Szykowałam kolację dla chłopaków (jagnięcinę duszoną z wczorajszymi smardzami i cebulką), kiedy do kuchni wparował Pawełek wracający z pracy i niczym zdobywca, myśliwy czy jakiś inny pierwotny człek, rzucił mi na blat swoją zdobycz - garść dorodnych smardzów! Przekazanie łupu opatrzył oczywiście słowami: "To ja po Słowacjach, w deszczu i śniegu uganiam się za grzybami, które mi przed domem rosną!"
Już kiedy zobaczyłam te smardze, miałam złe przeczucie, które teraz zamieniło się w pewność. Pytanie: "Gdzie?" rzuciłam tylko pro forma, bo wiedziałam, że wyrosły tam, gdzie teoretycznie nie powinny. Odpowiedź Pawełka potwierdziła moje przypuszczenia - grzybki wyrosły na rabatkach przed naszym blokiem.
Dlaczego nie powinny? Po pierwsze kora została tam wysypana niespełna dwa tygodnie temu; po drugie wysypano ją na folii, a nie na ziemi. Smardze korowe, które dotychczas udawało mi się znaleźć, wyrastały na korze wysypanej jesienią na gołą ziemię. A tu było zupełnie inaczej. I musiały wyrosnąć bardzo szybko, bo były już potężne.
Nie mogłam sobie darować, że nie zerknęłam na te rabatki, kiedy przechodziłam koło przez podwórko. Zmarznięte ręce po jeździe na rowerze i siatka z zakupami nie były żadnym usprawiedliwieniem... Patrzyłam na tę korę z odległości trzech metrów i nie podeszłam bliżej, tłumacząc sobie, ze niemożliwe, aby tam coś wyrosło. Myliłam się...
Nakarmiłam chłopaków, wzięłam aparat i poszliśmy z Krzychem sprawdzić, czy Pawełek nic nie zostawił. Krzychu skrupulatnie przeliczył zdobycz taty i wychodząc ze mną oświadczył, że musimy znaleźć przynajmniej dziewięć, żeby tatę "wyrąbać".
Okazało się jednak, że nie musieliśmy poprawiać szukania Pawełkowego - nic już na nas nie czekało...
A "moje" jadalne nie obrodziły albo ktoś mi je skosił. One mają nieco inny smak od stożkowatych. Szukaj kolejnych miejscówek na jadalne.:)
OdpowiedzUsuńTo dobry kierunek.:)
OdpowiedzUsuń