Dwa razy w tygodniu Krzyś chodzi na treningi piłkarskie. Dopóki zajęcia odbywały się na boisku pod gołym niebem, po zawiezieniu Krzysia, z Michałkiem szliśmy sobie na spacer do parku przylegającego do terenu piłkarskiego. Zimą treningi piłkarskie odbywają się w sali gimnastycznej w szkole na drugim osiedlu. Rodzice czy rodzeństwo piłkarzy nie mogą wchodzić do hali, więc trzeba Krzysia zawieźć, wrócić do domu i jechać ponownie za półtorej godziny, aby go odebrać. Takie jeżdżenie to dla Michałka strata czasu, więc już późną jesienią ustaliliśmy, że będzie zostawał sam w domu w czasie,kiedy ja odstawiam Krzycha na trening.
Michaś jest chłopcem rozsądnym, ostrożnym i nie mającym pomysłów typu wchodzenie na szafę i skoki na podłogę (ja z moim bratem tak robiliśmy podczas nieobecności rodziców) czy rozpalanie ogniska na środku stołu. Zamykam go w mieszkaniu na klucz, żeby nie dostał się do niego żaden złodziej chcący sobie przywłaszczyć klocki lego;) (jedyne, czego Michaś się obawia zostając sam). Krzysia bałabym się zostawić samego, bo on ma mój temperament i pomysłowość w zakresie zabaw niosących spore ryzyko urazów wszelakich.
Wychodząc z Krzysiem, ustalamy, co Michaś będzie robił. Zazwyczaj czyta książki albo buduje z klocków. Później zamykam drzwi, jadę z Krzysiem piłkarzem i wracam po 30 - 40 minutach. Zawsze zastawałam Michałka przy czynności, jaką z nim uzgodniłam. Tak było aż do poprzedniej Krzysiowej piłki.
Otworzyłam drzwi do mieszkania i usłyszałam jakże znajomy i delikatnie mówiąc, mocno irytujący dźwięk tabletowej gry w kuleczki zwane też bąbelkami. Po przywitaniu zapytałam Michałka czemu nie czyta książki, tylko gra na tablecie. Odpowiedział, że już przeczytał do końca i dlatego zajął się czym innym. Przypomniałam więc mojemu dziecku, że ustaliliśmy już dawno, że będzie każdorazowo pytał czy może pobawić się tabletem. Dzięki temu mam większą kontrolę czasu spędzanego przez chłopców na zabawie, której fanem zdecydowanie nie jestem.
I wtedy Michałek z miną niesłusznie oskarżonego i pokrzywdzonego przestępcy wypalił, że on wcale nie grał bez pytania, bo skoro mamy nie było, to zapytał kartki. Chyba musiałam zrobić niezbyt mądra minę, bo oświadczył, że mi pokaże. I przyniósł "zapytaną kartkę", która mu odpowiedziała.:) Dostałam takiego ataku śmiechu, że przez kilka minut nie mogłam nic powiedzieć. I jak tu w takich okolicznościach zbesztać dziecko? Wszak wykazał się pomysłowością i inteligencją, a przy okazji nie złamał zasad, bo przecież pytanie zadał. I dostał zadowalającą go odpowiedź.:)
Zastanawiałam się czy ja bym wpadła na taki pomysł jak mój Michałek przemądrzałek. I doszłam do wniosku, że jest to bardzo mało prawdopodobne. Dobrze, że niedługo treningi piłkarskie będą znowu na boisku i zamiast tabletu Michaś będzie oglądał wiosenne okoliczności przyrody.
cudny pomysł z taką kartką!
OdpowiedzUsuńPrawda, że nie każdy by wymyślił?
Usuń