy wcześniej smardzów ani smardzówek). Większość owocników została jednak na stanowisku - miałyśmy po nie wrócić, jeżeli te zabrane nam posmakują. Były pyszne, ale i tak reszta została w przyrodzie - jak ochrona, to ochrona.
Obecnie, od roku 2014, smardzówka czeska jest pod ochroną częściową - podlegają jej grzybki, które wyrosły na dzikich stanowiskach (np. w lesie), ale już te, które pojawią się w parkach, ogrodach, sadach czy innych tzw. "terenach zielonych", chronione nie są i można je zupełnie legalnie pozyskiwać i zjadać.
Przez wiele już lat obserwuję to pierwsze znalezione stanowisko oraz kilka innych, jakie udało mi się odkryć. Pierwsze malutkie grzybki znajdowałam między połową marca, a połową kwietnia; w zależności od wiosennej aury. Wiem, że niektórym pasjonatom grzybowym zdarzało się wygrzebać ze ściółki kilkumilimetrowe smardzóweczki nawet w styczniu, ale mnie nigdy nie udało się takiej sztuki dokonać. Nigdy zresztą nie rozgrzebywałam ściółki "aż tak", bo wydawało mi się, że mogę w ten sposób zniszczyć nie tylko zawiązane owocniki, ale i całe siedlisko.
Poza tym wystarczająco trudno jest wytropić malutkie owocniki nawet wtedy, kiedy mają już 2 - centymetry. Doskonale wtapiają się w otoczenie przybierając maskujące barwy.
Takie maluszki najłatwiej dostrzec, kiedy szuka się ich na czworakach lub w kucki. Znacznie łatwiej mają dzieciaki, które są bliżej ziemi.:)
Kiedy smardzówka wyrasta, nad powierzchnią ziemi widać jedynie jej główkę. Trzon jeszcze długo pozostaje ukryty pod ziemią i rośnie w miarę wzrostu owocnika. Wtedy smardzówki są zdecydowanie lepiej widoczne i wystarczy przykucnąć i spojrzeć pod krzaki.
Na zdjęciach prezentujących młode smardzówkowe owocniki, ściółka została częściowo odsłonięta, aby grzybki były widoczne na zdjęciach; kiedy obok nich leżały jeszcze liście i zeschnięta trawa, były gorzej widoczne niż w momentach uwiecznionych na fotkach.
Smardzówki rzadko rosną samotnie - najczęściej pojawiają się grupowo. Przy sprzyjających warunkach mogą występować gromadnie. "Dobre warunki" to przede wszystkim odpowiednia wilgotność - kiedy wiosna jest mokra, mamy znacznie większe szanse na spotkanie tych grzybków niż w latach suchych. Chociaż na "moim" stanowisku obserwacyjnym, nawet jeśli było sucho, zawsze przynajmniej kilka grzybków wyrastało.
Owocniki mogą różnić się od siebie kolorystycznie - jak widzicie na poniższym zdjęciu, nawet rosnące obok siebie owocniki, na tym samym etapie rozwoju, mogą się różnić barwą, ale najczęściej główki smardzówek ciemnieją z wiekiem.
Czasem można natrafić na "smardzówkowe gniazda".
Zdarza się również, że przybierają dziwaczne kształty, kiedy na przykład natrafią na jakąś przeszkodę podczas wzrostu, zostaną podgryzione przez leśne żyjątka albo z nieznanych powodów.
Smardzówki możemy spotkać w wielu rozmaitych miejscach. Gdzie zatem się za nimi rozglądać? Lubią gleby wapienne i towarzystwo drzew liściastych i rozmaitych krzewów. Upodobały sobie również porośnięte ruiny (np. po starych domostwach), ogrody działkowe, sady (ale nie takie zadbane, tylko te stare, zarośnięte, gdzie w rozwój roślinności człowiek przestał ingerować). Są to zazwyczaj miejsca trudno dostępne i ze względu na zachwaszczenie, niezbyt wygodne do penetracji. Jeśli zatem komuś nie chce się przedzierać i szukać w takich punktach, może skupić się na lasach i parkach.
W "moich" miejscach smardzówkowych najczęściej występującymi drzewami i krzewami są: jabłonie (stare, skarłowaciałe drzewka), śliwy mirabelki, głóg, liguster, leszczyna, buki, graby, brzozy. Nie oznacza to oczywiście, że u kogoś smardzówki nie wyrosną na przykład pod gruszą.:)
Przyjrzyjmy się teraz jak smardzówki rosną. Główka, kiedy już wydostanie się ponad warstwę ziemi, niewiele zmienia swoje gabaryty, natomiast trzon rośnie i rośnie - owocnik staje się coraz wyższy i lepiej widoczny.
Trzony są początkowo kremowe, czasem z delikatnym pomarańczowym zabarwieniem. W miarę wzrostu stają się bieluteńkie i wtedy już świetnie je widać na tle szarych liści czy pierwszej wiosennej zieleni.
Jak już wcześniej wspomniałam, pierwsze znalezione smardzówki wzięłam za smardze. Czym zatem różnią się te dwa gatunki? Otóż smardz ma główkę przyrośniętą do trzonu (wyjątkiem jest tu smardz półwolny, którego główka tylko częściowo jest przyrośnięta). Smardzówka natomiast ma główkę przytwierdzoną do trzonu tylko w jednym punkcie, tak jak grzyby kapeluszowe.
Na poniższym zdjęciu widać doskonale, że główka jest wolna, nie zrośnięta z trzonem.
Dla porównania spójrzcie na smardze stożkowate - główka jest "nierozerwalnie" połączona z trzonem.
Jeżeli zatem zwrócimy uwagę na tę jedną cechę, bez trudu rozróżnimy te gatunki. Gdyby jednak ktoś się pomylił i zabrał do zjedzenia smardza półwolnego zamiast smardzówki, nic mu nie grozi, bo wszystkie smardzowate są jadalne.
Niektóre opisy sugerują też podobieństwo smardzówek i piestrzenic olbrzymich. Dla mnie są to zupełnie inne gatunki, o czym wspominałam już we wpisie dotyczącym olbrzymek.
Jak wykorzystać smardzówki ze stanowisk nie podlegających ochronie? Jeżeli trzony nie są zbyt wyrośnięte, wykorzystujemy całe owocniki. Łatwo sprawdzić przydatność trzonów, sprawdzając ich konsystencję - jeżeli są kruche, można je jeść ze smakiem, jeżeli natomiast są "gumowate", lepiej nie dokładać ich do potrawy, bo taką konsystencję zachowają również po obróbce termicznej.
Można smardzówki tradycyjnie usmażyć na masełku, można dodać do jajecznicy, zrobić sosik albo zupę - w tych wszystkich potrawach wypadają świetnie. Jeśli chcielibyśmy zrobić z nich zapasy, polecam suszenie (po namoczeniu zachowują swój aromat) lub mrożenie (ale nie surowych, tylko podsmażonych na maśle, najlepiej klarowanym). W marynacie są natomiast niezjadliwe - gumowate, ciągnące się, niesmaczne.
Jeżeli w przyrodzie brakuje wilgoci, smardzówki umierają nie osiągnąwszy dojrzałości.
Zdarza się, że sucho robi się wtedy, kiedy są już dorosłe - ulegają powolnej mumifikacji i w takim stanie potrafią przetrwać nawet miesiąc.
Nigdy nie jadłem smardzów, wyglądają niezbyt zachęcająco, prawdę mówiąc ;)
OdpowiedzUsuńZ wyglądem to jest tak,że nie to jest piękne, co jest piękne, ale co się komu podoba. ;)
UsuńMnie wygląd smardzówek czy smardzów zdecydowanie nie zniechęca.:)
Są bardzo smaczne; to jedne z droższych grzybów. Trzeba pamiętać, że w Polsce są częściowo chronione.:)
Jest wśród zjadaczy grzybów taki stereotyp, że grzyb składa się z trzonu i kapelusza. Jeśli jakiś okaz nie pasuje do schematu to już nie budzi zaufania. Co ciekawe smardze były doceniane i jadane głównie przez możnych, jako smakołyk (tak, jak pańskie rydze, grzyby prawdziwe czy szampiony). Prosty lud jadał głównie rozmaite pospolite bedłki, a smardzami czy rydzami handlował. Inka
UsuńTo prawda. Kolejny stereotyp to tradycyjny sezon grzybowy, czyli raptem trzy miesiące w roku. Ale jest coraz więcej miłośników lasu, którzy zauważają grzyby przez cały rok.:)
UsuńPoza tym dla wszystkich smardzów nie wystarczy.;)
Oddam smardze za kanie :) Próbowała Pani może krowiaka podwiniętego (olszówki, jak to się u mnie w rodzinie mawia)? Dawno temu jadaliśmy (nie tak często, jak inne grzyby, ale się trafiał od czasu do czasu), a teraz niby trujący...
UsuńKanie też są wyśmienite.:)
UsuńOlszówki od zawsze w mojej rodzinie były uznawane za niejadalne - nigdy ich nie zbierałam i nie jadłam. Wiem, że sporo osób je jada, zalecając podwójne gotowanie, odlewanie wody itd. Zresztą atlasy do niedawna też podawały, że olszówki są jadalne. Jednak od czasu do czasu wywoływały poważne zatrucia i to skłoniło specjalistów do przebadania tych grzybów. Oprócz muskaryny (ten sam związek jest obecny w muchomorach czerwonych),olszówki zawierają inwolutynę, która może dać niemal natychmiastowe objawy zatrucia albo kumulować się w wątrobie i systematycznie, powoli ją uszkadzać. Nie wiadomo ile i jak często trzeba byłoby jeść olszówki, żeby "załatwić" wątrobę skutecznie, ale pewnie zależy to od indywidualnych właściwości każdego organizmu.
Jednym słowem - uważam, że nie warto ryzykować i jeść olszówki, kiedy jest tyle innych smacznych grzybów.:)
Mój ojciec pochodzi z Wielkopolski i tam przez długie lata był to grzyb uznany za jadalny i zwyczajowo pozyskiwany podczas grzybobrania (przynajmniej w mojej rodzinie). Na pewno nie był też inaczej traktowany podczas obróbki (tj. podwójne gotowanie itd.). Teraz poczytałem w internecie i okazuje się, że do wystąpienia ostrego zatrucia może dojść dopiero po "nastym" spożyciu tego grzyba, więc chyba faktycznie lepiej nie ryzykować (o ile mi wiadomo, już raczej nikt z rodziny olszówek nie zbiera). Pozdrawiam!
UsuńNie warto ryzykować zdrowia.:) Pozdrawiam!
Usuń