Tym razem zacznę nietypowo - nie od początku spaceru, ale od jego środka. I zapraszam tylko na chwilkę, do jednej kłody, na której znalazłam grzybka, który zaraz w lesie mocno mnie podekscytował, a teraz, kiedy jeszcze o nim poczytałam, jestem cała dumna i blada ze swojego znaleziska. Chodźcie i patrzcie!
To ta kłoda! Przed nią obejrzałam setkę albo i więcej takich samych, więc podeszłam do nie rutynowo spodziewając się co najwyżej tych samych gatunków, które już widziałam w innych miejscach. I zgodnie z przewidywaniem, zobaczyłam urocze grupetto rulików nadrzewnych. Pochyliłam się nad nimi i wtedy w mchu mignęło mi coś, co rulikiem zdecydowanie nie było.
Pochyliłam si jeszcze bardziej i już wiedziałam, jaka gratka mi się trafiła. Pamiętałam łacińską nazwę - Holwaya mucida, polskiej nie mogłam sobie przypomnieć. Nigdy wcześniej nie widziałam tego gatunku w naturze; dzisiaj po raz pierwszy go znalazłam i zobaczyłam w naturalnym środowisku. Wzięłam się za robotę, czyli uwiecznianie znaleziska. A wcale nie było to proste.
Owocniki były malutkie (największe miały góra centymetr wysokości) i ukryte w mchu. Rosły na boku i od spodu kłody, z której odpadała warstwa kory, na której były. W związku z tym każda próba oparcia statywu groziła oberwaniem fragmentu podłoża i zniszczeniem stanowiska. Nie było wyjścia - większość fotek robiłam "z ręki", bo wyższego statywu, do postawienia na ziemi nie mam. Nie miałby go kto za mną nosić.:)
Już w domu doczytałam, że grzybek ten rośnie najczęściej na górze drewna, a nie na boku czy od spodu. Te moje były więc nietypowo "zamontowane", chyba tak specjalnie, żeby mi za łatwo z nimi nie poszło.
Polską nazwę - lipnik lepki też przypomniałam sobie dopiero w domu, przy pomocy atlasu.
Lipnik lepki jest gatunkiem bardzo rzadko występującym. W Polsce jest znanych kilka stanowisk tego grzybka. Najbliżej mojego znaleziska jest miejscówka w Zabierzowie Bocheńskim, ale to parę kilometrów od "mojej" kłody. Inne miejscówki są podawane z Puszczy Białowieskiej i Gdańska. Grzybek ten podlega częściowej ochronie gatunkowej.
Zbudowany jest z trzonka koloru czarnego, który może osiągnąć półtora centymetra wysokości. Wyrasta na substracie z drewna liściastego, głównie lipowego.
Na takim trzonku znajduje się główka, która kształtem dąży zazwyczaj do doskonałości, czyli do kuli. Jednak kilka owocników miało główki jakby zmasakrowane - rozlane. W opisach atlasowych pojawia się określenie "okrągława", co mnie się jednoznacznie kojarzy z okręgiem, czyli czymś płaskim, a ona przecież jest przestrzenna - kulista.
Główka może mieć sporą rozpiętość kolorystyczną - od białej, przez mleczną, żółtawą, aż do szarej. Na fotkach widać, ze w tej miejscówce wszystkie te kolory się pojawiły.
Główka jest hialinowa, czyli taka częściowo przezroczysta, ma taką trochę przejrzystą konsystencję i jest śluzowata, lepka (stąd drugi człon polskiej nazwy).
Można powiedzieć, że te lipniki lepkie, to takie mini zapałeczki zamontowane w drewnie.
Te owocniki miały szare główki.
A te żółte.
A teraz wisienka na torcie - lipnik lepki występuje w dwóch formach - niedoskonałej (czyli w formie tych zapałczaków, o których pisałam powyżej i w formie doskonałej, o której niestety doczytałam dopiero w domu. Na miejscu, w lesie, potraktowałam te formy doskonałe jako innego grzybka i zrobiłam im zdjęcia niespecjalnie się przykładając do okazania całości.
Anamorfy, czyli te zapałki (formy niedoskonałe) spotykane są zdecydowanie częściej niż doskonałe. Ze zgłoszeń stanowisk rzadkich grzybów wiem, że znalezisko z Zabierzowa Bocheńskiego to były wyłącznie formy niedoskonałe lipnika. Zatem moje jest pierwsze z południowej Polski, chyba, że ktoś znajdował i nie zgłaszał nigdzie.
Stadium doskonałe, zwane telemorfami, to te czarne talerzyki, miseczki rosnące obok zapałek. Widać doskonale, że na mojej kłodzie obydwie formy rosną obok siebie.
Teraz jest doskonała pora na spotkanie tego gatunku. Zerkajcie uważnie na próchniejące w lesie kłody drewna. Może lipnik lepki nie jest tak rzadki, jak się wydaje, tylko po prostu mało kto go znajduje, bo to przecież mikrus. A spotkanie takiej rzadkości to naprawdę wielka grzybiarska radość.
Rewelka Dorotka, rewelka, brawo.
OdpowiedzUsuńLepsze od koszyka gęsiny mi się trafiło.:)
UsuńI dlatego warto wszędzie zajrzeć. Cudowne znalezisko. Zdecydowanie wolę taki okaz niż 10 koszy borowików. Brawo Dorotko. Wyobrażam sobie Twoje szczęście i ten Twój banan na buzi. Życzę Ci wielu takich znalezisk
OdpowiedzUsuńOprócz tego, żeby wszędzie zajrzeć, to jeszcze trzeba w miarę dobrze widzieć. A ja mam z tym coraz większy problem. Jeszcze 2-3 lata temu hulałam po lesie bez okularów, a teraz nawet ze wspomaganiem z trudem dostrzegam takie maleństwa. Aż się boję myśleć, co będzie za kilka lat. Chyba mikroskopy na oczy założę... A banan był.:)
UsuńOne są prześliczne, nie mogę się napatrzeć. Super że zdjęcia są w takim powiększeniu że można je podziwiać. Gratuluję Dorotka, należało Ci się to znalezisko
OdpowiedzUsuńDobrze, że są aparaty z takim powiększeniem. Ja je porządnie obejrzałam dopiero na zdjęciach.:) Pozdrawiam serdecznie Ewciu!
UsuńGratulacje Dorotko!
OdpowiedzUsuńNo no! Wielki sukces, a i grzybek ładny :))
OdpowiedzUsuńGratuluję.
ps. Sałatka z opieniek do słoików w/g przepisu Smacznej Pyzy wyszła wyśmienita. Docenili ją również uczestnicy spotkania śląskich grzybiarzy z portalu grzyby.pl ;)
Polecam ją zrobić w przyszłym sezonie :)
Dziękuję! Na opieńki poczekam do przyszłego roku i zrobię sałatkę.:) Teraz trzeba się już na zimowe grzybki przerzucić.:)
UsuńPaweł, ten rok jest chyba na nie dobry, bo już się parę osób ujawniło, które go trafiły. Obczajaj swoje miejsca, a jakby co, to zawsze możesz wpaść do mnie. Chociaż to nie to samo, co znaleźć samemu.:) Uściski dla Ciebie i dziewczyn!
OdpowiedzUsuń