Od początku roku przedszkolno - szkolnego na przedszkolaków i zerówkowiczów ciągle spadały jakieś chorobowe nieszczęścia - a to rotawirusy, a to ospa. Krzyś nie załapał się (na szczęście) na żadne chorowanie i chyba jako jedyny nie opuścił ani jednego dnia zabawo - nauki. ale koledzy i koleżanki byli tak dziesiątkowani przez mikrobów, że uroczystość pasowania była kilkakrotnie przekładana. Koniec końców, dopiero wczoraj udało się zorganizować uroczystość, w czasie której Krzychu został pełnoprawnym zerówkowiczem.
Takiej powagi i skupienia na Krzysiowej buzi, jak podczas ślubowania, nie widziałam chyba jeszcze nigdy. Był tak przejęty występem, że aż mnie to zdziwiło, szczególnie, że inne dzieci zachowywały się zdecydowanie bardziej żywiołowo.
Oprócz tradycyjnych śpiewów, tańców i wierszyków, zerówkowicze pokazali, czego nauczyli się na zajęciach z językiem migowym i wymigali pięknie piosenkę o żabce Małgosi.
Krzysiu miał też swój występ na środku, z mikrofonem w rączce. Wyszedł z gromadki dzieci we właściwym momencie i świetnie sobie poradził z takim stresującym wystąpieniem, po którym zdecydowanie mu ulżyło, a na buźce, oprócz powagi, zaczął się błąkać uśmieszek.
Po występie jeszcze tylko pasowanie (tym samym ołówkiem, co w szkole - zauważył oczywiście Michałek. który był obecny na uroczystości brata) i już Krzyś mógł oglądać książeczkę o literkowych przygodach.
Kontynuacją uroczystości było ulubione danie chłopaków na kolację - "karafiorowa" pizza, która wywołała wieczorną eksplozję nadmiaru energii - wydawało się, że bieganiu, skakaniu i dzikim wrzaskom nie będzie końca. Strasznie brakuje chłopakom trampoliny, na której wytracali energię latem. A do lata daleko...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz