Nie ma dnia, żeby ktoś nie pytał, co słychać w orawskich lasach, czy padało, czy rosną już jakieś grzyby? Albo informacje, ze "u mnie" ma padać, że przecież pokazują, że pada, że powinno już być mokro. to ja uprzejmie donoszę wszem i wobec, że owszem, prognozy pokazują jakieś deszcze, że parę razy po pięć minut popadało, ale wilgoci z tego w lasach za bardzo nie widać. Tym bardziej grzybów nie widać... Dzisiaj od południa też krążą burze dookoła Lipnicy i dopiero przed chwilą jedna z nich zahaczyła skrzydłem o nasze podwórko i trochę się wylała nad nami.
Mimo takich, niesprzyjających grzybowemu pazerniactwu, warunków i tak codziennie odbywamy inspekcje w kolejnych lasach. Inni goście przebywający w Lipnicy patrzą już na mnie jak na totalnego wariata, bo nie są w stanie zrozumieć, że samo chodzenie po lesie, nawet jak nie ma grzybów, może sprawiać przyjemność. Poza tym, zeby tak całkiem bez łupu z lasu nie wychodzić, nadal zbieramy codziennie borówki. Cóż... Zamiast pierogów z grzybami, w czasie najbliższej zimy, będziemy jeść pierogi z borówkami. Dzisiaj byliśmy w czwórkę pod Babią i przynieśliśmy dwa litry borówek i dwa grzyby - borowika szlachetnego (w całości zdrowy) i gołąbka modrożółtego (został zjedzony przez Michałka). A co się udało znaleźć w ciągu ostatnich dni? Zobaczcie sami.:)
W głębokim mchu od dawna musiały tkwić drobne owocniki pieprzników, czyli moich ulubionych kureczek. Siedziały tak przycupnięte i nie miały siły wydostać się na powierzchnię. Część z nich na pewno wyschła i nigdy światła dziennego nie ujrzała, ale te najwytrwalsze doczekały spłynięcia na ściółkę odrobiny wilgoci i nabrały na tyle sił, żeby pokazać się światu. To na pewno nie jest świeżyzna podeszczowa, bo owocniki są mocno zeschnięte na trzonach i mają tak mocno przyczepione do siebie fragmenty mchu, igieł i innych składników ściółki, ze jest jeszcze trudniej oczyścić niż zwykle. Ze względu na to, w sumie dobrze, ze nie ma ich dużo.;)
Od środy do soboty (dziś ani jedna kurka się nie trafiła) zebraliśmy ich na tyle, żeby ugotować zupę pachnącą grzybem i zamarynować jeden malutki słoiczek.
Sytuację wykorzystały śluzowce, które pojawiają się natychmiast, kiedy złapią parę kropel deszczu. Najliczniej oczywiscie występuje wykwit piankowy.
Michaś wypatrzył znacznie ciekawszy i rzadziej oglądany egzemplarz - takie czarne kuleczki milimetrowej wielkości. Kuleczki wykształciły się z mało foremnych glutków, przypominających w powiększeniu kisielnicę kędzierzawą. Miejsce zostało zapamiętane;będziemy tego delikwenta obserwować.
Samotki zmienne miały za mało jeszcze deszczu; trafiły się tylko dwa wysuszone egzemplarze.
Na kilku kłodach zaczęły wyrastać gromadki owocników pieknoroga szydłowatego. Dotychczas nie widzieliśmy ich w tym roku pod Babią.
Nadal usilnie poszukuję choćby jednego, najmniejszego z najmniejszych siatkoblaszków maczugowatych. Wedle wieloletnich obserwcaji, powinny już być od co najmniej dwóch tygodni. A nie ma ani sztuki. Przeszłam już kilkukrotnie wszystkie miejsca w najbardziej wilgotnych fragmentach lasów, ne bagienkach, przy strumieniach... I nic. Za to napełniły się wodą niektóre wgłębienia, w których normalnie przez cały rok jest mokro. Dzięki temu z mułu wyszły do wody kumaki górskie, które spotyka sie naprawdę sporadycznie. Tym razem aż dwa pławiły się w jednym bajorku.
Udało mi się uwiecznić pierwszą żabę, jaką spotkaliśmy w te wakacje. Pewnie trudno Wam w to uwierzyć, że będąc codziennie w lesie, przez trzy tygodnie nie widzieliśmy żadnej żaby. Ale tak właśnie było! Dopiero po niewielkim deszczu jedna się ujawniła.
A poza tym, ze sucho i bezgrzybie, to jest, jak zwykle, pięknie. W piątek chłopaki mieli dzień lenia i spali do późna, a ja poszłam za Grapę na wschód słońca.:)
Zabawy leśne też odbywają się jak zawsze, ale Michaś, a zwłaszcza Krzyś, stracili już nadzieję na znalezienie jakichś grzybów i wolą spacerować głównymi drogami leśnymi niż poszukiwać w trudno dostępnych miejscach.
Michaś postawił na hartowanie ciała i odbywa regularne kąpiele w górskim potoku. W zimie planuje pierwsze kąpiele w przerębli.:)
A ja czekam i czekam. Niby moja nadzieja jeszcze nie umarła, ale jest już maleńka. Mimo całego optymizmu i wiary, ze los się odmieni, z każdym dniem jest trudniej, bo wakacje nie będą trwały wiecznie, a mnie się już naprawdę bardzo, bardzo chce napełnić jakiś koszyk grzybami, a nie tylko wiadereczko borówkami.
Zobaczysz że jak my przyjedziemy to będzie kosz i to nie jeden. Życzę tego sobie i Tobie
OdpowiedzUsuńOby tak było.:)
UsuńOj jaka szkoda że jest tak sucho.Taka niespotykana często sytuacja.U nas czasem pada,teraz ciepło,znajoma mówi ze są borowiki ale duzo robaczywych.A ja nie znam tych lasów co ona zbiera i za daleko dla mnie bo ja mam tylko trzy godziny z podróżą na wyjście do lasu.I mam remont w domu,nie ma jak się ruszyć,armagedon mówię Ci Dorotko.Pozdrawiam kochaną menażerię
OdpowiedzUsuńRemontu nie zazdroszczę. To najgorszy czas w domu i najlepiej wtedy wyrwać do lasu.:) Dobrze, że chociaż u Was coś rośnie i jest szansa na jakikolwiek pozysk. Może i u nas coś się w końcu ruszy. Przecież nie może być ciągle takiej pustki! Pozdrawiamy serdecznie!
UsuńZ tego wszystkiego najlepsze są żaby.
OdpowiedzUsuńAle żabich udek nie było. Zostały w lesie.:)
Usuń