Pierwszy dzień wakacji zaczęłam przed czwartą - przygotowanie kanapek dla chłopców, spakowanie ostatnich szpargałów i jazda po konie. Michałek i Krzyś słodko spali, kiedy wyjeżdżałam; mieli dotrzeć do Lipnicy z tatą, a ja miałam przetransportować konie. Latona i Ramzes pojechały z profesjonalistą, a ja wiozłam kucunie. To był mój pierwszy tak daleki wyjazd z przyczepą załadowaną żywym "towarem", co było niezwykle stresujące - dopiero w połowie drogi nieco mnie "nerw" odpuścił, a z gardła zniknął przykry ucisk (zawsze tak mam, kiedy się denerwuję).
Zanim wyjechałam z końmi, nad Krakowem przeszła burza, pojawiła się tęcza, a powietrze stało się nieco zdatniejsze do oddychania. Im bliżej byliśmy Babiej, tym upał stawał się okrutniejszy. Ale dojechaliśmy szczęśliwie. Pawełek z dzieciakami byli już na miejscu. Była też ciocia Ania, która zdecydowała się towarzyszyć nam w zasiedlaniu Lipnicy.
Koniska, umordowane podróżą, powędrowały od razu na zielone pastwiska, które wygrodziłam im podczas ostatniej bytności w wakacyjnej miejscówce. Mimo upału zabrały się za metodyczną utylizację zieleniny. A ja przystąpiłam do rozparcelowania naszych rzeczy, które zwoziliśmy do Lipnicy przez trzy tygodnie.
Mimo upału nie darowałam chłopakom pierwszej wakacyjnej wizyty w lesie. Jak zwykle, największy opór stawiał Pawełek, który nie miał specjalnej ochoty na sznupienie w rozgrzanych krzaczorach. Reszta ruszyła z bez szemrania, a ciocia Ania nawet z entuzjazmem.
Pierwszym znaleziskiem był dorodny borowik grubotrzonowy wypatrzony przez Krzycha, który był niepocieszony, że jego znalezisko musi pozosać w lesie, a nie w koszyku.
Później było trochę borowików ceglastoporych i sporo młodziutkich muchomorków czerwieniejących.
Szczególnie urokliwie wyglądały grzybowe rodzinki. Poniżej muchomory twardawe.
A tu już pierwsze tegoroczne borowiki górskie. Mam nadzieję, że będą w tym roku rosły, bo rok temu niewiele ich widziałam, nie mówiąc już o zbiorze.
I najładniejsza chyba gromadka z pierwszego dnia wakacji - szóstka borowików żółtoporych (grubotrzonowych)
W lesie nie byliśmy długo, bo upał doskwierał wszystkim, a prac gospodarczych czekało nas jeszcze niemało. Dzień zakończyliśmy kolacją z lipnickiego grilla.
bawcie się miło
OdpowiedzUsuńStaramy się.:)
UsuńMoże do końca sierpnia uda Wam się znaleźć jakiś wolny termin na wizytę u nas. Z dziką przyjemnością spędzimy czas w Waszym towarzystwie.:)
OdpowiedzUsuńZasiedlanie Lipnicy przeprowadzone w pełni profesjonalnie :)
OdpowiedzUsuńciocia ania