Po przejściu deszczowego i bardzo zimnego frontu zawitały na Orawę upalne dni. Osobiście wolę chodzić po esie nawet w strugach deszczu niż przy ciepełku ponad 30 stopni. Michał z Krzysiem też znacznie szybciej się wtedy męczą i o ile w chłodniejsze dni pięcio czy sześciogodzinny spacer nie jest dla nich żadnym problemem, to podczas gorąca dość szybko zaczynają pytać, czy nie moglibyśmy już wracać. Ale żadne upały nie zwalniają nas z leśnej służby.:) W środę i czwartek bylismy kolejno w Lipnicy Małej i Orawce. Zobaczcie, jakie ciekawe grzybki stanęły nam na drodze.
Borowików w jednym i drugim lesie było niezbyt wiele, ale parę sztuk się trafiło. Same średniaki. Nie było ani starych, ani całkiem malutkich. Za wyjątkiem tych z pierwszej fotki, przyczepionych do Wielkiego Brata.
Orawka to moje kurkowe Eldorado. W żadnym innym orawskim lesie nie mam tylu miejscówek na moje ulubione grzybki, co właśnie tam. Niestety, w tym roku ktoś mi czyści regularnie kilka z moich osobistych upraw, na które przez ładnych parę lat nie trafił poza mną żaden inny grzybiarz. Nie podoba mi się to ani trochę, zwłaszcza, ze są to miejsca z dogodnym dostępem, w których można wygodnie się poruszać i pozyskiwać. Do tych punktów, które są ukryte w młodnikach i trzeba się do rosnących w nich kurek czołgać, jeszcze nikomu nie udało się trafić. I oby tak pozostało. Z drugiej strony ta ingerencja obcych w moje wieloletnie uprawy, zmobilizowała mnie do szukania w tym lesie nowych miejsc. Znalazłam trzy nowe hurtownie drobiu.:) Na fotkach najbogatsza z nich.:)
W Lipnicy Małej sypnęło w kilku miejscach mleczajami świerkowymi, nazywanymi tutaj rydzami. Tubylcy nazywają tak zarówno mleczaje jodłowe, jak i świerkowe. Nie zwracają też specjalnie uwagi na to, ze te dwa gatunki się różnią. Zauważają najczęściej, że świerkowe są zdecydowanie częściej robaczywe; zazwyczaj w 100%.
W obydwu lasach rośnie sporo płachetek kołpakowatych. Ja za tym gatunkiem szczególnie nie przepadam, ale w tym roku sa tak dorodne i zdrowe, ze skusiłam się na pozyskanie młodych owocników.
Wśród napotkanych grzybów trafił się nam piękny koźlarz, który bardzo, bardzo chciał się upodobnić do borowika. Jeszcze chyba nigdy nie widziałam tak potężnego i grubego koźlarza babki, jak ten egzemplarz.
Na leśnych drogach wyrosło sporo muchomorów mglejarek i rdzawobrązowych. Nie zbieram tych gatunków, bo jakoś mi nie pasują smakowo, ale zawsze zwracam na nie uwagę, bo wyglądają pięknie, zwłaszcza młodziaki wykluwające się z jajek.
Trafiło się też kilka rzadkich grzybków. Spotkania z nimi zawsze sprawiają wiele radości.
Korkoząb kieliszkowaty jest popularny na Orawie, ale w wielu rejonach kraju należy do wybitnych rzadkości. owocniki potrafią rosnąć w długich nawet na kilka metrów szeregach i zajmują sporo terenu.
Kolczakówki kropliste bardzo lubią Orawę, ale potrzebują ciepłej i wilgotnej pogody, żeby rozwinąć się w pełnej krasie. Ta z fotki jest pierwszym tegorocznym egzemplarzem, jaki spotkaliśmy i ma niewiele kropelek, ale jak ktoś chce zobaczyć jak piekne potrafią być, zapraszam na fotki z lat ubiegłych.
Michał z Krzychem oprócz szukania grzybów, oddawali się doskonałej leśnej zabawie. W środę ubraliśmy się za ciepło, bo poranek był jeszcze chłodny, więc trochę posapywali przy bieganiu slalomem między drzewami, ale dali radę.:)
Michaś dorwał leśną księżniczkę, która długo siedziała na cieplutkiej ręce i rozkoszowała się swoim księciem.
W lesie jest pod dostatkiem atrakcji lepszych niż na placu zabaw, a chłopcy nie wahają się, by ich użyć.:)
Koszyk z Lipnicy Małej był skromniutki, ale z Orawki wynieśliśmy pełny. W słoiku są borówki. Codziennie przynoszę sobie troche tych owocków na deser. Chłopcy nie bardzo chcą je jeść w tej wersji, co ja, czyli z jogurtem w miseczce; wolą skubać z krzaczków podczas spaceru.
A to pozysk, z którego byłam najbardziej zadowolona w ciągu tego tygodnia.:)
W piątek zrobiłam chłopakom dzień lenia - do lasu poszłam sama, jeszcze przed switem, który dopadł mnie między jednym, a drugim lasem. Po wcześniejszych, niezbyt bogatych zbiorach, nie liczyłam na wiele, ale las okazał się mega szczodry.
Napełniłam koszyk praktycznie samymi borowikami szlachetnymi. Przy setce pogubiłam się w rachubie. To była tak niespodziewana niespodzianka, że byłam w ciężkim szoku i żałowałam, że trzeba wracać zanim chłopcy dobrze się obudzą.
Piątkowy poranek był parny i gorący. Przepocona koszulka przykleiła mi się do pleców, ale warto było. Po południu przeszła solidna burza i trochę deszczu wylało sie na moje lasy.:)
Piękne zbiory ale to pracowity tydzień miałaś i dodatkowo borówki a ich sie trzeba naskubać.
OdpowiedzUsuńBez pracy nie ma zapasów na zimę.:) Tu mam z obróbką grzybów luksusowe warunki - duży balkon, na którym można wszystko posegregować i łatwo później sprzątnąć po robocie za pomocą miotły.)
UsuńJak patrzę na chłopaków jak hasają po tych wielgachnych drzewach to mam dreszcze,no strach się bać.Wiem wiem ty już się przyzwyczaiłaś chociaż jak piszesz gips tylko zerka w Krzysia stronę.Piękny wschód słońca,która to była godzina? Wpatrywałam się w ten koszyk z prawdziwkami i nie mogłam się z nim pożegnać.Kurki Ty uwielbiasz ja nie bardzo ale się cieszę że twój kurnik ten nie zabrany hii dał Ci zbiory.Życzę nocą deszczu a w dzień 25 stopni,uściski dla Menażerii
OdpowiedzUsuńWymarzonej pogody mi Kochana życzysz! Oby się spełniło! Zdjęcia wschodu robiłam koło piątej. Już o tej porze było gorąco. Na szczęście burza schodziła nieco powietrze. Pozdrawiam niedzielnie!
Usuń