Nadszedł wreszcie ten dzień - upalny piątek kończący rok szkolny. Dla nas to szczególny koniec roku roku szkolnego, bo pierwszy. Od rana szykowaliśmy białe koszule, krawaty i inne eleganckie akcesoria. Już podczas tych czynności zaczęliśmy się rozpływać - gorąc buchający zza okna był powalający.
Pojechaliśmy do szkoły, odprowadziłam Krzysia na jego ostatnie w życiu zajęcia w zerówce, a z Michałkiem rozpoczęliśmy oczekiwanie na rozpoczęcie uroczystości.
Pierwszy i drugi występ artystyczny minęły szybko i przyjemnie, ale każdy następny dłużył się coraz bardziej. W małej salce robiło się coraz duszniej i część rodziców ewakuowała się na szkolne podwórko, aby zaczerpnąć odrobinę świeższego powietrza.
Chętnie uczyniłabym to samo, ale obiecałam Michałkowi, że będę wszystko oglądać i nie chcąc złamać danego słowa, gotowałam się wytrwale podziwiając kolejne popisy.
Po części artystycznej odbyło się wyczytywanie laureatów i wręczanie nagród w rozlicznych konkursach. Michaś kilkakrotnie wychodził na środek i zbierał kolejne nagrody i dyplomy. O niektórych jego sukcesach wiedziałam już wcześniej, o innych dowiedziałam się dopiero dzisiaj.
Najbardziej ucieszył mnie tytuł mistrza ortografii, a najbardziej zdziwiło pierwsze miejsce w konkursie kaligraficznym dla pierwszaków.
Pomiędzy odbieraniem kolejnych wyróżnień, Michałek dopytywał, kiedy wreszcie będą te świadectwa - nie mógł się doczekać, żeby zobaczyć jak to "coś" wygląda.
Tymczasem, zamiast dostać świadetwo, trzeba było wpisać się do złotej księgi. Ponieważ przywileju tego dostąpiła tylko czwórka dzieci z Michałka klasy, reszta zwiesiła nosy na kwinty, a z niektórych oczu polały się nawet łzy.
I wreszcie do rąk Michałka trafiła upragniona kartka z promocją do klasy drugiej.
Teraz trzeba było się jeszcze tylko pożegnać, pożyczyć miłych wakacji, ubrać wygodniejsze ubranie i zacząć wakacje. W domu Michaś rozłożył swoje trofea, a następnie zabrał się za czytanie - jedną książkę przeczytał, a resztę spakował do plecaka na wyjazd.
Po południu mieliśmy jeszcze jedną uroczystość - Krzyś żegnał na zawsze przedszkolne progi. Jechałam z Michałkiem i ledwo zdążyliśmy na początek, bo na Doblowozowym haku zaparkował samochód, którego kierowca nas nie zauważył. Na szczęście nie odnieśliśmy innych obrażeń oprócz zgniecionej osłonki na hak, więc po oględzinach machnęłam ręką i zdążyliśmy dotrzeć na czas.
Podczas występu Krzycha zjadła trema i nie dokończył swojego wierszyka... Po dyplom poszedł już z uśmiechem na twarzy.
I w końcu mogliśmy już wszyscy rozpocząć wakacje. Jutro jedziemy na lipnickie wywczasy. trzymajcie kciuki za pomyślne przetransportowanie koników i podróż bez żadnych nieprzyjemnych przygód.
Trzymamy kciuki! Gratulujemy :) Odezwij się jak dotrzecie.
OdpowiedzUsuńDzięki za wsparcie.:)
Usuńgratulacje
OdpowiedzUsuń