Pawełek, od powrotu z lipnickich wakacji, obiecywał Michałkowi i Krzysiowi wycieczkę na wystawę klocków lego. Jakoś jednak niesporo szło mu ustalenie terminu i zorganizowanie wyjścia. Minął wrzesień, a chłopcy co parę dni upominali się o spełnienie obietnicy. Wystawa ma trwać do 30 października, więc mobilizacja była konieczna. Chcieliśmy uniknąć tłumów, jakie zapełniają wystawę w weekendy i późne popołudnia, więc trzeba się było wstrzelić w takie godziny, kiedy jest najmniej odwiedzających. W związku z tym ustaliłam termin, zabrałam chłopców wcześniej ze szkoły, zapakowaliśmy się do tramwaju, zgarnęliśmy po drodze tatę i pojechaliśmy do galerii Kazimierz. Po raz pierwszy skorzystaliśmy z dobrodziejstwa darmowych przejazdów dla uczniów szkół podstawowych, jakie podarowali krakusom włodarze miasta.
Trafiliśmy bez trudu do miejsca, w którym prezentowane są instalacje z klocków lego. Zakup biletów okazał się problematyczny, bo sprzęt służący do ich drukowania odmówił współpracy i pani stojąca na straży wejścia do legowego świata miała dylemat, czy nas wpuścić bez biletów, których nie mogła wydrukować, czy też nie. Michaś z Krzychem nerwowo przebierali nogami, więc Pawełek użył całego swojego uroku osobistego i daru przekonywania; pani skapitulowała i wpuściła nas bez biletów. Po kilkunastu minutach odszukała nas między budowlami z lego i wręczyła bilety, które najwidoczniej udało jej się w końcu wydrukować.
Początkowo chłopcy biegali jak szaleni i nie bardzo oglądali ekspozycję - byli zszokowani ilością ich ulubionych zabawek. Po chwili zapanowałam nad ich rozbieganiem i zaprowadziłam porządek w zwiedzaniu.
Wszystkich eksponatów nie sfotografowałam - był tego ogrom. Zapraszam więc do obejrzenia ułamka z tego, co widzieliśmy my. Powyżej rekonstrukcja dworu w Soplicowie.
A to już krzyżacki zamek. I chłopcy oglądający scenę pojedynku.
Kawałek dalej Michałek padł na kolana przed swoją ubiegłoroczną fascynacją - Titanikiem, na temat którego wiedział wszystko (teraz to już pewnie część wiedzy rozpierzchła się po mrocznych zakamarkach Michałkowego wielkiego mózgu).
Tuż obok płynął kolejny znany statek - Queen Mary 2; o nim Michaś też sporo wie - stwierdził, że w oryginale były inne szalupy, niż te z klockowego modelu.
Było tez coś dla Pawełka - specjalnie dla niego sfociłam dworzec z jego rodzinnego miasta.
W następnej alejce mógł sobie pojeździć po legowych torach legowym pociągiem.
Nie brakło też makiety edukacyjnej - po naciśnięciu kolejnych przycisków podświetlały się nazwy stolic, kraje UE czy NATO.
Oglądaliśmy też sporo słynnych budowli.
Świat dinozaurów.
Zamek Camelot.
Miasteczko z Dzikiego Zachodu.
Osobną grupą na ekspozycji były odtworzone postacie w naturalnych rozmiarach. Nie zabrakło oczywiście postaci z Gwiezdnych wojen.
Była też figura najwyższego człowieka, jaki kiedykolwiek żył na Ziemi. W rzeczywistej wielkości.
I Rafał Sonik ze swoim pojazdem, o którego budowie z klocków został nakręcony filmik. Michaś zapoznał się z historią tej budowli.
A to największy eksponat; największy samolot, jaki kiedykolwiek został zbudowany z klocków lego.
Tutaj też można było zapoznać się z historią Air Force One.
Krzychu z jednej strony oglądał wystawę z zainteresowaniem, z drugiej jednak nie mógł się na tym oglądaniu skupić, bo co kilka minut pytał czy aby na pewno pójdziemy później do sklepu, żeby kupić jakieś nowe klocki dla niego i dla Michałka. Chciał już, natychmiast, jak najszybciej wyjść i zrealizować ten ostatni punkt programu.
A tu jeszcze parę ciekawostek - pałac Kultury i Nauki.
Jawnogrzesznica.;)
I coś z minionej epoki, którą pamiętam z dzieciństwa. Jak widać, pamięć o nich jest wciąż żywa.:)
A tu już nowoczesne budowle z "naszych" czasów.
Wyszliśmy z części ekspozycyjnej do klockolandii, gdzie Michaś przystąpił ochoczo do zabawy, a Krzyś do marudzenia o zakupy i ubikację.
Z powodu tej ubikacjowej potrzeby musieliśmy dość szybko porzucić budowanie.
Oczywiście nie obeszło się bez zakupienia kolejnych klocków i budowania do późnego wieczoru. Nie obeszło się bez konieczności pomagania Krzysiowi, więc dopiero dziś mam czas na podzielenie się z Wami relacją z naszej wycieczki.
A ja szukałam na wystawie tego, na co chyba nikt nie zwracał uwagi. Efektami tych poszukiwań podzielę się wkrótce.:)
Fajnie że dzieciaki mogą spełniać swoje marzenia.Moje dorosłe już dzieciaki nie znały w tamtych czasach takich klocków.Zdaje się że były tak drogie jak i w czasach teraźniejszych.Obejrzałam ci powiem te klocki z rozdziawiona gębą hii
OdpowiedzUsuńJa też nie miałam w dzieciństwie klocków lego, chociaż sporo moich kolegów bawiło się nimi. Teraz wszystkie dzieci mają klocki lego.:)
Usuńteraz dzieci Dorotko mają wszystko prawda? a my co chleb z cukrem to był rarytas hii,ja się cieszę że moje wnuczki mają lepiej
UsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Usuń