Jeśli będziecie przejeżdżać w maju przez polską lub słowacką Orawę, na pewno Wasz wzrok przyciągną wysokie, okorowane pale z przyozdobionym wierzchołkiem i tabliczką z wypaloną dedykacją w języku orawskim. Kiedy po raz pierwszy, lata temu, zobaczyłam takie konstrukcje zainstalowane przy drodze, nie miałam pojęcia co to jest. Podczas kolejnych wizyt majowych w Lipnicy zgłębiałam wiedzę na temat tego orawskiego zwyczaju i można rzec, że jestem w tej dziedzinie prawie ekspertem - teoretykiem (to oczywiście z lekkim przymrużeniem oka).
"Moje", bo tak nazywane są z orawska instalacje, o których mowa, pojawiają się w nocy łączącej kwiecień z majem. Zatem podziwiać je można od pierwszomajowego poranka. Stawianie moji to zwyczaj orawski, niespotykany w żadnym innym regionie Polski i Słowacji. Najstarsi Orawianie nie pamiętają od kiedy ta tradycja jest kultywowana w ich regionie; odpowiadają, że "łod zafse".
Zwyczaj stawiania moji jest niewątpliwie bardzo stary. Wywodzi się najprawdopodobniej od starorzymskiego zwyczaju przyozdabiania domostw wiosenną porą zielonymi gałązkami lub małymi drzewkami. Takie postępowanie miało uchronić gospodarstwo przed złymi duchami, urokami rzucanymi przez nieżyczliwych, chorobami i tysiącem innych nieszczęść czyhających na domowników. Związany jest też z wiosennym przesileniem i budzącą się do życia przyrodą, która w górach pozostaje uśpiona dłużej niż na równinach.
Wątek historyczny zaliczony, teraz pora na miłosny - z czasem tradycja stawiania moji stała się bardziej romantyczna. Moj może być sposobem wyznania uczucia wybrance, której kawaler nie odważył się, patrząc w oczy, powiedzieć "Kocham Cię!" Miłość jak najbardziej pasuje do wiosny i odradzającego się życia, więc symbolika mojowej tradycji pozostaje niezmieniona.
Moje są stawiane przez kawalerów, którzy dedykują je dziewczętom. Jeden przyozdobiony pal może być przeznaczony dla grupy dziewczyn, najczęściej pochodzących z tej samej roli (danego obszaru wsi, noszącego nazwę pochodzącą od nazwiska największego gospodarza mieszkającego w tym rejonie). Zdarza się jednak, że jakiś chłopak upatrzy sobie dziewczynę, której indywidualnie dedykuje swoją budowlę. Wtedy moj jest równoznaczny z wyznaniem miłości.
Zauważyłam, że ostatnio dedykacje umieszczane na mojach stały się bardziej ogólne i najczęściej są kierowane do wszystkich dziewcząt.
Kiedy już moj stanie, trzeba go dobrze pilnować przez całą noc, aby chłopcy z sąsiedniej roli czy wsi nie "spilili" świeżo zamontowanego pala. Byłby to dyshonor okrutny, którego długo nie dałoby się wymazać. Dlatego przygotowania do całonocnego "wartowania" są równie ważne jak samo stawianie moja. Trzeba narąbać drewna na ognisko, skombinować wygodne siedziska i zgromadzić wiktuały i napitki, konieczne do przetrwania chłodnej (a często mroźnej) nocy.
Chłopak, który ma już narzeczoną, nie powinien uczestniczyć w stawianiu i pilnowaniu moja - narzeczeństwo wyklucza go z kawalerskiej społeczności.
Gdy moj dedykowany jest jednej jedynej wybrance, jest ona zobowiązana do przygotowania chłopakowi poczęstunku w czasie tzw. "ogrywania moja", które ma miejsce w drugim dniu Zielonych Świątek. W tym dniu wokół moja gromadzą się kawalerowie i dziewczęta, aby bawić się przy muzyce i ognisku. Drwa na nocną watrę pochodzą z porąbanego przez chłopaków moja. Zabawa trwa do rana. Tradycja całonocnej zabawy przy płonącym ognisku wywodzi się z przedchrześcijańskich obchodów święta wiosny, płodności i radości życia.
Tradycja stawiani moji przetrwała dzięki temu, że jest okazją do dobrej zabawy. Wspierana jest również przez Orawskie Centrum Kultury, które co roku organizuje konkurs na "Nojpiknyjsego Gminnego Moja".
Specjalna komisja ocenia sposób zamocowania i stabilność moja, staranne okorowanie słupa, estetyczne i pomysłowe przyozdobienie (elementem wymaganym są kolorowe wstążeczki), czytelność dedykacji oraz jej poprawną formę językową - gwarową. Nie bez znaczenia jest też otoczenie, które powinno być wysprzątane po nocnym "wartowaniu" (znaczy się chłopcy muszą pozbierać puszki i butelki po trunkach rozgrzewających ciało i duszę).
W tym roku moji jakby mniej się pojawiło, zarówno w Polsce jak i na Słowacji. Może przyczyniły się do tego wyjątkowo zimne noce? Oby tak, bo szkoda by było, żeby współczesność zabiła taką piękną, wielowiekową tradycję.
Zachęcam do bliższego przyjrzenia się mojom, kiedy będziecie na Orawie przed 25 maja, kiedy to zgodnie z tradycją, całe konstrukcje spłoną w ognisku.
Wszystkie zdjęcia zostały zrobione w tym roku, w Lipnicy Wielkiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz