Po pierwszej bytności na dużym i głębokim basenie, Michaś nie odpuścił i tak się przymilał, żeby jeszcze tam pójść, że w efekcie chodzili z Pawełkiem pływać co drugi dzień. Ponieważ naocznie stwierdziłam, że Michaś świetnie sobie radzi, a Pawełek bardzo się stara, żeby go dobrze pilnować, pozwoliłam im się pławić bez mojego nadzoru. udało im się nie potopić i niczego nie pogubić.
Po każdym kolejnym basenowaniu Michałek przychodził coraz bardziej zachwycony i o swoich wrażeniach opowiadał bratu. W efekcie Krzychu stwierdził, że on też chce iść na taki duży basen. W jego przypadku mniej się obawiałam o to, że się utopi, bardziej o to, że narobi wrzasku i do wody nie wejdzie. Krzyś bowiem ma zdecydowanie większy respekt przed wodą niż starszy brat i dotychczas nie zdecydował się na naukę pływania w wodzie, w której nie sięgałby do bezpiecznego dna.
Staram się bardzo traktować obu chłopców tak samo - nie chcę, żeby któryś czuł się pominięty, odrzucony, gorzej traktowany od brata. Dlatego ustaliłam z Krzysiem, że pójdziemy na ten duży basen w ostatni feryjny piątek. Od środy Krzyś z niecierpliwością oczekiwał na ten "najlepszy dzień w jego życiu", w którym miał dorównać bratu. Nadszedł piątek.
Razem z Michałkiem pojechaliśmy po Krzycha do przedszkola, później zgarnęliśmy tatę i całą czwórką zameldowaliśmy się na basenie. Kiedy Krzyś zobaczył wodę, wycofał się pod ścianę. Dłuższą chwilę zajęło mu podejście do brzegu basenu. Do wejścia do wody zmusiła go ambicja - Michaś się pluskał, a on, Krzyś stał i się bał. Gdyby nie chęć dorównania bratu, najprawdopodobniej żadna siła nie zmusiłaby Krzycha do zanurzenia się w basenowych odmętach.
Ale pokonał strach i wczepił się kurczowo w moją rękę. Później, na dłuższą chwilę najlepszym przyjacielem Krzysia była drabinka. Efektem ubocznym działania basenu była utrata mowy - Krzyś porozumiewał się z nami wyłącznie kiwaniem i kreceniem głową.
Prowadząc taki dialog, udało się Krzysia namówić, aby popłynął na przeciwległy brzeg holowany przez tatę. Przy kolejnym kursie Krzycha transportowanego holownikiem Pawełkiem, na skupionej dotychczas do granic możliwości buźce pasażera, zaczął pojawiać się uśmiech.
I nadszedł ten moment, którego się nie spodziewałam - Krzyś nie chciał pomocy - płynął sam. Mój malutki Krzyś w takiej głębi. Sam. I odzyskał głos - kiedy zapytałam, czy mu pomóc, wyraźnie odpowiedział:"Nie!"
A później trenował skoki do wody, w czym był lepszy od brata, który nie skakał dzisiaj. Pływackie akcesoria zapewniające bezpieczeństwo nieco utrudniały skakanie, ale bez nich Krzyś czuł się całkiem niepewnie.
Widziałam jak Krzychowi błyszczą oczka z zazdrości, kiedy Michaś nurkował (znaczy się prawie cały czas). W końcu przemógł się i w tym zakresie. Mimo skrzydełek uniemożliwiających zanurzenie, poszedł odrobinkę pod wodę.
A Michaś? Na dużym basenie czuje się lepiej od ryby w wodzie. Spójrzcie zresztą sami.
Myślę, że ferie miał Michałek ciekawe, aktywne i... z mamą. Za rok już obydwaj będą korzystać z dobrodziejstw szkoły i zimowego odpoczynku od obowiązków. Szkoda tylko, że nikt nie wymyślił ferii dla mamy. Przydałyby się czasem.:) Niekoniecznie aż dwutygodniowe.
słodziaki! świetnie sobie radzą :)
OdpowiedzUsuńTak... Kotają się w wodzie jak jakieś gupiki.;)
Usuńgrunt to konkurencja :)
OdpowiedzUsuńI bycie pierwszym.;)
Usuń