Do przeszukania foto-archiwów pod kątem uszaków zmobilizował mnie Michałek, który podczas wczorajszej kolacji, z rozmarzoną miną zapytał kiedy wreszcie nazbieramy tyle uszaków, żeby zrobić takie przepyszne danie, jak robiliśmy. No i nie umiałam Michałkowi odpowiedzieć, bo chociaż warunki dla tych grzybków są obecnie dobre, to niestety nie udaje nam się tej jesieni znaleźć ich w większych ilościach. W znanych nam uszakowych miejscach pojawiły się jedynie pojedyncze sztuki, a to za mało, żeby potrawka z nimi była konkretnie uszakowa.
Zdjęć z poprzednich sezonów mam natomiast pod dostatkiem, zatem zapraszam do bliższego zapoznania się z kolejnym gatunkiem grzybów, które można znajdować i zbierać w okresie zimowym.
Tak naprawdę uszaki bzowe nie są grzybami zimowymi, tylko całorocznymi i można je spotkać o każdej porze roku, również latem. Ale kto by ich szukał na wysokościach, w gęstwinie zielonych liści, kiedy w lesie chodzi się z nosem ryjącym w ściółce i wzrokiem szperającym po podłożu za typowymi grzybami.
Pierwszy człon nazwy tego grzyba jest związany z jego kształtem przypominającym małżowinę uszną.
Pierwszy człon nazwy tego grzyba jest związany z jego kształtem przypominającym małżowinę uszną.
Najwłaściwszą zatem porą do rozglądania się za nimi jest późna jesień, zima i wiosna. Jak sama nazwa wskazuje (a właściwie drugi jej człon - "bzowy), powinniśmy ich poszukiwać na krzewach dzikiego bzu, ale nie tych młodych i zdrowych, lecz na starszych, z pokaleczoną korą, porośniętych mchem. Uszaki, zwane też uchami rosną zarówno na żywych krzewach, jak i na tych obumarłych, leżących na ziemi, czasem nawet zakrytych ściółką.
Na bzie rosną najczęściej, ale zdarzyło mi się znaleźć uszaki również na innych drzewach - na klonie, śliwie węgierce i śliwie mirabelce. Z ciekawości sprawdzałam te drzewa wiosną, aby potwierdzić moje oznaczenie (jak się nie jest ekspertem roślinkowym, to lepiej oprócz pnia i gałęzi obejrzeć jeszcze listki). Były to jednak przypadki pojedyncze, więc jeżeli macie zamiar szukać uszaków, rozglądajcie się za krzewami dzikiego bzu.
Jak widzicie na fotkach, uszaki rosną zarówno pod śniegiem, jak i w pięknym, późnokwietniowym słoneczku, w porze kwitnienia zawilców. Do wzrostu potrzebują przede wszystkim dużo wilgoci. Im więcej mają wody w podłożu, tym są większe i masywniejsze. I oczywiście mają wtedy sporą wagę. Największym wrogiem tych grzybów jest wiatr, który bardzo szybko potrafi wysuszyć owocniki.
Nic nie szkodzi, jeżeli na krzewie zaschną dobrze rozwinięte, duże owocniki - one są na tyle silne, że potrafią w takim zasuszonym stanie przetrwać nawet miesiąc i natychmiast skorzystać z nadarzającej się okazji (padającego deszczu), aby ponownie odżyć i kontynuować wzrost. Ponadto takie obsuszone uszaki można pozbierać, w domu włożyć do wody i będą wyglądać i smakować jak świeżutkie grzyby. Można je też dosuszyć i przechować do czasu aż będziemy mieli ochotę je pożreć.:)
Gorzej mają młodzieniaszki - malutkie uszaczki poddane działaniu wiatru obumierają i kończą żywot nie osiągnąwszy wieku dojrzałego.
Na zdjęciu poniżej są takie właśnie młodziutkie owocniki - mają kształt kuleczek, miseczek. Te ze zdjęcia miały na tyle szczęścia, że urosły i zostały przeze mnie pozyskane, a przez menażerię zjedzone.:)
W miarę wzrostu uszaki przybierają coraz bardziej miseczkowate kształty, aby stać się w pełni dorosłymi uchami. Te z dwóch kolejnych zdjęć wyrosły na gałęzi, która wyleżała się w zmarzniętym śniegu, a podczas odwilży zaabsorbowała tyle wilgoci z topniejącego śniegu, że pojawiły się na niej uszakowe owocniki. Na rosnących krzewach nie było wtedy grzybków, bo pnie nie dosięgające do śniegu nie miały możliwości skorzystania z oferowanej przez roztopy wilgoci.
Poniżej macie przykład uszaków, które wyrosły na pniu ściętego klonu zamiast na dzikim bzie. Wyglądem i smakiem nie różniły się od tych, które wybrały typowego żywiciela.
Pisałam już, że uszaki mają zdolność zasychania i ponownego odradzania się w kontakcie z wodą. A co się stanie, jeżeli wyrośnięte pięknie uszaki zostaną skute lodem?
Otóż uszaki mają taką samą zdolność jak pozostałe grzyby zimowe - boczniaki i zimówki - zamarznięte grzybki spokojnie czekają w uśpieniu na korzystniejsze warunki pogodowe. Kiedy temperatura osiągnie poziom powyżej zera, rozmarzają i kontynuują wzrost. Oczywiście, jeśli znajdziemy zamrożone uszaki, możemy je zabrać do domu, rozmrozić i zjeść.:)
Niewprawny grzybiarz może pomylić uszaki z kisielnicą trzoneczkowatą, która czasem też może wyrosnąć na dzikim bzie. Zwłaszcza zmarznięte owocniki kisielnicy mogą wydawać się podobne do ucha, ale są zawsze bardziej mięsiste i mają ciemniejszy kolor. Jeżeli przez przypadek ktoś przyniesie do domu zamrożone owocniki kisielnicy, zorientuje się po rozmarznięciu grzybków - kisielnica będzie bardziej galaretowata i miękka niż uszak. Poza tym nie jest trująca i zjedzenie jej nie przyniosłoby nikomu uszczerbku na zdrowiu.
Poniżej zamieściłam dwie fotki kisielnicy trzoneczkowatej:
A to znowu uszaki - zwróćcie uwagę na kolor obydwu gatunków - zdecydowanie się różnią.
Teraz możemy spokojnie przejść do uszakowych pozysków. Ostatnie dwa lata dla tych grzybów na moim terenie nie były zbyt łaskawe i zbiory nie powalały. Były jednak takie sezony zimowe, kiedy uszaków było w bród. Największe zbiory, jakie pamiętam, miałam w roku 2009 na przełomie lutego i marca - ostatnie trzy tygodnie przed narodzinami Michałka już nie pracowałam, tylko szlajałam się po okolicznych laskach i zagajnikach. Nie jeździłam nigdzie dalej, ale w pobliżu miejsca, gdzie wtedy mieszkaliśmy, było mnóstwo miejsc, w których rosły wtedy ogromne ilości uszaków. Niejednokrotnie wracałam przez osiedle z aparatem zawieszonym na wielkim brzuchu, wymaziana błotem i innymi elementami leśnego, błotnistego krajobrazu. Ludzie patrzyli na mnie co najmniej dziwnie, ale nic, ale to nic się tym nie przejmowałam.
Później też niejednokrotnie udawało się zebrać całkiem sporo uszaków, z których robiłam różne sałatki, suszyłam, marynowałam... Teraz z zapasów nie zostało nam już nic i czekamy na jakiś pojaw uszakowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz