Ciocia Ania już podczas pierwszego, rekonansowego spaceru grzybowego pod Babią polowała na borowika szlachetnego. Zapewne, gdyby nikt nie znalazł tego najprawdziwszego z prawdziwków, pogodziłaby się z faktem, że w jej ręce żaden szlachetniak nie wpadł. Ale Pawełek znalazł wtedy dwa malutkie borowiczki i Ania oświadczyła, że następnego dnia nie wyjdzie z lasu, dopóki nie znajdzie co najmniej trzech borowików szlachetnych... Kiedy to powiedziała, natychmiast uaktywnił się Krzyś, stwierdzający, że na pewno znajdzie więcej grzybków niż ciotka, niżmy wszyscy razem wzięci i w ogóle więcej niż jest w lesie.:)
"No to mamy pozamiatane" - pomyślałam - Ania szukająca do zdechu szlachetniaków i Krzyś biadolący po każdym grzybku znalezionym przez kogo innego niż on, Krzyś... Nadszedł dzień następny.
Po śniadaniu ruszyliśmy do lasu już nie na jakiś tam rekonesans, ale na pazerniactwo. Postanowienia z dnia poprzedniego zostały powtórzone, utrwalone i zapamiętane. Pierwszymi grzybkami, na jakie trafiliśmy były, tradycyjnie już, borowiki ceglastopore i muchomory czerwieniejące. Ja byłam w pełni usatysfakcjonowana takim zestawem gatunkowym, ale reszta towarzystwa nadal marzyła o szlachetniejszym pozysku.
Wreszcie trafiliśmy na borowikowe eldorado i zaczęło się polowanie. Największe szczęście dopisało cioci Ani, która zwyciężyła we wszystkich kategoriach - znalazła pierwszego, największego, najmniejszego i najładniejszego "prawdziwka". I miała największą ilość szlachetnych. Została zatem Królową Borowikową tej niedzieli. Ucieszyłam się, że Ania zrealizowała swoje postanowienie i to z nawiązką.
Gorzej było z Krzychem, który tym razem znalazł tylko jednego szlachetniaka i czuł się z tym nie najlepiej. Powstrzymał się jednak od rzucania koszykiem i strzelania fochem, bo pocieszający był dla niego fakt, że Michaś i tata nie znaleźli ani jednego grzyba z poszukiwanego gatunku. Ja znalazłam dwa.
Pawełek kosił muchomory czerwieniejące, a Michaś trenował biegi między drzewami i chyba po raz pierwszy nie uwieczniłam go na żadnym zdjęciu.
Na koniec Krzyś pozyskał jeszcze jedno trofeum - połowę kompletnego kiedyś poroża. Jego samopoczucie momentalnie wzniosło się na wyżyny - przecież nikt inny takie skarbu nie znalazł!
Z lasu wyszłam z koszykiem pełniutkim grzybów. Zbliżała się burza, wiec już nie planowaliśmy dalszego grzybobrania. Jak się później okazało, burza poszła bokiem, a u nas tylko porządnie powiało i chwilę popadało.
Nasza Królowa Borowikowanie miała pełnego koszyka, ale za to były w nim same borowiki szlachetne. Poniżej całe zbiory (borowiki cioci Ani na osobnym talerzyku).
a u nas leje...
OdpowiedzUsuń:)
U nas też popadało.:) I zimno się zrobiło - dzisiaj trzeba było ubrać ciepłe polary. Po upałach łatwiej się marznie.:)
UsuńFajnie Wam :]
OdpowiedzUsuńB-M (Brzęczymucha)
Oj tak! Odreagowałam już operację "wyjazd" i prawie się zadomowiłam.:) I grzybki rosną, rosną, rosną...
Usuńmogę tylko zazdrościć
OdpowiedzUsuńNadrobisz w innym terminie.:)
Usuńjak zwykle było super, dziękuję :)
OdpowiedzUsuńciocia ania
My również dziękujemy za towarzystwo i pomoc w zasiedlaniu.:) I oczywiście polecamy się na przyszłość.:)
Usuń