Michałek i Krzyś nie mogli się doczekać pierwszego maja. Co prawda, od początku wyjazdu bawili się doskonale, ale we wtorek miały przyjechać "ich dziewczyny" z Jaworzna, oczywiście, z rodzicami. Od rana obliczali, o której godzinie wujek Paweł wyjedzie z domu, jak długo potrwa jazda i o której powinniśmy wrócić ze spaceru, żeby nie zmarnować ani chwili z obecności Mai i Neli w Lipnicy, czyli być na podwórku, kiedy przyjadą. Oprócz Jaworzna mieli pierwszego dojechać również reprezentanci innych miast, ale dla moich chłopaków było to bez znaczenia, bo to sami dorośli mieli być.
Poszłam chłopakom na rękę i zarządziłam krótki spacer na jednej z najbliższych słowackich miejscówek. Ja chodzenie i tak miałam w planie nadrobić po południu, żeby zabrać nowych smardzowników na poszukiwania grzybków, a chłopcy w tym czasie mogliby się już cieszyc z towarzystwa koleżanek.
Ale na razie jesteśmy na porannym spacerze, wędrujemy słowackim szlakiem i zamiast smardzów znajdujemy salamandrę. A konkretnie to Michałek tym razem ją wypatrzył na środku drogi. Wyjątkowo chętnie pozowała, a na zdjęciach doskonale widać, ze jest obklejona świerkowymi pyłkami, których w powietrzu unoszą się niesamowite ilości. Nie było dawno deszczu i pyłki osadzają się gruba warstwą na czym popadnie.
Zatrzymały się również na jedynej znalezionej podczas spaceru piesrzenicy kasztanowatej.
Lepiężniki, w których miały na nas czekać smardze, wyrosły już do góry i zamiast kwiatów miały dmuchawce. Krzyś rzucił się do rozsiewania malutkich spadochronów z hasłem, ze jak będzie więcej lepiężników, to i smardzów więcej będzie.:) Sprawdzimy za rok.
Niespełna kilometr dalej lepiężniki były na zupełnie innym etapie wzrostu i dopiero zaczynały kwitnąć. Za to zawilce w tym miejscu miały jeszcze kwiaty. To już chyba ostatnie, jakie w tym roku udało się oglądać.
Szliśmy teraz zacienionymi, chłodnymi brzegami strumienia, licząc na to, że coś się grzybowego trafi. I trafiła się edna kustrzebka...
Teren nie był łatwy do przemieszczania się, bo ciągle trzeba było przechodzić z jednej strony strumienia na drugą, omijać powalone drzewa i sterty gałęzi. Ale dawaliśmy radę, tylko nadzieja na znalezienie choć jednego smardza, malała z każdym krokiem.
Mieliśmy już opuszczać trasę strumieniową, żeby przedostać się do wygodniejszej drogi,kiedy wypatrzyłam smardzusia. Oczywiście natychmiast rzucił się do mnie Krzyś i spod ręki wyjął mi drugiego grzybka. I to by było na tyle z porannych zbiorów. Mimo dokładnej penetracji przeprowadzonej na kolanach, nie było nic więcej.
Kiedy wróciliśmy na podwórko, ekipa nowych smardzowników była już na miejscu. Michał i Krzyś poszli z dziewczynami nad rzekę i zanim zdążyłam im zagrzać zupę, wykąpali się "przez przypadek" w zimnej, rzecznej wodzie. Cała czwórka nadawała się do gruntownego przebrania. Nakarmiłam moich chłopaków i poganiałam Pawła, Roberta, Magdę i Anię do wyjścia do lasu.
Zależało mi na tym, żeby znajomi coś znaleźli na stracie, więc zabrałam ich w tajną miejscóweczkę. Cały czas towarzyszyła mi obawa, że nic nie będzie, ale na szczęście tym razem smardze nie zawiodły.
Były wyrośnięte, nie pierwszej młodości i nie najwyższej jakości. Ale były.
Smardze to była tylko połowa sukcesu. Najważniejszy grzybek czekał. Paweł zaprosił go do odtworzenia głównej roli w swoim najnowszym filmie.
Szybko okazało się, ze co pięć par oczu, to nie moje jedne za okularami i w pobliżu wypatrzyliśmy przynajmniej dwadzieścia innych maczużników. Kiedy w piątek wypatrzyłam tego jednego, który miał wystąpić w filmie, pozostałe siedziały chyba bardziej w ściółce niż teraz i ich nie widziałam.
Mieliśmy do wyboru i koloru odtwórców ról filmowych i modeli do zdjęć.:)
Były nawet grupetta.:)
Na podwórko wróciliśmy w sam raz na początek imprezy urodzinowej Neli i załapaliśmy się na pyszny tort, z którego dzieci zdążyły już usunąć wszystkie ozdoby i świeże maliny.:) Posiedzieliśmy wczoraj dość długo, więc dzisiaj ruszamy dopiero za godzinkę.
Miłe spotkanie, zazdroszczę maczużników chociaż smardze też w tym roku nawet pojedyncze cieszą wzrok.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam was wszystkich
Pozdrawiamy Bożenko! Może na nastepną majówkę wybierzesz się na Orawę?
UsuńA "robali" do oznaczenia nie ma ?! Pozdrawiam P.T. wszystkich, Inka
OdpowiedzUsuńTym razem skupiłam się na grzybkach, ale maczużniki rosną na larwach motyli. Jednego wykopaliśmy, ale fotka larwy nie jest na tyle dobra, żeby się dało tę larwę nazwać z imienia. Pozdrawiamy wieczornie!
Usuń