Jeziorne szuwary to miejsce pełne życia - szumią, buczą, świergoczą - najgłośniej rankiem i wieczorem, a nieco ciszej w ciągu dnia i nocą. Od czasu do czasu słychać w nich wielkie poruszenie i nad falującą powierzchnią zielonych trzcin wzbija się w powietrze gromadka ptactwa uciekającego przed jakimś intruzem. W szuwarach kryją się ptasie rodziny wychowujące obecnie swoje potomstwo i kwitną grążele, zwane popularnie liliami wodnymi.
Dużym jachtem, którym żeglujemy po Mazurach nie ma szans na dotarcie blisko nadjeziornych zarośli, ale w porcie w Krzyżach można pożyczyć rowerek wodny i dotrzeć nim w płytkie zarośnięte miejsca. Tak właśnie zrobiliśmy i uzbrojeni w sprzęt do strzelania fotek, popłynęliśmy w kierunku "Pirackiej Wyspy".
"Piracka Wyspa" to tak naprawdę wcale nie wyspa, tylko półwysep i bardziej jest kłusownicza niż piracka, ale chłopcy chcieli szukać skarbów, więc nazwa "Piracka" była zdecydowanie bardziej adekwatna do naszych potrzeb niż jakakolwiek inna.
Nie zdążyliśmy nawet opuścić basenu portowego, kiedy w żółtym, wybranym przez Krzysia, rowerku, pękł metalowy pałąk przy pedałach z jednej strony. Zawróciliśmy, żeby zgłosić awarię i wziąć inny sprzęt. Wybraliśmy rowerek niebieski, bo w nim było najmniej śladów po naprawczych spawaniach na pałąkach od pedałów. Udało się wypłynąć.
Tuż za portem powitała nas pierwsza rodzinka perkozów, dalej były kolejne. Obserwowaliśmy jak dorosłe ptaki uczą swoje młode pływania, nurkowania i zachowania w określonych okolicznościach.
Najpierw wypływał z szuwarów tata i sprawdzał, czy teren jest bezpieczny - rozglądając się na wszystkie strony podpływał do reszty rodzinki czekającej na skraju zarośli i jeziora, dawał sygnał i matka z młodymi wypływała z bezpiecznego schronienia na szerokie wody. Tam odbywały się ćwiczenia z pływania i nurkowania. Kolejne poczynania perkoziątek nagradzane były pochwałami "słownymi".
Kiedy któreś młode było już zmęczone ćwiczeniami, wsiadało na grzbiet matki, aby chwilę odpocząć i ogrzać łapki.
Były też ćwiczenia na posłuszeństwo i szybkość wykonywania poleceń - na jeden okrzyk matki młode potrafiły w sekundzie zbić się w gromadkę albo rozproszyć. Potrafiły też równocześnie zniknąć pod powierzchnią wody.
Obserwowane przez nas ptasie rodziny są przyzwyczajone do obecności łódek i ludzi, więc zbytnio się nami nie przejmowały i robiły swoje, dając nam piękne przedstawienie.
Mogłabym tak na nie patrzeć i patrzeć, ale tam przecież czekała "Piracka Wyspa" ze swoimi skarbami i Michaś z Krzychem nie pozwolili o tym zapomnieć ani na chwilę.
Rok temu znaleźliśmy w pobliżu punktu "ukrycia skarbów" kłusownicze haczyki na lince, więc teraz uważnie przyglądałam się trzcinom, żeby w razie czego wypatrzyć jakąś pułapkę. tym razem jednak nie było nic oprócz starej, podartej sieci wplątanej w trzciny.
Dobiliśmy w końcu do brzegu "Pirackiej Wyspy" - chłopcy rzucili się na poszukiwania skarbów. Ponieważ oprócz paru porzuconych butelek nie udało się nic znaleźć, szybko zrezygnowali z penetrowania lasu zarośniętego pokrzywami i zrobili hlup do wody.
Po treningu pływackim trzeba było się nagrzać i posilić, a później chłopcy zaczęli już marudzić, że nie mogą się doczekać, kiedy pobawią się na plaży.
Zanim jednak wróciliśmy do portu, podpłynęliśmy do grążelowych poletek. Mam już co prawda setki zdjęć grążeli, ale i tak co rok "muszę" zrobić nowe. Tym razem focenie było utrudnione przez mocny wiatr, który rozfalował wodę i chwiał rosnącymi w niej kwiatami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz