czwartek, 2 marca 2017

Obronisz mnie mamo?

kiedy dzieci się kłócą
    Niejednokrotnie już stwierdzałam, że dzieci mają niezwykłą zdolność wyprowadzenia  dorosłego z równowagi tak, że puszcza dym uszami i równie szybko, w parę zaledwie sekund, potrafią tak rozładować napiętą sytuację, że dym zamienia się w śmiech. I jeszcze bestie doskonale zdają sobie sprawę z tego, że trudno się na nie gniewać dłużej niż parę minut.:)

    Poranek słoneczny, prawdziwie wiosenny. Za oknem słoneczko i ptasie świergoty. Nie poganiam chłopaków zbytnio do wyjścia, bo akurat dzisiaj nie spieszę się aż tak, jak przez ostatnie dni, więc pozytywnie nastrojona słoneczkiem pozwalam doleżeć w mamowym łóżku, a po śniadaniu i myciu jeszcze się chwilę pobawić. Kiedyś jednak ta poranna sielanka musi się skończyć... Przygotowałam chłopcom wiosenne buty (do tej pory chodzili w zimowych) i rzuciłam hasło do wyjścia. Ku mojemu zaskoczeniu nie było prośby o "jeszcze trochę" zabawy; obydwaj stawili się do ubierania. Michaś zakładał na siebie sprawnie wszystko, co miał dane, ale żeby nie było za różowo, Krzyś zaczął kombinować z butami - te, które mu przygotowałam były dobre, ale jeszcze lepsze byłyby te wiązane, które "przecież miał". Na nic się zdały moje tłumaczenia, że mają w szkole wycieczkę i Krzyś będzie miał problem z wiązaniem sznurówek... Wyjęłam adidaski ze sznurówkami. Krzyś przystąpił do wiązania. Za chwilę padło: "Mama, pomóż!" No to mama oświadczyła, że w szkole nie pomoże. Michałka, już gotowego, wysłałam na korytarz z poleceniem zawołania windy. Krzyś nadal męczył się ze sznurówkami, ale po dobrej chwili stwierdził, że jednak założy buty zapinane na rzepy. Musiałam jeszcze przebrnąć przez Krzychowe wybieranie wiosennej czapki i "już" można było dołączyć do Michasia.

    Wyszliśmy na korytarz, a tam Michałek sobie spaceruje patrząc w sufit. Przycisku od windy oczywiście nie pocisnął, więc powiedziałam mu, że jest gamońcio i zawsze buja w obłokach. To się bardzo spodobało Krzysiowi, który najpierw zarechotał, a zaraz potem oświadczył:"Jesteś głupszy od dupki". Michał zrobił minę z repertuaru "Ta zniewaga krwi wymaga" i szturchnął brata. Przyjechała winda. Zjazd do garażu upłynął na poszturchiwaniach i wzajemnych docinkach. Kiedy dojechaliśmy na właściwy poziom i drzwi windy się otworzyły, jaden wypchnął drugiego (nie wiem który którego) i zaczęli się okładać pięściami na garażowym korytarzu.

    Chłopcy ostatnio dość często prowadzą z sobą walki - najwidoczniej mają wewnętrzną potrzebę męskiej rywalizacji i pokazania "przeciwnikowi" swojej siły i sprawności fizycznej. Kiedy patrzę na te ich walki, mam zawsze przed oczami obraz kogucików skaczących sobie do oczu albo młodych drapieżników trenujących pod czujnym okiem rodziców. Ponieważ nie robią sobie krzywdy, nie obrażają się na siebie, nie zakazuję im takich zabaw. Pamiętam jeszcze, jak sama biłam się z moim bratem.;)

    Nie interweniowałam również tym razem. Otwierając ostatnie drzwi przed podziemnym parkingiem, rzuciłam jeszcze: "A lejcie się dalej, ja jadę do szkoły". Jedyną reakcją było przeniesienie pola walki między zaparkowane samochody i wycieranie kurtkami i plecakami brudu z pojazdów. Ponieważ chłopcy ani myśleli o pakowaniu się do samochodu, zeźliłam się na nich i w końcu huknęłam na nich, żeby się wreszcie opamiętali i wsiedli, bo się w końcu spóźnimy do szkoły. I wtedy Michał, korzystając z rozproszonej uwagi przeciwnika, popchnął Krzysia na samochód. Tego było już za wiele. Rzadko mi się to zdarza, ale w tym momencie ryknęłam na dzieciaki, żeby już bardziej matki nie drażniły. 

   Krzyś pokornie wsiadł na swoje miejsce, a Michałkowi jeszcze adrenalina buzowała i zamiast sobie dać spokój, pyskował dalej, teraz już nie tylko do Krzysia, ale i do mnie. Michał zawsze potrzebuje więcej czasu na opanowanie emocji i wyciszenie. Wkrótce na tylnym siedzeniu zapanowała cisza. Chłopcy przeprosili się i dali sobie po buziaku wyciągając się do siebie na tyle, na ile pozwalały zapięte pasy. Tak się kończą wszystkie utarczki między moimi chłopakami - szybka bójka i natychmiastowa zgoda. Mnie tak szybko złość na nich nie wyparowała.

    Po chwili usłyszałam kontrolne "mamo" - sprawdzają w ten sposób czy już mam z powrotem dobry humor, czy też jeszcze jestem na nich zła. Ponieważ nie całkiem mi jeszcze przeszło, burknęłam:"No, co tam".
- Mamo - rozległ się słodziutki głosik Michałka - obronisz mnie przed Leną?
- A dlaczego mam cię bronić przed Leną? - zapytałam. Kobieta cię bije???
- Nie bije, ale chce mnie zjeść - z powagą odparł Michałek.
- Nie wiedziałam, że chodzisz do klasy z ludożerczynią. Powiedziała ci, że cię zje?
- Tak. Powiedziała, że mnie schrupie jak cukiereczka na swoje urodziny. A dzisiaj są urodziny Leny - cały czas z powagą mówił Michałek.
Z trudem powstrzymywałam się, zeby nie ryknąć śmiechem. Całe rozdrażnienie ulotniło się w mgnieniu oka. 
- Jakby Lena widziała twoje zachowanie w garażu Michałku, wiedziałaby, że tak naprawdę nie jesteś takim słodziakiem, na jakiego pozujesz - musiałam przypomnieć Michałkowi o jego niecnych postępkach, jakich dopuścił się przed kwadransem - Lena musi cię lubić, skoro ci mówi, że cię chce zjeść - wyjaśniałam - Dasz jej buziaka z okazji urodzin i nic ci się nie stanie. Nie będziesz potrzebował ochrony.
- Ale w szkole nie wolno się całować! - wykrzyknął Michaś. I rozmowa zeszła na inne tory.  Atmosfera, dzięki rozmowie, oczyściła się zupełnie. Dojechaliśmy do szkoły i chłopcy pobiegli do koleżanek i kolegów, puszczając w niepamięć poranne spięcie. Ja już też wypuściłam cały dym uszami i mogłam spokojnie udać się do swoich zajęć.

    Michaś nie został pożarty ani nawet nadgryziony. Po lekcjach odebrałam go w całości.:)

2 komentarze:

  1. No to masz od samego rana niesamowite przygody że tak powiem.Przypomniały mi się poranne wyprawy z synem do przedszkola.Co rano z dziadkiem wypijał na surowo jajko i wypijał herbatkę.Kiedyś się nie złożyło i po drodze do przedszkola położył się na środku chodnika i krzyczał a ja chce arbatkę.Powiem że to była godz 6.30 hii.Ludzie patrzyli na mnie i chcieli mnie zabić wzrokiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieciaki każdego dnia potrafią dostarczyć rozrywki. Ci, którzy kiedykolwiek mieli dziecko, doskonale wiedza, ze nie zawsze jest jak w bajce.

      Usuń