Do południa smardzowaliśmy po raz trzeci w czasie tej majówki. Z wynikiem w pełni satysfakcjonującym.:) Po obrobieniu grzybków i posileniu się smardzowym obiadkiem zapakowaliśmy się do Doblowoza i ruszyliśmy w kierunku Slanej Vody, gdzie spotkali się Grzyblandczycy i sympatycy tejże stronki, aby posmardzować majówkowo. Mamy wśród nich wielu znajomych, z którymi chcieliśmy się spotkać, a Michaś z Krzychem nastawili się na zabawę na tamtejszym placu zabaw, oglądanie dzików i muflonów oraz spotkanie z kolegą Miłoszem.
Powitanie było cieplutkie, ale okazało się, ze plac zabaw nie istnieje - huśtawki zostały zdemontowane, a w ich miejscu znajdował się równo przystrzyżony trawniczek... Chłopcy byli zawiedzeni, co przełożyło się na poziom marudzenia - skoro nie było największej spodziewanej atrakcji, konieczna była natychmiastowa realizacja innych ciekawych punktów programu.
W związku z tym, zamiast porozmawiać z dawno niewidzianymi znajomymi, pognałam z chłopcami do zagrody muflonów. Stado, które dwa lata temu liczyło kilkadziesiąt sztuk, zostało zdziesiątkowane - pozostał z niego jeden kozioł i matka z młodym. Okazało się, że większą atrakcją od zwierzaków była młodziutka, pachnąca mięta rosnąca obok wybiegu. Michaś z Krzychem zaczęli się paść i spore wiechcie zieleniny zabrali z sobą na "słonowodne podwórko".
Tam Michałek kontynuował konsumpcję zieleniny, a Krzychu, uczepiony mojej nogi, nudził, żeby już natychmiast iść do dzików.
Zdążyłam przelotnie zamienić kilka słów i rzucić okiem na zbiory smardzowników ze Slanej. Uwieczniłam najładniej wyglądający koszyczek i z ukontentowaniem stwierdziłam, że menażeryjne zbiory przewyższają ilościowo pozyski uczestników smardzowania w Slanej Vodzie. To takie miłe uczucie dla mojej pazerniaczej duszy.:)
Nie było mi dane długo zajmować się dyskusjami przy suto zastawionym stole, bo moje dzieci zadbały o to, żeby mi się nie nudziło i coraz natarczywiej upominały się o obiecane im spotkanie z dzikami.
Poszliśmy zatem do zagrody z dzikami (upewniłam się wcześniej, że zagroda ta nadal istnieje, bo wobec stwierdzonych w Slanej zmian, wcale takiej pewności nie miałam). Dziki były, ale też w niewielkiej ilości. I tylko jeden raczył nas zaszczycić jakąkolwiek uwagą - leżał sobie w błotku, a na pokrzykiwania chłopców, po głębszym zastanowieniu, podniósł się, zarył nosem w podłożu i zaległ na drugim boku.
Tuż obok dziczej zagrody było sporo przekwitniętych już lepiężników, które zachęcały do zabawy - rozsiewanie dmuchawcowych spadochroników to jedno z ulubionych zajęć Krzysia, więc oddał mu się całym sobą.
Wreszcie dziki były zaliczone, a lepiężniki rozsiane i można było wracać do towarzystwa. Impreza trwała w najlepsze - ciekawe rozmowy, degustacja domowych wyrobów wędliniarskich i nalewkowych... Atmosfera z cieplutkiej zrobiła się gorąca.:)
Na moje szczęście, na horyzoncie pojawił się Miłosz z piłką i chłopcy oddalili się na boisko w celu rozegrania meczu. Mogłam wreszcie usiąść spokojnie przy stole z bezalkoholowym piwem w rękach (żeby aż tak bardzo od towarzystwa nie odstawać) i chwilę pogawędzić.
Chłopcy trochę pograli, a później pognali w trójkę na miętowe pastwisko. Miłosz też chciał popróbować świeżych ziółek, a z poprzedniego zbioru zostało już tylko wspomnienie.
Chłopcy przynieśli tyle zieleniny, że częstowali nią wszystkich obecnych w polu widzenia. Nie wszyscy są pasjonatami wypasu na pierwszomajowej trawce, ale znaleźli się chętni do konsumpcji aromatycznych listków.
Michaś, Krzyś i Miłosz chwilę jeszcze poszaleli razem, a później zasiedli przy stole, aby przepić miętowy smak słowacką mineralką.
Pora była najwyższa do zarządzenia odwrotu - chłopcy mieli jeszcze zjeść kolację i pomaszerować do spania, żeby następnego dnia wstać skoro świt i ruszyć na kolejne poszukiwania smardzów. Nie doczekaliśmy się na powrót wszystkich słonowodnych smardzowników, którzy w związku z sobotnim spotkaniem przy ognisku mogli wyruszyć do lasu dopiero w godzinach południowych i jeszcze nie powrócili na kwatery. Przekazaliśmy zatem serdeczne pozdrowienia dla pozostałych uczestników zlotu i przyjechaliśmy na swoje lipnickie podwórko.:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz