A miało być tak pięknie... Bardzo mokry luty, wczesna wiosna, dobrze namoczona gleba,ciepełko - wizja setek, a nawet tysięcy smardzówek czeskich zmuszała mnie do penetracji ich miejscówek już pod koniec lutego. Długo nie mogłam ich wytropić, aż wreszcie, 18 marca pojawiło się kilkanaście owocników. Ogromna radość ze znalezienia tego najwcześniej rosnącego gatunku smardzowatych łączyła się oczywiście z oczekiwaniem na następne.
Tymczasem aura spłatała psikusa i po ciepłych dniach powróciły niskie temperatury i brak opadów, a później zrobiło się wręcz upalnie. I klapa - ziemia wyschła, kolejne smardzówki nie wyrosły. Ta z tytułowego zdjęcia jest w najlepszym stanie ze wszystkich, jakie miałam dziś okazję obserwować; po raz ostatni już chyba w tym roku.
Mimo, iż owocników na mojej krakowskiej miejscówce nie było wiele, udało mi się udokumentować ich wzrost i śmierć. Poniżej prezentuję fotki tych samych owocników. Robiłam zdjęcia w różnych ujęciach, przy mniej lub bardziej odgarniętej ściółce, bo dopiero w ubiegłym tygodniu wpadłam na pomysł prześledzenia wzrostu poszczególnych smardzówek. Fotki z tej samej perspektywy byłyby bardziej poglądowe, ale myślę, że te, które zamieszczam, też nieźle pokazują przebieg smardzówkowego żywota.
Pierwszą bohaterkę nazwijmy smardzówką numer 1. Na powyższym zdjęciu jest udokumentowane pierwsze spotkanie - 18 marca. Poniżej ta sama smardzówka tydzień później - 25 marca. To był zimny tydzień, wiec owocnik niewiele podrósł.
Zrobiło się cieplej i ziemia wysychała - zaczął rosnąć trzon. To już 31 marca.Robiło się coraz suszej - alweole na główce obeschły, a trzon coraz bardziej doroślał - 4 kwietnia.
Zrobiło się upalnie - smardzówka starzała się bardzo szybko. Wyrośnięty trzon nie mógł utrzymać główki, zaczął się proces rozkładu 8 kwietnia.
Smardzówka numer 2 - 18 marca.
25 marca.
31 marca.
4 kwietnia.
8 kwietnia. W przypadku tego owocnika trzon okazał sie mocniejszy niż główka, która obumarła jako pierwsza.
Smardzówka numer 3 - 18 marca.
25 marca.
31 marca - koniec obserwacji; owocnik został najprawdopodobniej zniszczony przez jakieś zwierzę.
Tę smardzówkę (numer 4) wypatrzyłam dopiero 4 kwietnia. Była w całości schowana w ściółce, gdzie miała dość wilgoci, aby osiągnąć spore rozmiary główki.
Zestarzała się w błyskawicznym tempie - w ciągu czterech dni trzon zwiększył swoją długość o 300 - 400%; główka nie urosła, ale zaczęła sie już rozkładać.
Wiem, że przyjemniej jest oglądać pełne kosze grzybów niż ich krótkie życie, ale pewnie znajdą się wśród Was tacy, których zainteresowała moja tegoroczna obserwacja.:)
ale kompletna dokumentacja obrazowa
OdpowiedzUsuńStarałam się.:)
Usuńbardzo ciekawe, dziekuje
OdpowiedzUsuńProszę bardzo! Pozdrawiam!
UsuńNajlepsza metoda na grzybobranie to praktyka - pod okiem wyjątkowego grzybiarza - który nawet o zmroku potrafi odróżnić czy to grzyb prawdziwy – czy niejadalny - U mnie na działce kilka lat temu - było coś podobnego do smardzów - Ale za duże ryzyko na dodanie do konsumpcji - Podobnież jeśli smardz nie jest pod ochrona jeśli pojawi się na swoim ogrodzie - a nie w lesie - znałem kilku grzybiarzy - chodzili po lesie ale smardza nie zbierali - nie znali - a uważali się za znawców - Fotografie nie z tego świata - urocze-
OdpowiedzUsuńJa też nie zbieram grzybów co do których mam cień wątpliwości - to chyba jedynie rozsądne podejście do grzybiarstwa.
UsuńTeraz, kiedy każdy ma aparat, można sfotografować grzybka i skonsultować jego nazwę. W razie potrzeby, pomogę w miarę moich mozliwości.:) Pozdrawiam!
Dzięki za naukę, Twoje publikacje dużo dają nowicjuszom. Mnie raz udało się znaleźć smardzówkę na terenie leśnym szpitala w Łodzi. Było to parę lat temu. Dziś już na tej miejscówce stoi nowy budynek szpitalny. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNiejedna grzybowa miejscówka została już zabudowana i taki los będzie spotykał kolejne - cena rozwoju cywilizacji.
UsuńPozdrawiam serdecznie!