Krzyże to kolejne kultowe miejsce na naszej mazurskiej trasie żeglarskiej. Michałek i Krzyś mają tam wielką plażę, płytką wodę i wszystko, co do szczęścia dzieciom może być potrzebne. Do portu dotarliśmy późnym popołudniem, ale było gorąca i chłopcy prosto z łódki wskoczyli do wody.
Cisza, spokój, słoneczko powoli wędrujące na nocny spoczynek - marzenie. I w tej ciszy, nagły, przeraźliwy wrzask Krzysia:"Mamo! Mamo! "Śkielet raka tu leży! Chodź zobacz!" Musiałam zostawić gary z szykującą się kolacją i gnać na oglądanie "śkieletu". Później była prośba o pomoc w wyciągnięciu raczego truchł spod pomostu. No to grzecznie zapytałam, na czym moja pomoc ma polegać. "No... wyjmij go!" - odpowiedział Krzyś. Cóż było robić... Wyłowiłam "śkielet". Chłopcy pochylili się nad nim z zainteresowaniem i posypały się pytania. Musiałam w ciągu kilku sekund odszukać w zakamarkach pamięci wiadomości na temat stawonogów i poprowadzić wykład połączony z wnikliwymi oględzinami wyłowionego znaleziska. Wokół nas zebrała się szybko cała gromadka dzieci i wszystkie oglądały raka z wielkim zainteresowaniem.
Jedno z trafnych pytań zadanych przez słuchaczy dotyczyło koloru raka - "Dlaczego w książkach jest zawsze czerwony, a ten nie jest?" Uświadomiłam sobie, że faktycznie, w książeczkach i kreskówkach dla dzieci raki są czerwone, chociaż w rzeczywistości takie nie są! A przecież większość dzieci nigdy nie zobaczy prawdziwego raka (nawet martwego) i w ich świadomości na całe życie utrwali się obraz czerwonego raka! Tak samo jest z kwestią wielkości - w książce rak i słoń są na obrazku tej samej wielkości - dziecko, które nie widziało ich w realu, nie ma skali porównawczej, bo nawet wielkość podana w centymetrach nie stworzy w ich mózgach rzeczywistego obrazu i wymiarów. To tylko jeden przykład, a ile ich jest w każdej z dziedzin wiedzy... W efekcie dzieciaki nabyły trochę wiedzy na temat raków, a ja miałam powód do głębokich refleksji na temat poznawania świata przez dzieci i sposobów nauczania ich w szkole.
Następnego dnia, od wczesnego ranka ruszyła budowa zamków rycerskich. Ponieważ dzieci na plaży nie brakowało, konsekwencją powstania budowli były walki między wrogimi obozami. Efektem końcowym było oczywiście zrównanie zabytkowych budowli z powierzchnią plaży i można było zaczynać budowanie fortyfikacji od początku.
Oczywiście chłopcy nie przebywali stacjonarnie na plaży przez cały czas, tylko ganiali do wody, na piasek, do wody, na piasek... I tak w nieskończoność.
W ramach rozgrzewki po pływaniu odbywało się turlanie z góry plaży na jej dół stykający się z wodą. Po takim turlaniu chłopcy byli szczelnie pokryci piaskową panierką. Dobrze, że wody w jeziorze nie brakowało.:)
Kiedy przygotowywałam na łódce obiad, zobaczyłam, a właściwie usłyszałam, że na plaży jest jakieś wielkie poruszenie. wyszłam na pomost i zobaczyłam plażowiczów uciekających z dzikim wrzaskiem w górę plaży. Tylko Krzychu został na swoim miejscu i dalej przerzucał piasek z kupki na kupkę. Patrzę dalej, myśląc co to za potwór tak wszystkich wystraszył, a to łabądek spaceruje sobie brzegiem i syczy. W tym momencie przyszedł Pawełek, który pilnował chłopaków, po łapówkę dla łabędzia. Ptaszysko zeżarło trzy kromki i wróciło do wody, a plażowicze do swoich zajęć.
Kiedy już nakarmiłam menażerię i posprzątałam po jedzeniu, poszłam na plażę. Łabądek pływał po basenie portowym i łatwo dał się przywołać na brzeg. Michaś rozdziawił paszczę, kiedy pierzasty podpłynął do mnie na zawołanie. Kiedy ptak był blisko brzegu, dzieci bawiące się na plaży, zaczęły rzucać do niego piaskowymi kulkami. Powiedziałam, żeby tego nie robiły, na co oburzyli się co niektórzy rodzice, stwierdzając: "Ale on nas atakuje!" Kiedy powiedziałam, że to łabądek jest u siebie i ma prawo tu być, popatrzyli na mnie, jakbym była kosmitką z odległej planety. Ale przestali zachęcać swoje pociechy do rzucania piasku w "agresora".
A łabądek zabrał się z czyszczenie białych piórek i długo, długo pozował do zdjęć. Patrzył tylko ze zdziwieniem, posykiwaniem i niemym pytaniem:"Czemu się nie boisz?" Za udaną sesję został sowicie wynagrodzony.:)
rak wrzucony na wrzątek zrobi się czerwony
OdpowiedzUsuńTaki nieżywy też???
Usuńpawle zjemy takiego łabądka
OdpowiedzUsuńKupicie sobie kurczaka w promocji.:)
Usuń