Dziś wystartowaliśmy sprzed hotelu, w którym przed dziewięcioma laty odbywało się pamiętne spotkanie. Strumyk szemrał te same melodie, a na pobliskich "łączkach smardzowych", wyrosły niemalże takie same grzybki.
W dole roślinność już sie zazieleniła i smardze, choć nieliczne, wystawiły swoje główki nad powierzchnię ziemi. Szliśmy sobie rozmawiając wesoło, a w miejscach, które umknęły naszej uwadze, do czynu przystępował Krzyś.
Potrafił wypatrzeć najmniejsze i najlepiej ukryte sztuki, obok których dorośli przeszli i oczywiście nie zauważyli niczego grzybowego. Krzychu był w pełni zadowolony ze swoich dokonań na polu poszukiwawczym i co rusz prezentował swoje znaleziska przed obiektywem.
Nieco wyżej smardzów było zdecydowanie mniej. Za to Iza wypatrzyła tajemniczego grzybka. Po dokładnych oględzinach, stwierdziłyśmy, że to może być koronica ozdobna, jednak dzieci, które włączyły się do oględzin, wygrzebały spod kory dwa kolejne owocniki, znacznie bardziej dojrzałe. Widać było, że ktoś już wczesniej niż my te grzybki znalazł i chcąc je uchronić przed zniszczeniem, nakrył owocniki kawałkami kory.
Gdy Krzyś i Robuś dokonali odkrycia, stało się jasne, że znaleziony przez Izeczkę grzybek, nie jest koronicą, tylko młodym owocnikiem krążkownicy wrębiastej, zwanej od pewnego czasu piestrzenicą wrębiastą.
Po sesji foto chłopcy ukryli grzybki pod tymi samymi kawalkami kory, pod którymi je znaleźli. Mam nadzieję, że krążkownice przetrwają w ukryciu i doczekają się odwiedzin swojego pierwszego znalazcy.
Kilkadziesiąt metrów powyżej tego miejsca znaleziony został ostatni smardz. Wypatrzony chyba cudem, stał się obiektem zainteresowania wszystkich uczestników wyprawy. Powyżej tego miejsca trawa była już bardziej szara niż zielona, a miejscami kwitły jeszcze przepiękne krokusy.
Smardzów co prawda nie było, ale za to trafiliśmy na spore gromadki szyszkówek świerkowych, które przy pomocy licznych rąk trafiły do koszyczka i posłużyły jako dodatek do zupy kalafioroej.
Kiedy już nie było szans na znalezienie jakiegoś grzybka, a z chmur zaczęły spadać coraz gęstsze krople deszczu, zarządziliśmy odwrót. W drodze powrotnej trafiło nam sie jeszcze kilka smardzów. Wypatrzonych oczywiście przez Krzysia, który dziś miał szczególnego farta.
Zbiór może niezbyt obfity, ale jak na obecne warunki, zadowalający. Pospacerowaliśmy cudownie, a zupka z szyszkówek i smardzowa jajecznica były wspaniałe.
Pewnie już zjedzone, my dzisiaj mamy swoje, jutro będzie jajecznica :) Buziaczki dla MENAŻERII :)
OdpowiedzUsuńSmacznej jajeczniczki życzymy! Wzajemnie buziaczki i do następnego spotkania!:)
UsuńHej Dorotka i smardzowato zakręceni ))))) szkoda, że moje schodowe wygibasy nie pozwolą więzadłom do doła patrzeć ((( może bym coś wynalazłą ???? )))) ojjjjjjjjjjjjjj zapaszek woniaty jajcówki poczułam )))) no i dobre i to )))) fotorelacją duszę nakarmiłam )))) dobre i to )))) DZIĘKI )))) super, jak zawsze zresztą )))) POZDRAWIAM )))))))) <3
OdpowiedzUsuńSmardzownicy pozdrawiają! Życzę jak najszybszej stabilizacji wiązadeł. Ja parę lat temu szukałam smardzowatych o kulach. I nawet jak coś mi się udawało wypatrzeć, to miałam problem ze schyleniem się do focenia czy pozysku.:)
Usuńwszystko już Dorotka pokazała i opisała a ja, bidulka, daleko w tyle... Pysk mi się uśmiecha wspominając co lepsze momenty ze wspólnej majówki i pięknie dziękuję za towarzystwo oraz przygarnięcie :)
OdpowiedzUsuńIza, na przygarnięcie możesz zawsze możesz liczyć.:) Nam było bardzo miło, że zechciałaś nam towarzyszyć.
OdpowiedzUsuńA Twoje opisy i fotki będą trochę inne niż moje i też z przyjemnością je przeczytam.:)