Po ubiegłotygodniowym spacerze w Lasku Wolskim i zlokalizowaniu tysięcy miniaturowych uszaczków, po trzech dniach opadów mżawki i dodatnich temperatur, oczami wyobraźni widziałam pełny koszyczek dorodnych, mięsistych uszaków. Jakoś nie dopuszczałam do siebie myśli, że po opadach deszczu przyszedł porywisty wicher i ponowne nocne przymrozki, które, jak wiadomo, również mają wpływ na wzrost i jakość zimowych grzybków.
Na weekend nawiedzili nas goście z Lipnicy Wielkiej spod Babiej Góry; gospodarze, u których zamieszkujemy letnią porą. W sobotnie popołudnie oprowadziliśmy ich po centrum Krakowa, a na niedzielę zaproponowaliśmy podziwianie panoramy miasta z wysokości Kopca Kościuszki. Z góry założyłam, że Pawełek będzie towarzyszył gościom, a ja wydrę do lasu, na "moje" uszaczki. Michaś z Krzychem woleli pójść z tatą, ciocią i wujkiem, więc byłam wolna!
Zanim jednak zanurkowałam w chaszcze, zatrzymaliśmy się przy ornitologach obrączkujących i opisujących ptaki, które wpadły w ich sieci. Nie było to nasze pierwsze spotkanie z ornitologami w tym miejscu, ale poprzednio chłopcy byli jeszcze malutcy i niewiele pamiętali. Teraz z zainteresowaniem obserwowali jak się bierze ptaszki do rąk, waży, mierzy i ocenia ich kondycję po zimie.
Panowie chętnie pokazali nam jak pracują, a także opowiadali o ptakach i na przykładzie czyżyków, wyjaśniali jak się ocenia wiek ptaków po piórkach i jak odróżnia się samczyki od samiczek.
Dla laika wydaje się to niezwykle skomplikowane, ale zapewne jest z tym tak samo jak z grzybami - dla początkującego grzybiarza trudnością jest rozróżnienie podstawowych gatunków, natomiast wprawny miłośnik grzybobrań "z kilometra" rozpoznaje gatunek, wiek owocnika, a nawet jego zdrowotność.:)
Po rozstaniu z ornitologami rozdzieliliśmy się. Poszłam w las, a reszta wycieczki na Kopiec Kościuszki. Już pierwsze, do cna wysuszone uszaki, rosnące na znajomym konarze dzikiego bzu, uświadomiły mi, że stało się to, o czym nie chciałam myśleć - wiatr pokonał wilgoć i zrobił swoje - wyssał życie z uszakowego przedszkola zanim zdążyło osiągnąć większe rozmiary.
Pocieszałam się jeszcze, że w głębi lasu będzie lepiej, bo przecież tam nie mogło powiewać aż tak jak na skraju. Niestety, okazało się, ze niszczycielska moc wiatru dotarła w każde miejsce. Zbierałam co większe egzemplarze uszakowych suszków i patrzyłam ze smutkiem na mój koszyczek, z którym musiałam wyglądać co najmniej dziwnie. Gdyby został napełniony, spacerowiczom co najwyżej oczy wychodziłyby zz orbit, a tak, z kilkoma wysuszonymi uszakami na dnie...
Mimo smuteczku z powodu śmierci moich marzeń o mega uszakowym pozysku, rozglądałam się dokoła. Wiatr wyrządził szkodę nie tylko moim grzybkom, ale i drzewom - mnóstwo gałęzi zostało połamanych, a parę drzew padło w całości pod naporem wichru.
Zimówki też nie uniknęły konsekwencji wiatrowego szaleństwa - nawet te najmniejsze miały obeschnięte brzegi kapelutków i od ubiegłego tygodnia niewiele zwiększyły swoje gabaryty.
Podobny los spotkał wszelkie kisielnice, galaretnice i żylaki - zamiast rozkwitać w przedwiosennym lesie, skurczyły się i zamarły w oczekiwaniu na lepsze warunki.
Nawet orzechówki, doskonale przecież przystosowane do mroźnego i suchego powietrza, jakby zmalały od zeszłej niedzieli.
Zlokalizowałam jeszcze zejściowe łyczniki późne
oraz boczniaki na zupełnie nowym stanowisku (zapamiętane do następnej zimy;))
Dobrze wyglądały tylko gmatwice chropowate.:)
W lesie wypatrywałam nie tylko grzybków, ale i jakichkolwiek przejawów wiosny. Oprócz baziek i ledwie, ledwie nabrzmiałych pączków na krzewach, nic więcej nie znalazłam. Zima trzyma się jeszcze resztkami sił i nie pozwala na razie na eksplozję wiosennych cudowności, za którymi bardzo już tęsknię. Mogłabym tak w ciszy i spokoju chodzić po tym lesie jeszcze długo, ale telefon wzywał mnie do powrotu. Moje chłopaki i goście zdobyli szczyt kopca, zobaczyli, co mieli zobaczyć i czekali na mnie w samochodzie. Opuściłam las z suszonymi grzybkami, ale po pożegnaniu gości i obiedzie pogoniłam moją menażerię na poszukiwania milimetrowych smardzówek. Bezskuteczne niestety.:(
Na smardzówki wyskoczę jeszcze w tygodniu. Z lupą.;)
OdpowiedzUsuńteż byłem w okolicach kopca trochę się powłóczyć,
OdpowiedzUsuńfaktycznie uszaków jakby mniej ale w tygodniu ruszam
na czarki :)
W pobliżu Krakowa czarki już pewnie są. Powodzenia w poszukiwaniach; czekam na fotki.:)
Usuńprzedwiośnie ale chłody i wiatry nie sprzyjają grzybkom
OdpowiedzUsuńNiestety. A wydawało się, że będzie już tak pięknie.
UsuńO jaka szkoda a już czekałam na zdjęcia zielonych gałązek i napełniony koszyczek uszaków
OdpowiedzUsuńMusimy niestety na to poczekać. Dzisiaj zrobiło się cieplutko i słoneczko świeciło.:)
UsuńA gdzie fotki Jasiurów.............
OdpowiedzUsuńPawełek nie miał aparatu, a ja się skupiłam na innych modelach.:)
Usuń