Na październikowy wyjazd do Jaworzna i spotkanie z Pawłem, Iwonką, Mają i Nelą byliśmy umówieni już w kwietniu. Celem wspólnej wyprawy miało być obejrzenie jesiennych błyskoporków podkorowych, które fotografowałam w marcu. W efekcie totalnego ataku innych grzybów i krótkości jesiennego dnia, nie dotarliśmy do lasu, gdzie rosną błyskoporki i nie zrobiłam porównania ich wyglądu i wielkości po okresie wiosenno - letniej wegetacji brzóz, na których pasożytują. Ale to nic straconego; będzie zadanie do wykonania na przyszły rok. A ten wyjazd i tak był tak obfity w grzyby wszelakie, że nie da się go ogarnąć w jednym wpisie.:)
Rano chłopcy melepecili się okrutnie i musiałam ich bez przerwy poganiac. Pawełek, zamiast mnie wspomagać w procesie wychowawczym i zdyscyplinować chłopaków, stwierdził tylko, że jak ja mam iść na grzyby, to już zupełnie głupieję. Przecież jest niedziela! W efekcie to on był gotowy do wyjścia jako ostatni.
Jechaliśmy opłotkami, bo chciałam sprawdzić boczniakowe miejsca, znajdujące się na trasie "na skróty". W ubiegłym roku zapełniliśmy tam pół bagażnika tymi pysznymi grzybami zimowymi. Co prawda jeszcze jest dość ciepło jak na ten gatunek, ale już było sporo doniesień o znalezieniu boczniaków i przecież sama znalazłam ostatnio jednego... Byłam tak pewna, że one będą tam na nas czekać, że mój zawód był okrutny. Nie było ani śladu po boczniakach. Zanim dotarliśmy do Jaworzna, mój żal nieco się ulotnił. Paweł czekał już na nas i ruszyliśmy do gąskowego lasu.
Słoneczko przebijało się powoli przez chmury i zaczynał się robić cudowny jesienny dzień. Krzyś tym razem nie nastawiał się na pozysk, tylko na bieganie po lesie z karabinem. Nie chciał nawet założyć pomarańczowej bluzy, którą mu przygotowałam, tylko uparł się na moro. Musiałam ustąpić, chociaż wole, kiedy chłopcy do lasu chodzą w dobrze rzucających się w oczy kolorach, bo łatwiej mi ich wtedy zlokalizować. No, ale żołnierz musi się przecież maskować...
Zanim doszliśmy do właściwych miejscówek gąskowych, spotkaliśmy miejscowego, który zapytał na jakie grzyby idziemy i po otrzymaniu odpowiedzi, że na gąski, poinformował nas, że "zielonek nie ma, ale są bure zielonki". No to wszystko jasne. Nastawialiśmy się właśnie na te bure, czyli gąski niekształtne.
Widzieliśmy też pokaźny zbiór gąski siarkowej, której ktoś się pozbył, zapewne po spotkaniu z rzeczoznawcą na drodze prowadzącej w las. A musiał się ten ktoś nieźle cieszyć z takiego zbioru zieleniatek.;)
A później były już nasze bure gąski. Za radą jaworzańskiego Pawła poszliśmy "od drugiej strony", czyli od końca gąskowego lasu. Tam miał nikt nie chodzić, bo wszyscy powinni zbierać "od przodu". Szybko okazało się, ze na taki sam manewr wpadło sporo innych grzybiarzy.
Jednak gąsek było na tyle, że znajdowaliśmy je co kawałek. Rzadko trafiały się pojedyncze sztuki, znacznie częściej rosły sobie stadami.
Od początku widział je nasz gospodarz, który ma oczy wprawione do gąskobrania. Ja dość szybko dostroiłam wzrok do szarych kapelusików schowanych w liściach i ziemi. Podobnie Krzyś, który ganiał z karabinem, ale i tak widział sporo gąsek. Michasiowi też parę weszło pod nogi, a Pawełek, który poszedł swoją drogą, nie mógł nic znaleźć.
Dopiero Paweł, widząc, że Pawełek ma prawie pusty koszyk, zmotywował go do innego spojrzenia na ściółkę leśną. I to był strzał w dziesiątkę - Pawełkowi oczy się otworzyły i szybko nadrabiał straty.
Chłopcy szaleli po lesie. Biegali i dokazywali, aż miło. nie obeszło się oczywiście bez tarzania w opadłych liściach i zaliczenia paru upadków.
Krzychu gonił bez ustanku, ale Michałkowi myśli nie pozwalały na ustawiczne uwalnianie wewnętrznej energii. Nadmiar przemyśleń zmuszał go do kontemplacji na łonie lasu.:)
Oprócz gąsek niekształtnych, trafiały się również zieleniatki, ale nie było ich zbyt wiele.
Ponieważ nie brakowało również gąsek siarkowych, mogłam zrobić zdjęcia porównawcze. Od lewej strony jest owocnik gąski zielonki, po prawej gąski siarkowej.
Gatunki te są rzeczywiście dość podobne i nawet mój wytrawny grzybiarz Krzyś dał się zmylić. Na co powinniście zwrócić uwagę? Zielonka ma zawsze takie drobniutkie łuseczki na kapeluszu, a gąska siarkowa ich nie ma. Posiada za to wyraźny środek kapelusza, najczęściej ciemniejszy niż pozostała jego część. Zazwyczaj jest też drobniejsza, jednak znajdowałam zielonki o gabarytach takich samych jak siarkowe.
Blaszki u obydwu gatunków bywają w takim samym odcieniu. Również trzon jest bardzo podobny. Gąskę siarkową demaskuje jednoznacznie zapach. Jest tak nieprzyjemny i intensywny, że bez trudu ją odróżnicie po tym aromacie od wszelkich innych gąsek.
W gąskowym lesie trafiły się też boczniaki. Nie było ich co prawda wiele, ale były. Znalazł je Paweł, ale wiedząc o mojej boczniakowej porażce z trasy do Jaworzna, wołał mnie do nich uradowany - chciałaś boczniaki? Masz! W Jaworznie jest wszystko!
Były też patyczki lepkie - maleńkie grzybki, którymi nie zapełnia się koszyka, ale można nacieszyć oczy. Rosły gromadnie iwiele z nich poległo pod butami poszukiwaczy gąsek.
Trafił się też fantastyczny muchomor, który z niewiadomych przyczyn nie wykształcił właściwego dla swojego gatunku kapelusza. Za to trzon miał potężny.
Na drodze stanął też piękny łuskwiak nastroszony, którego nikt nie wyciął w ramach pozyskiwania opieniek.;)
W koszykach było sporo, chłopcy chcieli już do dziewczyn i dopytywali, kiedy wreszcie się z nimi zobaczą... Trzeba było opuścić gąskowy las, który obdarował nas nie tylko pełnymi koszykami, ale i ciekawostkami, które zasłużyły sobie na specjalne potraktowanie. Tyle było gąsek, a na nas czekały kolejne jaworzańskie specjały.:)
Zastanawiam się co Wy robicie z taką ilością dobra:)No pogoda cudna i dzieci miały gdzie poszaleć .W tym roku chyba jest wyjątkowo dużo grzybów,u mnie nawet pod jabłoniami w sadzie urosły opieńki a wcześniej podgrzybki,których wcześniej nie było nigdy,opieńki już się pojawiały.Jaka to frajda jak wszystko się zgra i super pogoda i dopiszą grzyby .Niech ta ciepła jesień cieszy nas jak najdłużej czego życzę Wam i sobie.Pozdrawiam szeleszcząco i kolorowo :))
OdpowiedzUsuńZ zagospodarowaniem przetworzonych grzybów (suszonych czy marynowanych) nie mam problemu, bo mnóstwo znajomych przygarnie to dobro w każdej ilości. Znacznie trudniej jest znaleźć chętnego na świeżyznę, ale ostatnio kilka razy takich nieobrobionych też trochę znajomi wzięli. A ta jesień sprzyja grzybom niesamowicie. Niech taki stan trwa do grudnia nawet.:)
UsuńPozdrawiam słonecznie!
Jak miło widzieć zapełnione koszyki.Te inne też super,korzeń muchomora ojejku a te malutkie patyczki lepkie dowiedziałam się dziś z filmu Pawła też sa jadalne tylko ile by je zbierać hii .Dziękuję za super spacerek,Pawełek ma piękny koszyk,wiem że to wasz wspólny ale tym razem trafił do niego,ładny jest.Pozdrawiam zostańcie w zdrowiu
OdpowiedzUsuńPatyczek trzeba byłoby nieźle naskubać, żeby smak poczuć. Lepiej zostawić je krasnoludkom.:)
UsuńPozdrawiam cieplutko!