Nie wiedzieliśmy czy umówiona, ale już ponad kwadrans spóźniona, "grupa" dotrze na zwiedzanie Jaskini Nietoperzowej, ale stwierdziliśmy, że skoro już udało nam się dotrzeć na miejsce, poczekamy jeszcze chwilę, rozglądając się po najbliższej okolicy. A było co oglądać.:)
Oprócz włochatego nosorożca na podwórku stały jeszcze mamut z żubrem. Michaś i Krzyś z podziwem patrzyli na wielkie, plastikowe stwory.
Tuż obok znajduje się skalny ogródek z ekspozycją różnych skał. Kamienie są opisane, więc można je nie tylko obejrzeć, ale i dowiedzieć się jakie mają nazwy, skąd pochodzą i ile mają lat. Michał czytał sobie po cichutku, a Krzyś sylabizował na głos, ale język mu się poplątał na zlepieńcu myślichowickim i Krzychu strzelił focha, stwierdzając, że to jakiś dureń takie nazwy powymyślał i on, Krzyś już więcej takich nazw czytał nie będzie.
Moją uwagę, bardziej od nosorożca i mamuta stojących na podwórku, przyciągnął, równie plastikowy jak one, jelonek umieszczony na skale nad budynkiem jaskiniowej kasy. Uwieczniłam go, stwierdzając, że to lepszy kicz od jelenia na rykowisku na tle zachodzącego słońca.
Kiedy tak pałętaliśmy się po podwórku, dołączył do nas przedjaskiniowy kot, który pozował na skałach nie gorzej od jelenia.
Podeszliśmy przed zamknięte na kratę wejście do jaskini, poczytaliśmy tabliczkę informacyjną i wtedy ciszę przerwał ryk silników - na parking zajechało jedenaście wypasionych terenówek, a z ich wnętrz zaczęła się wysypywać oczekiwana "grupa". Michaś z Krzychem, z okrzykami "hurra!!!" pognali w kierunku kasy. Zakupiliśmy bilety i dalej czekaliśmy, bo ci, którzy przyjechali też musieli zapłacić za wejście, porobić sobie zdjęcia z nosorożcem i mamutem oraz wygłaskać kota dopominającego się o pieszczoty.
Chłopcy zdążyli się jeszcze powspinać po skałkach przed wejściem do jaskini i poszukać tajnego wejścia, którego jednak nie znaleźli.
Wreszcie wejście do Jaskini Nietoperzowej stanęło przed nami otworem. Krzyś wczepił się w moją rękę swoimi malutkimi paluszkami i zaraz na wstępie stwierdził, ze się boi. Michaś udawał odważnego, ale kiedy tylko odeszliśmy kawałek od wejścia, złapał za moją druga rękę i w ten sposób zostałam totalnie udzieciowana podczas zwiedzania. Pawełek miał dwie wolne ręce, więc udało mu się zrobić więcej zdjęć we wnętrzu jaskini niż mnie.
Jaskinia Nietoperzowa jest wysoka, więc nie ma konieczności schylania się podczas zwiedzania. Pan przewodnik opowiadał o formacjach skalnych - stalaktytach, stalagmitach i makaronach wiszących nad naszymi głowami. Pokazywał też do jakiej wysokości dno jaskini było pokryte nietoperzowymi odchodami i naniesionymi przez wodę szczątkami zwierzęcymi i roślinnymi.
W jaskini znalezione zostały kości niedźwiedzia jaskiniowego, mamuta, wilka, konia i mnóstwa drobniejszych zwierząt. Nie natrafiono tam na szczątki ludzi pierwotnych.
W jaskini można zobaczyć kości zatopione w skale. To wzbudziło największe zainteresowanie u dzieciaków. Michał trzy razy dokładnie oglądał z bliska kości i dopytywał dlaczego są w skale, dlaczego nie są białe, jak się tam znalazły, dlaczego nikt ich nie wyjął... Nikt inny z całej wycieczki nie był tak dociekliwy jak Michałek.
Przewodnik opowiadał tez o filmach, jakie były kręcone w Jaskini Nietoperzowej, pokazywał kamienie, na których siedzieli aktorzy i miejsca, gdzie rozłożone zostały rekwizyty. Dzieciakom (nie tylko Michałowi i Krzysiowi; w grupie było kilkoro dzieci) spodobała się historia jak to Horpyna potknęła się o kamień, wywinęła orła upadąjąc na skały i później przez pół godziny płakała, bo tak się potłukła.
Dzieciaki chichotały wyobrażając sobie płaczącą wiedźmę i wtedy przewodnik zgasił wszystkie światła. Zapadła grobowa cisza, w której odezwał się płaczliwy głos: "Mama!" I to nie był Krzyś, bojący się po trochu cały czas, tylko Michałek, któremu się nagle zrobiło bardzo straszno.
Po chwili lampy znowu rozbłysły i można było kontynuować zwiedzanie.
Oczywiście od samego wejścia do jaskini rozglądaliśmy się za mieszkańcami - nietoperzami. Chłopcy, przed zwiedzaniem, wyobrażali sobie, że po jaskini będą fruwać stada nietoperków wielkości Batmana, a tu nic z tego - trzeba było nieźle wytężać wzrok, żeby zobaczyć pojedyncze nietoperze wiszące na sklepieniu jaskini. Sama też byłam nieco zawiedziona, bo wydawało mi się, ze skoro to jest Jaskinia Nietoperzowa, to będzie ich tam więcej niż było.
Na słowo musieliśmy uwierzyć przewodnikowi, że w jaskini można spotkać aż 9 gatunków nietoperzy, bo my widzieliśmy tylko przedstawicieli dwóch - podkowca małego i nocka dużego. Wisiały sobie zahibernowane i nie wykazywały żadnych oznak życia.
W jaskini nietoperze tylko zimują, a w lecie wynoszą się do lasu, gdzie żerują i wychowują potomstwo, więc w jaskini można je zobaczyć tylko w okresie zimowym.
Zakończyliśmy zwiedzanie Jaskini Nietoperzowej. W tym czasie pogoda nam się zmieniła z kiepskiej na jeszcze "kiepściejszą" - z nieba spadała krupa śnieżna. Krzyś pożegnał kota przedjaskiniowego i rozpoczęliśmy odwrót. A do pokonania był kawał drogi. Zadymka nas poganiała i chłopcy, mimo zmęczenia, zasuwali raźno w stronę samochodu. W tym dniu przemaszerowali blisko 20 kilometrów i po powrocie do domu i zjedzeniu obiadu Michałek i Krzyś położyli się na chwilę, żeby odpocząć, co im się zdarza niezwykle rzadko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz