Otworzył rano Pawełek swe cudne, niebieskie oczęta, spojrzał za okno, gdzie szaro-burość rozmywała się w drobniutkich kropelkach mżawki i z niewielką nadzieją w głosie oraz błaganiem w spojrzeniu zapytał: "To co? Zostajemy w łóżku?" Ponieważ jestem zła, oschła i bezwzględna (tak mi mówi mój Pawełek), udałam, że nie dostrzegam niemej prośby widocznej w oczach i odparłam krótko: "No, chyba cię pogięło! Przecież jest PLAN, kanapki przygotowane, ubrania na zmianę spakowane, a smardze czekają!" Zwlókł się zatem Pawełek z cieplutkiego łóżeczka, stwierdzając, że skoro taki rozkaz ze sztabu brygady, to już idzie i więcej nie dyskutuje. Michaś z Krzychem dylematów żadnych nie mieli i w ekspresowym tempie umyli się i ubrali, żeby się jeszcze chwilę pobawić, zanim bezwzględna matka pogoni do wyjścia z domu.
Droga mokra, na podjeździe do Skomielnej busik w rowie i policja zajmująca jeden pas. Na szczęście ruch był niewielki, więc udało sie szybko ominąć. Oczywiście nie omieszkałam powiedzieć Pawełkowi, że to dzięki mnie nie zmienialiśmy jeszcze zimówek na letnie gumy. O dziwo przyznał mi rację, ale minę miał nietęgą i widziałam, ze okrutnie jest niezadowolony z wyjazdu na smardze w takich okolicznościach pogodowych. Deszczyk powoli zamieniał sie w deszcz ze śniegiem i śnieg... Ale mieliśmy plan i misję - trzeba było sprawdzić gdzie i na jakim etapie rozwoju sa smardze, na które chcemy poprowadzić naszych znajomych w czasie majowego weekendu (na który również zapowiadana jest nie najlepsza pogoda).
Chcieliśmy obskoczyć kontrolnie kilka miejscówek, żeby zorientować się, gdzie w przyszłym tygodniu można będzie liczyć na jakieś pozyski. Słowackie dolinki czekały na naszą wizytę.
Czekały również smardze - w cieplejszych punktach większe i bardziej dojrzałe, w zimniejszych malutkie. Ale w miejscówkach znanych wielu grzybiarzom, smardzów wiele nie było. Były natomiast liczne ślady poszukiwań i zbiorów - obcięte "ogonki" zwane fachowo trzonami dawały świadectwo bogactwa, jakie umknęło nam spod ostrzy naszych scyzoryków.
Pierwsze smardze znalazł Pawełek. Na moje szczęście znalazł. Denerwowałam się bowiem, ze taki niezadowolony z wyjazdu jest i trochę miałam wyrzuty sumienia, że go pogoniłam do lasu przy takiej pogodzie. Ale znalazł i paszcza mu się uśmiechem rozjaśniła. Michaś z Krzychem ganiali po lesie nie zwracając zbytnio uwagi na grzybki. Ale nie zwracali też uwagi na padający deszcz ze śniegiem. Wytracali enegię skacząc po błocku jak żaby i cieszyli się leśną wolnością.
Zajechaliśmy w kolejne miejsce, które powitało nas niezłą zadymką. Wiele nie było widać, ale jak się zeszło do poziomu smardzów, okazało się, że i tu nasi poprzednicy przegapili parę sztuk.
Chłopcy jakoś dzisiaj wyjątkowo weny do poszukiwań nie mieli, ale Pawełek złapał trop i całe swoje wkurzenie wyjazdem przełożył na ilość znajdowanych smardzów.
Cieszyłam się, że on się cieszy.:)
Kolejna miejscówka - śnieg zamienił się w deszcz ze śniegiem, znacznie dotkliwszy i gęstszy niż poprzednio. Bazie zamieniły się w bazie płaczące, a my w stwory ociekające.
Wysłałam chłopaków łatwiejszą trasą, a sama szłam potokiem wypatrując smardzów po obu stronach płynącej wody. Strugi deszczo-śniegu zalewały mi oczy i obiektyw. Na zdjęciu tego tak dobrze nie widać, ale to były chwile prawdziwej ekstremy - woda z dołu, z góry i z każdego boku.
Ale daliśmy radę! Totalnie domoczeni doszliśmy do samochodu - zmiana kurtek, przedziurawiony gumowiec Krzysia i stwierdzenie Michałka: "Ale czad!" Wszystkim się podobało.:)
Ubrań było pod dostatkiem, więc chłopcy dostali kolejne "nieprzemakalne" kurtki, suche buty i ruszyliśmy na "tajne" miejscówki. To takie miejsca, gdzie nie dojedzie się samochodem na skraj "ogródka" smardzowego, tylko trzeba trochę przeczłapać na własnych odnóżach; miejsca, które znalazłam sama i nie pokazywałam ich innym pozyskiwaczom smardzów.
Okazało się, że tam, gdzie nie dotarła "konkurencja", smardze rosną znacznie gęściej niż na przetrzebionych poletkach, o których wiedzą "wszyscy".
Reasumując, prywatne uprawy są bezcenne.:) Dzięki nim wróciliśmy z napełnionym koszykiem. Planuję poszukać kolejnych miejscówek - mam upatrzone punkty, które, mam nadzieję,uda się sprawdzić podczas majówki.
Miałam co prawda skostniałe ręce, ale kilku fot kropelkowych sobie nie odmówiłam.:) Oprócz smardzów wzrok przyciągały wiosenne kwiatuszki, skulone mocno pod uderzeniami lodowatego wiatru wspomaganego deszczem i śniegiem.
Z jadalniaków trafiły nam się, oprócz smardzów, ciemnobiałki. Początkowo obstawiałam ciemnobiałkę krótkotrzonową, ale po konfrontacji z atlasowymi danymi, stwierdziłam, ze bliżej im do ciemnobiałki ciemnej. Obydwie są jadalne, więc problemu w zakresie wykorzystania nie ma. Jutro zostaną "zdegustowane".
Nasz dzisiejszy zbiór to 108 smardzów i ciemnobiałki. To był kolejny udany wyjazd. Nawet Pawełek wrócił zadowolony.:)
Dzieciaki też zadowolone, mimo przemoczenia dwóch kolejnych "nieprzemakalnych" kurteczek. Miałam na szczęście trzeci zestaw. Oprócz nazbierania koszyczka smardzów widzieliśmy też gatunki niezjadliwe, a ciekawe i nawiedziliśmy bacówkę, ale o tym w kolejnych wpisach. A w piąteczek ruszamy na majówkę.:)
Ty się dziwisz chłopakom, że marudzą jak ich w taką pogodę z domu wyganiasz?! w żaby się przez Ciebie zamienią niedługo :D Smardzów zazdraszczam mocno... ja za jednym razem najwyżej ok. 30stu...
OdpowiedzUsuńTylko Pawełek marudzi. Michaś z Krzychem wiedzą, że pogoda jest zawsze dobra na spacer. A poza tym cała trójka lubi pływać.;)
UsuńMam nadzieję, że na majówce będzie więcej niż 30 smardzów. Dorwiemy je! :)
Tydzień wcześniej mieliśmy u Ciebie doskonałą pogodę, więc teraz aura nadrobiła.:)
OdpowiedzUsuńPrawdziwemu grzybomaniakowi żadna pogoda niestraszna:) Pozdrowienia dla całej Rodzinki.:)
Witam,
OdpowiedzUsuńA czy przy okazji majówki będziecie zbierać Smardzówkę Czeską? Bo ku mojemu zdziwieniu okazuje się, że w USA jest powszechnie uznawana (nawet przez tamtejsze sanepidy-ta sama substancja co w piestrzenicach gyromytryna) za trującą. https://www.michigan.gov/documents/mdch/Morel_mushroom_fact_sheet_353691_7.pdf
Nie wiem co o tym myśleć i jak ufać polskim atlasom, również w kwestii innych grzybków :((
pozdrawiam i życzę udanych majówkowych łowów
seBapiwko
Witaj!
UsuńW czasie majówki smardzówek czeskich już nie będzie - one rosną wcześniej niż smardze i już się skończyły. Ale od kilkunastu lat jadam smardzówki i ani mnie, ani nikomu, kogo częstowałam, nigdy nie zaszkodziły.
Mam atlasy polskie, słowacki, czeski, niemiecki - we wszystkich smardzówki są opisane jako smaczne grzyby jadalne. Po raz pierwszy z informacją o ich niejadalności/właściwościach trujących, zetknęłam się w linku, który podrzuciłeś. Jak będę mieć okazję, zapytam specjalistę od toksykologii grzybowej, co o tym myśli.
Pozdrawiam serdecznie i życzę samych owocnych wypadów do lasu.:)