Jak donoszą grzybiarze, pierwsze tegoroczne, maleńkie smardze zostały już znalezione i sfotografowane, więc to już pora najwyższa, żeby zacząć się rozglądać za tymi pięknymi i doskonałymi w smaku grzybami. Ci, którzy je już znają i znaleźli ich miejscówki, zapewne sprawdzili, czy pojawiły się tegoroczne owocniki, natomiast wszyscy, którzy smardze znają wyłącznie z atlasów i internetowych doniesień, mogą zacząć poszukiwania tego gatunku na swoim terenie. Może moje wskazówki ułatwią zlokalizowanie grzybków w Waszych lasach?
W Polsce występuje kilka gatunków smardzów - stożkowate, jadalne (zwane też zwyczajnymi), półwolne, praskie, grubonogie... Wszystkie te gatunki są jadalne i mają bardzo podobny smak. Wszystkie są również pod częściową ochroną. Do roku 2014 objęte były ochroną całkowitą, co oznaczało, że nawet kiedy taki grzybek wyrósł na naszym trawniku, przed naszym domem, nie powinniśmy go zrywać. Ustawa sprzed dwóch lat zmieniła tę sytuację i obecnie można legalnie pozyskiwać smardze z terenów zielonych, czyli takich uprawianych przez człowieka (działki, ogródki, parki, rabatki miejskie), natomiast owocniki, które wyrosną w lesie, nadal podlegają ochronie i nie powinniśmy ich zbierać.
W związku z ochroną smardzów w Polsce, od lat wyjeżdżamy na poszukiwania i zbiory tych grzybów na Słowację, gdzie nie są chronione i można je całkiem legalnie pozyskiwać. Na znanych nam miejscówkach rosną przede wszystkim smardze stożkowate i to właśnie im poświęcony jest ten wpis. Pozostałe gatunki smardzów też udało mi się znaleźć i oglądać w naturze, ale nigdy nie widziałam ich w takich ilościach większych niż kilka sztuk. I tu moje spostrzeżenie numer jeden - na Słowacji, gdzie co roku pozyskujemy smardze w tych samych miejscach, wcale ich nie ubywa - w jednym roku wyrasta więcej owocników, w kolejnym mniej, w zależności od pogody. Na żadnej miejscówce pozyskowej nie zauważyłam, żeby zbieranie owocników miało jakikolwiek negatywny wpływ na grzybnię i pojawienie się owocników w kolejnych latach. Te obserwacje w pewnym stopniu podważają sensowność ochrony owocników, skoro ona w żadne sposób nie wpływa na możliwości grzybni ukrytej pod ziemią.
Moje pierwsze zetknięcie ze smardzami miało miejsce znacznie wcześniej niż dzień, w którym po raz pierwszy miałam możliwość znalezienia i pozyskania tego grzyba. Ilustrację ze smardzem zapamiętałam ze szkolnego podręcznika do biologii. Zainteresował nie wtedy zarówno jego kształt, jak i czas, kiedy można go było spotkać. Wszak na grzyby chodziło się w moim rodzinnym domu jesienią, a nie wiosną!
Byłam chyba w szóstej klasie, kiedy mój młodszy brat pojechał do sanatorium w Wiśle. W weekend mieliśmy go odwiedzić - była to cała wyprawa - jazda pociągiem, z przesiadką oczywiście, dojście od stacji na miejsce... Z całego wyjazdu najbardziej zapadły mi w pamięci trzy rzeczy - opóźnienie pociągu (prawie dwugodzinne oczekiwanie na dworcu w Katowicach), pyszne ciasto truskawkowe upieczone przez mamę i SMARDZE. Poszliśmy w Wiśle na spacer i tam, w parku rosły wielkie, piękne smardze, których nie rozpoznał nikt oprócz mnie. Moja pazerniacza dusza już wtedy rwała się do pozysku, ale zostało mi zabronione zbieranie takich "psiaków". Obiecałam sobie wtedy, ze kiedyś je znajdę i zapełnię nimi koszyk.
Realizacja tego planu przeciągnęła się na kilkanaście lat, ale udało się! Znalazłam, zebrałam, zjadłam i dowiedziałam się o nich co nieco. Smardze, jak wszystkie wiosenne grzybki, rosną bardzo wolno - od centymetrowych maleństw do pełnej dojrzałości owocników mija miesiąc z okładem. Oczywiście dorosłość osiągają tylko te owocniki, którym uda sie przetrwać trudne warunki atmosferyczne i uniknąć wielu czyhającym na nie przeciwnościom losu.
Jednym z większych zagrożeń są nocne przymrozki. Smardze nie są na nie tak odporne jak uszaki, zimówki czy szyszkówki świerkowe. Poddany działaniu nocnych przymrozków smardz obsycha na szczycie główki, a następnie obumiera. Taki los spotyka wiele owocników - przetrwać udaje się tym, które zaczynają wzrost nieco później lub są dobrze ukryte w ściółce. Poniżej na zdjęciu jest owocnik, którego wzrost został zahamowany przez zbyt duży (jak na smardzowe możliwości) mróz.
Młodziutkie smardze mają jasny, kremowy kolor. Z czasem stają się coraz ciemniejsze, aby w dojrzałym wieku osiągnąć barwę niemal czarną.
Smardze, podobnie jak inne grzybki, lubią wilgoć. Jeżeli wiosna jest deszczowa, smardze mają pole do popisu. Jeśli deszcze są słabe i rzadkie, szansa na spotkanie tego gatunku drastycznie spada. Ponadto lubią sąsiedztwo wody - na Orawie często rosną wzdłuż cieków wodnych - strumieni górskich, strug spływających z topniejącego w górach śniegu. Często zasiedlają rowy przydrożne, w których gromadzi się wilgoć.
Pojawiają się również na poboczach leśnych dróg, w miejscach, gdzie składowane było drewno. Jeśli jeszcze dodatkowo, w tym samym punkcie leśnicy "pilili" i na ziemię nasypały się wióry albo korowali drzewa, szansa na pojawienie się smardzów stożkowatych wzrasta.Można je również spotkać na terenie tartaków, gdzie ziemia pokryta jest warstwą kory i wiórów.
Czasem wystarczy iść górskim potokiem, aby na jego brzegach zobaczyć rosnące smardze. Można też iść spacerem jakąś dolinką i poszukiwać grzybków na poboczach.
Smardze lubią konkretne roślinkowe towarzystwo. W górach rosną często w towarzystwie lepiężników. Nie bez znaczenia jest również gatunek lepiężnika - smardze wolę te różowe od białych. Ale zdarzało mi się niejednokrotnie znajdować smardze w towarzystwie białych lepiężników. Nigdy jednak nie były tak liczne jak obok lepiężników różowych.
Jeżeli w Waszych lasach nie ma strumyków ani lepiężników, to wcale nie oznacza, że nie rosną tam smardze. Można je spotkać praktycznie w każdym lesie mieszanym lub liściastym. Ulubionym drzewem jest dla smardzów topola, ale wiem, że były tez znajdowane w lasach bukowych czy w zaroślach nadrzecznych z przewagą wierzby.
Mnie udało się znaleźć smardze w paru miejscach, które do atlasowych opisów nie przystają. Fakt, że nie było w nich dużo owocników, ale BYŁY.
Wielokrotnie znajdowałam smardze w maliniakach - w środku lasu kępa malin (wiosną jeszcze bezlistnych), a na ziemi smardze. Najwyraźniej lubią się również z krzewami malin.
Zdarzyło mi się również znaleźć smardze w środku lasu - wyrosły w mchu, w towarzystwie borowin - do najbliższego strumienia było parę kilometrów, po lepiężnikach ani śladu, a on sobie rósł i czekał na swojego odkrywcę.
Trafiały się też w trawie, na leśnych polanach i przy drogach. A czasem nawet na drodze - znalazłam kilkanaście owocników rosnących pomiędzy kamieniami, którymi wysypano leśny dukt. Wydawałoby się, ze to miejsce nie jest absolutnie przyjazne dla życia, a one wyrosły właśnie tam. Jednym słowem - są nieprzewidywalne i możecie je spotkać wszędzie.
Zobaczcie jak pięknie się starzeją - w promeniach słońca alweole kurczą się, przybierając na brzegach czarny kolor. Takie smardze od zawsze przypominały mi witraże i każdego z nich traktowałam jak wyjątkowe dzieło sztuki, które można zjeść, ale przede wszystkim należy podziwiać.
Zwróćcie też uwagę na rozmaitość smardzowych kształtów - to cały czas ten sam gatunek, ale kształty niezwykle urozmaicone. Tylko kilka razy udało mi się znaleźć kuliste smardze, ale widziałam je w lesie i wiem, ze takowe istnieją naprawdę.:)
To już dojrzałe i obsuszone nieco owocniki o różnych kształtach.
Rodzi się pytanie:"Czy można byłoby smardze uprawiać?" Próby zostały podjęte, ale zakończyły się niepowodzeniem. Smardze, przesadzone wraz z podłożem do doniczki nie kontynuowały wzrostu - obumarły.
Nigdy nie udało mi się nazbierać pełnego, dużego kosza smardzów, ale nawet skromne zbiory tego gatunku sprawiają wiele radości. Na poniższych zdjęciach udokumentowane zostały niektóre zbiory.
Smardze stożkowate lubią się też pojawiać na korze wysypywanej na grządkach, w ogródkach czy parkach. Jak sobie upodobają takie miejsce, wyrastają w nim masowo. Niestety, są to najczęściej jednoroczne wysypy. W kolejnym roku po wysypaniu kory wyrasta ich znacznie mniej lub wcale; później z takiej miejscówki znikają. Na korze wyrastają też smardze praskie (na zdjęciach poniżej), które są bardzo podobne do smardzów stożkowatych, a smakiem się nie różnią.
Życzę udanych poszukiwań i obfitych smardzowych zbiorów.:)
Gratuluję znaleziska! Ja w tym roku jeszcze smardza nie dorwałam.
OdpowiedzUsuńTo fakt. Ale miejsce smardzówkowe znam, a Ty jeszcze nie. Miałam łatwiej.:)
OdpowiedzUsuńja już w tym roku trafiłam na kilkanaście sztuk, ale stanowisko dzikie więc zebrałam je tylko na kartę pamięci w aparacie
OdpowiedzUsuńCieszę się Iza, że wyrosły. Ja na znalezienie pierwszych tegorocznych nadal czekam, a Ty poczekasz do majówki na te, które można pozyskać również do koszyka. A to już mniej niż miesiąc.:)
UsuńPięknie
OdpowiedzUsuń