Sobotę, jak zwykle, spędzaliśmy z naszymi koniskami. Dodatkową atrakcją miał być planowy pozysk szczypiorku, który kilka lat temu zaczął rosnąć wzdłuż drogi polnej - najprawdopodobniej zostały tam wyrzucone kępki tej pachnącej zieleniny, zakorzeniły się i rosną sobie teraz pięknie, a my z tego korzystamy. Dotychczas zrywaliśmy po garstce do jedzenia na bieżąco, ale jak ostatnio zobaczyłam ile go jest i jaki dorodny, stwierdziłam, że dobrze byłoby zebrać go trochę na zapas. Perspektywa pazerniaczenia spasowała bardzo Krzysiowi, który nie mógł się doczekać, kiedy będziemy targać garściami szczypiorek.:) Zabraliśmy do stajni odpowiedni sprzęt - scyzoryk, gumki recepturki i koszyczek. Jak się później okazało, pozysk był znacznie obfitszy niż zakładaliśmy.:)
Zanim jednak ruszyliśmy na zbieractwo, przystąpiliśmy do standardowych czynności stajennych - ja do czyszczenia, a później do pracy z końmi, a Pawełek do palenia ogniska, co wcale takie proste nie było, bo drewno totanie zamokło podczas ostatnich opadów deszczu.
Dzieciaki też się nie nudziły i korzystały z tego, co zesłała im natura. A ta była łaskawa i stawiała im na drodze ślimaki. Winniczków jest w okolicy od groma, więc kiedy tylko wilgoć wywabi je z kryjówek, są wszędzie. Na przykładzie zabaw ze ślimakami widać było jak z upływem lat charakter tych zabaw się zmienia. Dotychczas do pełni szczęścia wystarczało im prowadzenie hodowli ślimaków, karmienie ich i łapanie uciekinierów.;) Dzisiejsza zabawa nie była już tak prosta i bezinteresowna - Michałek, Krzyś i ich dwie koleżanki, założyli "obserwatorium ślimaków", zrobili bilety wstępu i zapraszali do zwiedzania swojej bazy, w której zgromadzili stadko mięczaków. Za wstęp trzeba było oczywiście uiścić opłatę pieniężną. Chętnych do płacenia jakoś trudno było znaleźć, więc ostatecznie "obserwatorium" udało się zwiedzić za cukierki.;) Po zabawie wszystkie ślimaki wróciły na łono przyrody; żadnemu nic się nie stało.
Skończyłam robotę z Ramzesem i Latoną, zwiedziłam obserwatorium (mama mogła wejść za darmo) i wyszliśmy na zaplanowany spacer. Chłopcy nie mieli zamiaru dosiadać swoich rumaków, więc zabraliśmy Żółtego i Feliksa w roli towarzyszy spaceru. Kucunie oczywiście korzystały z tego ile wlazło skubiąc zieloną trawkę.
Krzyś zabrał na spacer wielkie wiadro, do którego miał zamiar zbierać kolejne ślimaki. Michaś i Ania też popierali ideę pozyskiwania nowych lokatorów obserwatorium, ale żadnemu z nich nie chciało się nosić wiadra ze zbiorem. Krzychu musiał się sam męczyć z pojemnikiem na ślimaki.
Minęliśmy drogę ze szczypiorkiem (zarządziłam zbieranie go dopiero w drodze powrotnej) i dotarliśmy nad rów melioracyjny porośnięty starymi bzami. Pawełek z Żółtym pochłaniającym zieloną trawę i Michałkiem wypatrującym samolotów, zostali na drodze. Ja z Feliksem oraz Ania i Krzyś, poszliśmy nad rowem wypatrując ślimaków i uszaków.
Ostatnio wypatrzyłam w tym miejscu tylko pojedyncze suszki uszakowe, ale kilka deszczowych dni zrobiło dobrą robotę i czekały na nas dorodne uszaki. Pierwszego znalazł Krzyś.
W Ani, która pierwszy raz w życiu widziała na oczy uszaki, obudził się prawdziwy pazerniak. Zazwyczaj ostrożna i delikatna, teraz pchała się w największe gąszcze, a nawet chciała wchodzić na krzak bzu, żeby zerwać rosnące wysoko grzyby. Zaskoczyła mnie bardzo;nie spodziewałam się, ze tak bardzo zaangażuje się w zbieranie uszaków.
A było co zbierać, bo oprócz maluchów, które dopiero rozpoczęły swoje istnienie, było sporo całkiem pięknie wyrośniętych, jędrnych sztuk. Koszyk, przeznaczony na szczypiorek, przydał się na uszakowy zbiór.
Niektóre pniaczki obrosły na bogato.:)
Wróciliśmy do mostku. Zaproponowałam penetrację drugiej strony rowu. Krzyś odpadł - został z Michałkiem, tatą i Żółtym, skubiącym nadal trawę. Za to Ania ochoczo pomaszerowała za mną i Feliksiakiem. Druga strona rowu nie była już tak obfita, ale parę ładnych sztuk jeszcze dołożylismy do dotychczasowego zbioru.
W drodze powrotnej nakosiliśmy szczypiorku. Krzyś bardzo pomagał przy zrywaniu zieleniny. Zrywał całe garstki szczypiorku i trochę go przy tym rozgniatał, więc wyznaczyłam mu inne odpowiedzialne zadanie - miał mi podawać gumeczki do związywania kolejnych bukiecików szczypiorkowych. Koszyk został wypełniony tak, ze aż trzeba było uważać, żeby żadna wiązka szczypiorkowa nie wypadła. Dzieciaki jeszcze chwilę pobawiły się na stajennym podwórku i pojechaliśmy do domu.
Popołudnie zeszło mi na obróbce - szczypiorek trzeba było pokroic, rozłożyć część do suszenia, a drugą część zamrozić. Uszaki na chwilę wrzuciłam do wody, dzięki czemu nabrały jeszcze jędrności i zrobiłam z nich nasze ulubione danie - uszaki z warzywami. Było ich na tyle dużo, że darowaliśmy sobie na kolację makaron czy ryż i zajadaliśmy się samymi uszakami i jarzynkami. Dodatkiem był twarożek ze szczypiorkiem.
Konie i koniki wyprowadzone,nakarmione świeżą trawą,spacerek w słoneczku i jakie zakupy w lesie,szczypiorku tyle że i twarożek,i zamrozić można i zasuszyć,dobre leśne zakupy,wiwat Menażeria,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy Ewo! Dzisiaj było bardziej wiosennie z grzybkami.:) Niedawno wróciliśmy z wycieczki.
Usuń