Trzeciego i czwartego maja nie znaleźliśmy ani jednego smardza, mimo poszukiwań w bardzo obiecujących miejscówkach. Miejsca były atlasowe, ale za nisko położone... niby wiedzieliśmy o tym, ale jakoś tak głupio było nie odwiedzić miejsc, w których każdego roku jakieś smardzyki na nas czekały. Równolegle z brakiem smardzów u nas, w internecie pojawiały się kolejne doniesienia o znalezionych borowikach ceglastoporych i usiatkowanych. Paweł z Jaworzna tak się napalił na borowiki, że nie mógł spać przez pół nocy. Zaproponował popołudniowy wypad w ich poszukiwaniu. Na siatkusie (borowiki usiatkowane) w pobliżu szans raczej nie mieliśmy, ale las z dużym prawdopodobieństwem znalezienia ceglasi, został bez trudu wytypowany.
Po powrocie z porannego spaceru, który co prawda nie zaowocował smardzami, ale całkiem bezgrzybowy nie był, nakarmiłam moich chłopaków i zapakowaliśmy się z jaworzańskim Pawłem do samochodu, który dowiózł nas do wybranego lasu. Ruszyliśmy pod górkę, stwierdzając, że jest tu tak samo sucho, jak we wszystkich innych lasach, które odwiedziliśmy podczas majówki. Nawet mech był tak wysuszony, że zmienił kolor z zielonego na brązowy.
Przeszliśmy kawałek pod górkę, Paweł roztaczał piękne wizje ceglastoporych, jakie w tych miejscach kosił tysiącami, patrzyliśmy w ściółkę wytrzeszczając oczy i wreszcie Paweł zobaczył tego pierwszego. Rósł w suszonym mchu, był nieco wygryziony i najpiękniejszy ze wszystkich tegorocznych, bo pierwszy.
W pobliżu wypatrzyłam jeszcze dwa maluchy.
I na koniec w tym miejscu, Paweł odkrył jeszcze jednego. Mieliśmy dwa do dwóch. Poszliśmy dalej.
Długo, długo nic nie było, aż Paweł trafił jednego rosnącego na środku ścieżki. Ten pociuś był już całkiem spory i w ogóle nie było na nim widać śladów suszy.
Kolejne metry penetrowanego lasu przyniosły prawdziwą niespodziankę - następne borowiki urosły już porządnie. Musiały zacząć wzrost jakieś dwa tygodnie temu, więc spokojnie mogłyby zostać znalezione jeszcze w kwietniu, gdyby ich tam ktoś szukał.
Na koniec trafiły się jeszcze trzy maluchy. Jeden z nich był tak strasznie wysuszony, że aż popękał na trzonie i kapeluszu.
Wszystkie znalezione borowiki ceglastopore zostały starannie obejrzane, obfocone i sfilmowane. Po tych wszystkich czynnościach trafiły do koszyka. Specjalnie nie czyściliśmy ich od razu, żeby wszystkim kibicującym nam na podwórku osobom, pokazać jak rosły. Grzyby były tak suche, że transportowanie ich w takim nieoczyszczonym stanie w żaden negatywny sposób nie wpłynęło na ich jakość. Poza tym wyczyszczenie takich kilku sztuk nie jest wielkim trudem, a przyjemnością.
Oprócz borowików ceglastoporych znaleźliśmy tylko kępkę wysuszonych maślanek.
Na podwórku, oprócz tych, których zostawiliśmy, czekali na nas nowi goście, którzy też mieli w koszyku kilka borowików ceglastoporych. Dostali je od znajomego, który zbierał je dzień wcześniej na Słowacji. Po dokładnych oględzinach i porównaniu, stwierdziliśmy, że te nasze, polskie, są ładniejsze.:)
BARDZO WAS SERDECZNIE POZDRAWIAM.TAK NA WSZYSTKICH SPOGLĄDAM I JAK MILO ZE WSZYSTKICH JAKBY ZNAM.MUSI TO BYĆ JAKIEŚ MAGICZNE MIEJSCE ZE TYLE OSÓB JE ODWIEDZA.GRATULUJE PIERWSZYCH BOROWIKÓW CEGLASTOPORYCH
OdpowiedzUsuńTak Ewo! To jest magiczne miejsce. Ściągamy tu ludzi z całej Polski i okolic.:) Babia przyciąga z mocą tajemną. Mimo znalezienia ceglasi, ja wciąż poluję na smardze. Chcę zatrzymać wiosnę...
UsuńZobaczymy co się dzisiaj trafi.:)
OdpowiedzUsuń