Po tych wszystkich deszczach, które miały przejść nad Orawą, ale nie przeszły oraz tych, którym udało się wypadać we właściwych miejscach (czyli nad naszymi lasami), po raz pierwszy od blisko trzech tygodni pojawiła się świeżyzna grzybowa. Nie jest tego wiele, ale i tak sprawia radość ogromną, zwłaszcza, że co nieco można włożyć do koszyka. Oby sytuacja grzybowa rozwinęła się zgodnie z naszymi pragnieniami.:)
Kiedy w ostatnią niedzielę, po przejściu burzy, zaczęło przez chwilę pięknie padać, cieszyliśmy się tak samo, jak spragnione wody trawy, drzewa i grzyby. Krzychu założył kąpielówki i odtańczył na podwórku taniec radości, wykrzykując: "Niech tak pada codziennie do końca wakacji!"
Michałek, który początkowo podszedł do pomysłu biegania po deszczu dość sceptycznie, patrząc na doskonałą zabawę młodszego brata, dołączył do deszczowych szaleństw. Pozostali goście lipniccy z nosami przyklejonymi do szyby w świetlicy, patrzyli na chłopaków, a ich miny wyrażały przekonanie o totalnej niepoczytalności dzieci, a tym bardziej ich starych. Nie muszę chyba dodawać, że temperatura po przejsćiu burzy znacząco spadła i nie było więcej niż dziesięć stopni.
Oby deszczowy taniec Krzysia i Michałka przyniósł więcej grzybowych efektów niż przez ostatnie trzy dni. A na razie jest tak: rośnie coraz więcej pięknorogów największych i szydłowatych. Dzięki nim, co parę kroków w lesie jest na czym oko zawiesić. A już samo to, że się na jakieś grzybki patrzy, jest niezmiernie istotne po szeregu spacerów, na których nic grzybowego się pod nogami nie pałętało.
Na drugim miejscu pod względem ilościowym, po pięknorogach plasują się lejkówki, które wyrosły gromadnie w mchach porastających brzegi potoków i tereny przy drogach leśnych.
Trzecie miejsce zdecydowanie należy się maślaczkom pieprzowym, które rosna parami i trójkami. Widzieliśmy je w kilkunastu lokalizacjach.
I wreszcie te, które nas najbardziej interesują - jadalniaki. W poniedziałek w jednej z trzech miejscówek, do których zaglądaliśmy, czekał ten oto maluszek. Wyrósł na łące, gdzie doszło więcej wilgoci niż pod osiki. Rozbudził na tyle moją wyobraźnię, że dziś po południu, kiedy już wydałam chłopakom obiad, obleciałam wszystkie znane mi polskie i słowackie miejscówki koźlarzowe leżące przy granicy. Zrobiłam na bidę dziesięć kilometrów i znalazłam jeszcze jednego. Czyli na ten moment mamy zaliczone dwie sztuki koźlarza czerwonego.
Bardzo niemrawo pokazują się borowiki ceglastopore. A to na nie liczyłam najbardziej. Tymczasem ujawniają się pojedyncze sztuki. Przez trzy dni trafiło się ich około dwudziestu. Jeszcze mniej było borowików szlachetnych. Właściwie to znaleźliśmy je tylko w jednym lesie - w Orawce. I to nie rozrzucone po całej trasie spaceru, tylko w jednym, konkretnym fragmencie lasu. Szlachetniaków było sześć - dwa średniaki i cztery maluchy.
A dzisiaj pod Babią, w miejscu, w którym rokrocznie rosły siatkoblaszki maczugowate, pojawiło się kilka sztuk muchomorów czerwonych. To nasze pierwsze tegoroczne muchomorki z tego gatunku.
Również pod Babią wpadł nam dzisiaj w łapki dorodny koźlarz pomarańczowożółty. Zobaczyłam go z daleka i powiedziałam do Krzycha: "patrz tam!" A ten pazerniak, zanim zdążył spojrzeć, krzyknął:"mój!" I nie było wyjścia; odstąpiłam Krzychowi moje trofeum.
Wyrosła też twardówka anyżkowa
i liczne śluzowce.
Oczywiście w dalszym ciągu można polować na żaby, a nawet na ropuchy. Ta ze zdjęcia tak się wczuła w pozowanie, że kiedy skończyłam focić, wykopyrtnęła się na plecki przy schodzeniu z piedestału. Oczywiście nic jej się nie stało.:)
Bardzo się cieszę, że w końcu coś macie!:-)) U nas w Bydgoszczy jeszcze bieda.Po pierwszym wysypie koźlarzy na początku czerwca do tej pory pusto. Nie tracę jednak nadziei...
OdpowiedzUsuńNadzieja jest matką głupich i jak każda matka, swoje dzieci kocha.:) Na pewno będą u Ciebie również. Mnie się marzy wreszcie pełny koszyk, bo to już połowa wakacji, a jeszcze żadnego nie zapełniłam. Pozdrawiam grzybowo!
UsuńOj bardzo się cieszę Dorotko. Mam nadzieję że już będzie lepiej. U mnie końca remontu nie widać. Jaki mam stan psychiczny lepiej nie mówić. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOby już było lepiej, bo moja pazerniacza dusza cierpi! Tak bym chciała mieć powyżej dziurek w nosie zbierania i obrabiania... Wytrwałości remontowej życzę Ewciu!
Usuń