Po kilkudniowych, obfitych deszczach drogi polne i leśne rozmokły zamieniając się w błotniste szlaki. Z tego powodu w niedzielę, kiedy jeszcze padało, zrezygnowaliśmy z wyjazdu do lasu, który mieliśmy wielką ochotę spenetrować (szczególnie Krzyś miał wizje grzybowej obfitości w znanych sobie miejscach). Zmiana planów nie wyszła Krzysiowi na złe, bo nakosił prawdziwków w innych miejscach. Niemniej, żal za grzybami, których nie zebrał, pozostał i Krzychu od poniedziałku wciąż dopytywał, kiedy pojedziemy po JEGO dobra pozostawione w lesie, do którego w niedzielę trudno byłoby dotrzeć. Kiedy przez jeden dzień, do wczesnego popołudnia nie spadła żadna kropla deszczu, obiecałam, że pojedziemy... I nie było już odwołania od tej decyzji nawet wobec godzinnej ulewy, jaka przeszła godzinę później.
Po Lipnicy przemieszczamy sie moją wysłużoną Czarną Błyskawicą, która już niejedną terenową jazdę zaliczyła, więc stwierdziłam, że poradzi sobie i tym razem mimo słusznego już wieku. Ruszyliśmy zatem rano, zabierając jeszcze spacerowego kolegę Eryka, który od tygodnia towarzyszy nam w leśnych wędrówkach.
I rzeczywiście - na Krzysia czekały jego wyśnione grzyby - wyskakiwały mu pod nogi i widział je tylko on.:) Michaś i Eryk szybko się zniechęcili, bo nie mogli nic znaleźć i zajęli się zabawą - budowaniem leśnych szałasów i kanalizowaniem lasu (kałuż i spływających po deszczu strumyków było do bólu).
Ja z Krzychem chodziliśmy w niewielkiej odległości od bawiących się chłopców i napełnialiśmy koszyki.
Z terenu opanowanego przez szlachetniaki przeszliśmy do części lasu, w której dominują borowiki ceglastopore. Było ich tyle, że wybieraliśmy tylko te najładniejsze - młode, jędrne, nie napoczęte przez ślimaki. Rosły we własnym towarzystwie oraz w sąsiedztwie innych grzybków - na fotce ceglaś doczepiony do rodzinki muchomorów czerwieniejących.
W najtrudniejszej do przejścia części lasu proponowałam Krzysiowi, żeby został z bratem i kolegą przy zabawie, ale uparł się, że pójdzie ze mną. I poszedł, przedierając się przez chaszcze wyższe od niego.
Dalej szliśmy już wszyscy razem i każdemu z uczestników wyprawy udało się znaleźć kilka poćków.
Rosły też przepiękne muchomory mglejarki, na których urok nie zostałam obojętna i zrobiłam im długą sesję foto.
W drodze do samochodu Krzyś taszczył swój koszyk pojękując, że jest strasznie ciężki. Ale dał radę.:)
Wracając zatrzymaliśmy się przy stanowisku rzadko występującej kolczakówki niebieskawej. Owocniki wydoroślały i wyglądają bardzo okazale.:)
Wróciliśmy bez problemów - żadne błoto nas nie zatrzymało, ale pięknie oblepiło samochód - widać, że był na porządnej terenowej jeździe. W tym dniu obróbka grzybów trwała wyjątkowo długo...
A w Puszczy Niepołomickiej pustawo :(
OdpowiedzUsuńPewnie niedługo i Puszcza się zagrzybi.:) Dopóki jest pusta, zapraszam na Orawę.:)
UsuńA ja polecam stronę www.koszyki.net.pl – mają tam naprawdę duży wybór produktów!
OdpowiedzUsuń