sobota, 3 października 2015

Już za dziewięć miesięcy!

      Wrzesień minął niepostrzeżenie, więc kolejne miesiące przemkną zapewne w równie szybkim tempie. I znowu będzie lato, wakacje i wszystkie związane z nimi atrakcje. Ale zanim to nastąpi, trzeba uzbroić się w cierpliwość i pokonywać z uśmiechem na buzi codzienne trudy szkolnego życia, z jego radościami, smutkami, sukcesami i porażkami. Dzisiaj pokuszę się o krótkie podsumowanie pierwszego miesiąca szkolnej edukacji Michałka i prawie szkolnej Krzysia. 


     Przede wszystkim stwierdziłam, że to nie tylko dziecko chodzi do szkoły, ale całe jego najbliższe rodzinne otoczenie zostaje niejako włączone w proces pozyskiwania wiedzy i umiejętności funkcjonowania w nowym środowisku. Ja też bywam w szkole codziennie, spotykam inne dzieci, ich rodziców, nauczycieli. Pilnuję, żeby mój Michałek - zakręcony konstruktor nie gubił codziennie wszystkich swoich rzeczy, tylko co najwyżej ich część, słucham codziennych opowieści o szkolnych perypetiach i tkwię po uszy we wszystkich sprawach szkolnych dotyczących mojego dziecka.

     Wiele jeszcze przed nami, ale sporo mamy już za sobą. I tak - zaliczyliśmy rozpoczęcie roku, poznanie nauczycieli i klasowych koleżanek i kolegów. Później było kilka dni zajęć integracyjnych, w czasie których pierwszoklasiści dużo się bawili i prawie nic nie uczyli. Dni zabaw szybko się skończyły, a my z Michałkiem nie zorientowaliśmy się, kiedy to zakończenie nastąpiło, a zabawę zastąpiła najprawdziwsza w świecie nauka. Michałek cały czas opowiadał w co się bawił z kolegami i tylko półsłówkami wspominał, że oglądali również podręczniki i coś tam w nich robili. I okazało się, że wszystkie dzieci zabierały do domu ćwiczenia i robiły w nich zadania domowe, a Michałek nie miał bladego pojęcia o tym, że ma coś zadanie. W końcu pani nas uświadomiła, że mamy zaległości, a Michałek zarobił pierwsze braki zadań. Specjalnie się tym nie przejął (ja zresztą też), ale wpadł na genialny pomysł, żeby nie nadrabiać zaległości i poprosił, żebym go na początek wypisała z angielskiego. Musiał jednak z bólem serca przyjąć moją odmowę i wypełnić wszystkie brakujące ćwiczenia. Teraz już pilnuję, żeby Michaś nie zapominał, że jest poważnym uczniem pierwszej klasy i czasem musi się trochę pouczyć również w domu.

     Michałek był też na pierwszej całodniowej wycieczce ze swoją klasą i wrócił zachwycony. Dzieci były w gospodarstwie agroturystycznym "Owieczka", gdzie piekły chleb, robiły ser, oglądały prace ludowego rzeźbiarza i jeździły na kucyku, co podobno było największą atrakcją.:)

    Zaliczyliśmy również pierwsze przyjaźnie i konflikty z rówieśnikami. Michałek wierzy we wszystko, co opowiadają mu koledzy i nie do pojęcia jest dla niego, że ktoś może zmyślać tylko po to, żeby zaimponować innym. I tak dowiedziałam się od Michałka, który relacjonował z wypiekami na twarzy, że jego koledzy mają takie cudowne zabawki, których moje dziecko nawet wyobrazić sobie nie może, że mają złote karty, za które można kupić wszystkie klocki świata... Poradziłam Michałkowi, żeby poprosił kolegów o przyniesienie tych rzeczy do szkoły, żeby mógł je zobaczyć. Okazało się wtedy, że zabawki są zepsute i nie warto ich przynosić, a złota karta zaginęła. Mam nadzieję, że po kilku takich lekcjach Michaś nie będzie tak łatwowierny. Ale tak przy okazji sięgnę do innej beczki - przechwałki o posiadaniu mnóstwa wartościowych rzeczy świadczą o tym, co dla dzieci jest najważniejsze - wszechobecny materializm zdominował już najmłodsze pokolenie, dla którego ważne jest przede wszystkim "mieć". A ja się tak staram, żeby dla moich dzieci naprawdę cenne było coś innego niz tylko stan posiadania. Trudne to jest w naszej codzienności, oj trudne.

   A teraz zróbmy żabi skok do zerówki. Krzyś, wbrew moim obawom, zaaklimatyzował się w nowym miejscu, wśród nowych kolegów, błyskawicznie. I bardzo lubi chodzić do zerówki, a często wręcz nie może się doczekać, kiedy będzie "po spaniu" i można będzie iść się bawić i uczyć. Zdarzyło się Krzysiowi obudzić o drugiej w nocy i dopytywać czy nie moglibyśmy już iść do zerówki.:)

    W Krzysiowej grupie przeważają chłopcy, więc pomysłów na "chłopackie zabawy" nie brakuje. Największym powodzeniem, jak wynika z relacji Krzysia, cieszą się wszelkie gry wojenne - wczoraj wysłuchałam szczegółowej relacji z bitwy trzech armii - polskiej, amerykańskiej i rycerskiej.:) W czasie, kiedy chłopcy walczą, dziewczynki - księżniczki zajmują się kibicowaniem swoim wybrańcom. Oprócz zabaw, których pomysłodawcami są same dzieci, jest sporo zajęć sportowych, w których Krzyś czuje się jak ryba w wodzie i z jego opowieści wynika, że to on właśnie jest we wszystkich tych sportowych wyczynach najlepszy, najszybszy i pierwszy, a jego drużyna przegrywa tylko wtedy, kiedy ta druga oszukuje.:)

     Myślę, że po miesiącu od rozpoczęcia edukacji moich chłopców w nowym miejscu, mogę stwierdzić, że dobrze wybraliśmy i kolejne dziewięć miesięcy do początku kolejnych wakacji minie nam tak samo przyjemnie jak wrzesień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz